Ikigai to japoński koncept, który oznacza tyle co powód do bycia. Poszukiwanie sensu życia jest czymś, co jest bardzo ludzkie, a odnalezienie go na osobistym i jednostkowym poziomie gwarantuje pełne i satysfakcjonujące życie. Truizm? Może i tak. Jest ich przecież wiele. No bo czy znajdź to, co kochasz robić i nie przepracujesz w swoim życiu ani jednego dnia nie mówi o czymś podobnym? Pasja, spełnienie, powód, dla którego codziennie warto wstać z łóżka – to właśnie ikigai. Ikigai to również harmonijne połączenie tego, co kochasz, co umiesz, co świat może ci dać i co ty możesz dać światu. Sytuacja idealna, którą na wszystkie sposoby starają się zepsuć i sam człowiek, i cały wszechświat.
Dwóch autorów, Hector Garcia i Francesc Miralles łączy to pojęcie z długowiecznością i postanawia zbadać, jaki jest sekret długiego i szczęśliwego życia, zwłaszcza w wykonaniu Japończyków. Zapowiadało się rewelacyjnie, zwłaszcza, że temat długowieczności bardzo mnie ciekawi, a książka Dana Buettnera Niebieskie strefy była naprawdę fascynującą lekturą. Autorzy opierają się głównie na rozumieniu ikigai jako byciu stale zajętym. Rozmawiają z superstulatkami, biorą pod lupę społeczność wyspy Okinawa, gdzie na 100 tysięcy osób przypada 24 stulatków, czyli więcej niż gdziekolwiek indziej, sprawdzają co jedzą, jak żyją i jakie mają podejście do codzienności. I gdyby zrobili tylko to, byłoby super. Ale oni postanawiają wpleść do tego trochę wszystkiego – a to ciut psychologii, trochę opowiastek, trochę wykresów, tu jakieś badania i cyferki, tu psychologiczne narzędzia, które możemy wykorzystać sami, tu znowu jakaś historia. Właściwiy temat w tym wszystkim znika, a po lekturze zostało mi bardzo nieprzyjemne uczucie zmarnowanego czasu. To moja druga blogowa pomyłka. Zazwyczaj celnie wybieram, nie chcę Wam tutaj opowiadać o książkach złych i słabych, ale jak widać, czasami muszą zdarzać się wpadki. Pierwszą byli Demonolodzy, a drugą to.
Istnienie niebieskich stref, miejsc, gdzie ludzie żyją dłużej niż inni, jest fenomenalne, choć też łatwe do zrozumienia. Dzisiaj jesteśmy bardzo świadomi tego, co wpływa na człowieka, i widzimy różnicę pomiędzy jakością życia zestresowanego 30-latka z dużej aglomeracji, który je fast foody, pije alkohol, pali i do tego się nie wysypia, a człowiekiem z wyspy, który mięso je raz w tygodniu, a poza tym ryby, który się nigdzie nie spieszy, oddycha czystym powietrzem i przede wszystkim ma inne życiowe priorytety niż zarabianie milionów dolarów. Ale mimo naszej świadomości, w tym dlaczego gdzieś ludzie żyją dłużej, jest jakaś tajemnica. Staramy się to zrozmieć, są prowadzone badania, pisane reportaże, książki, artykuły. Potencjał na arcyciekawą książkę w każdym razie był. Ale moim zdaniem został zmarnowany. Autorzy mieli wszystko – chwytliwy pomysł, intrygujący temat, ciekawych bohaterów. Ale czegoś zabrakło. Mam wrażenie, że ta książka trochę nie wyszła. Jakby mieli za mało materiału i trzeba było ramy książki wypełnić czymś innym. Albo jakby nie do końca wiedzieli jak się za dany temat wziąć. Albo jakby mieli do powiedzenia z kolei za dużo, i nie umieli uporządkować posiadanej wiedzy. Skaczą z tematu na temat, wplatają do treści historie, które nijak mają się do długowieczności (chociażby wyrwana z jakiegokolwiek kontekstu opowieść o Stevie Jobsie kupującym porcelanę) i sprawiają wrażenie, że są umieszczone w książce tylko dlatego, że autor ją znał i chciał włączyć do treści, bez względu na to, czy jest na temat czy nie. Bardzo dużo jest informacji na przykład o logoterapii. Nawet jeśli sama metoda bazuje na czymś podobnym do ikigai, nawet jeśli jej autor to sam Victor Frankl, nie widzę powodu, żebym czytała o niej akurat w tej książce. Przez całą lekturę czekałam, aż w końcu zacznę czytać o japońskiej sztuce długiego i szczęśliwego życia. I ok, można powiedzieć, że przecież autorzy nie chcieli pisać o samej długowieczności, tylko o ikigai, a to już daje pole do większego rozmachu tematycznego. Zgodzę się z tym absolutnie, tylko że to też im nie wyszło. Dodatkowo autorzy zastosowali coś, czego naprawdę nie cierpię. Pod koniec każdego rodziału, opowiadają, co zamierzają napisać w następnym i co nas jeszcze w książce czeka. Ale żeby było mało, kiedy rozdział pierwszy kończą informacją, że w rodziale 2 zaczniemy od x, to rozdział drugi zaczynają od stwierdzenia, że zanim przejdziemy do x, to porozmawiamy najpierw o y… Nie cierpię tego, mam wtedy wrażenie, że sam autor nie wie, co pisze; że nie ma planu i zapisuje wszystko, co przyjdzie mu w danej chwili do głowy.
To z tych negatywnych odczuć. Może trochę czepialskich, ale to wynika z mojego rozczarowania. Generalnie unikam poradników jak mogę, a tu zostałam troche oszukana (może na własną prośbę, bo nie przypatrzyłam się wcześniej treści). Myślałam, że dostaję opowieść o długowieczności, o superstulatkach, o ich filozofii życia, fascynującą i ciekawie snutą historię, która mnie porwie i zainspiruje. A mam wrażenie, że przeczytałam nie do końca fajny poradnik psychologiczny, pełen banałów i teoretycznie motywujących historii, spisanych przypadkowo i nie do końca wiadomo dlaczego. Ale! Żeby nie było tak pesymistycznie. Mimo wszystko można z niej wynieść coś dla siebie. Jeśli ktoś po raz pierwszy styka się z tym tematem, znajdzie tam dla siebie kilka ciekawych informacji, kilka inspiracji, jakie zmiany wprowadzić w swoje życie, kilka fajnych pomysłów. Ostatnio na klubie książki przy okazji lektury Nie ma się czego bać. Rozmowy z mistrzami Justyny Dąbrowskiej wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że starsi ludzie, którzy są zajęci, nie mają czasu umrzeć. Tak jest i prawdopodobnie każdy, kto ma aktywnego dziadka lub babcię to potwierdzi 😉 Ale absolutnie nie umiem sobie wyobrazić, jak to jest mieć ponad 100 lat. 108? 110?? A 120? Jak to jest żyć w trzech stuleciach? Fenomenalne wypowiedzi tych superstulatków stanowią najmocniejszą stronę książki. Gdyby autorzy wokół tego zbudowali swoją książkę, mam wrażenie, że byłaby porywająca. A tak, dla mnie to naprawdę zmarnowany potencjał.
Dan Buettner w ciągu 20 minut powiedział na temat długowieczności więcej, niż udało się autorom zawrzeć w tej książce. Polecam jego wystąpienie 🙂 I powiem tak – jeśli nie będziecie spodziewać się po niej wiele, sięgnijcie po nią. A nuż dowiecie się czegoś fajnego, a superstulatkowie są naprawdę obłędni 😉
♦
Za udostępnienie egzemplarza dziękuję
♦
Ja zaś mam alergię na wszelkie tego rodzaju tytuły.
Ja czasami próbuję 🙂 Bo to bardzo ciekawe tematy są i czasem się zdarza, że są fajnie ujęte. Na przykład taka “Wielka magia” Elizabeth Gilbert – niby poradnik, niby nic nowego, a jednak fajnie napisany, prosto, bez zadęcia, i szczerze.
Wzbierajaca we mnie ciekawość, rozbudzona domysłem pozycji poruszajacej temat niezwykle mnie interesujący niestety opadła. Samej książki nie czytałam, a teraz nie mam pewności, czy chcę po nią sięgać. Szkoda, że zamiast cennej pozycji powstała niezborna, nużąca gmatwanina anegdot, ponieważ temat jest naprawdę nośny i fascynujący.
Pozostaje chyba czekać cierpliwie na opracowanie, zawierające dociekania na temat długowieczności, mnie samą napawającą jakąś kojącą świadomością, że osiągnięcie szczęścia jest w zasięgu ręki. A już najpełniejszy obraz tego przynoszą krzepiace biografie uśmiechniętych matuzalemów 🙂