Słuchaj, czas spojrzeć prawdzie w oczy: los nie rzuca ci kłód pod nogi – aż tak się tobą nie przejmuje tłumaczenie Olga Siara
Do książek wszelkich coachów podchodzę naprawdę bardzo krytycznie i ostrożnie. W takich pozycjach słowa są dużo ważniejsze niż w powieści, a często autorzy piszą tak, jakby nie zdawali sobie z tego sprawy. Poza tym mam chyba uczulenie na wszelkie dasz radę czy możesz wszystko. Nie chodzi nawet o samo przesłanie, tylko najczęściej o formę. To dobrze, że są ludzie, którzy potrafią (i chcą) motywować innych do bycia lepszymi czy do osiągania celów. Inni ludzie przecież cały czas na nas wpływają i dobrze jest się otaczać tymi inspirującymi i wyzwalającymi w nas to, co najlepsze (nawet jeżeli czasami trzeba za to zapłacić). Niestety, od kiedy coaching stał się popularny i modny, znaleźć wartościowego coacha pewnie jest trudno – a znaleźć wartościową książkę w zalewie tych wszystkich powiedz mi jak mam żyć bzdur jest jeszcze trudniej.
Ale zdarzają się wyjątki i Bishop jest jednym z nich. Nie mogę się wypowiadać o nim czy o jego pracy, bo nie znałam go zupełnie przed tą książką. Swoją ocenę opieram tylko i wyłącznie na tej jednej publikacji. Na pierwszy rzut oka nie wygląda imponująco – dosyć niewielka książka, z dużą czcionką i dodatkowo wyróżnionymi cytatami, którą można przeczytać w godzinę. Ale to tak naprawdę jej zaleta – to ma być szybka i łatwa lektura, bo energię mamy kierować na coś innego. Zabrakło mi jednej małej rzeczy. Gary John Bishop podpadł mi już na samym początku. Kiedy pisze się książki, ważne są źródła. Zwłaszcza, kiedy pisze się o badaniach naukowych, chce się wykazać jakąś wiedzą i podeprzeć swoje własne przekonania obiektywną prawdą potwierdzoną przez badania. Wykazano, że dziennie przychodzi nam do głowy 50 tysięcy myśli czy najnowsze odkrycia z dziedziny neurobiologii potwierdzają, że to jak do siebie mówimy rzutuje w dużym stopniu na jakość naszego życia – takie zdania doprowadzają mnie do szału, bo kto wykazał? Jakie badania? Kiedy? Dlaczego? Po co? Gdzie to można sprawdzić? Rozumiem, że takie informacje nie są potrzebne każdemu i że w głównym tekście mogłyby być utrudnieniem, ale nie widzę powodu, dlaczego nie można ich umieścić w przypisach czy jakimś aneksie. Dla zainteresowanych. Zwłaszcza, jeśli powołujemy się badania naukowe i chcemy być traktowani poważnie.
Ale jeśli nie jesteś gotowy siedzieć w pracy dodatkowych dziesięć albo dwadzieścia godzin tygodniowo tylko po to, żeby jeździć do biura bmw zamiast hondą, to nie zużywaj cennych szarych komórek na takie wizje. Przestań udawać przed samym sobą. Pogódź się z tym, że nie chcesz wziąć na siebie obowiązków, z którymi wiązałoby się realizowanie tych pragnień, i przyznaj, że sobie ściemniałeś. Dzięki temu dużo mocniej pokochasz to życie, które już masz – i stworzysz przestrzeń na dążenia do rzeczy, których naprawdę pragniesz.
To chyba jedyny minus. Jest w tej książce pełno zwrotów, które są typowo coachowe (pochodne dasz radę!), ale przez szorstkość i konkretność autora nie brzmią tak ckliwie i beznadziejnie jak zawsze. Zresztą, po początkowej stracie kilku punktów, autor szybko je odrobił informując mnie, że nie zamierza pisać o sile pozytywnego myślenia ani o afirmacji i nie będzie mi kazał wyzwalać wewnętrznego zwierzęcia, za co naprawdę jestem dozgonnie wdzięczna. Potem mnie zaintrygował, pisząc, że jeśli łatwo mnie urazić, to lepiej żebym nie czytała dalej. A potem było już tylko lepiej.
Okazało się, że tak naprawdę to, o czym on pisze, ja stosuję (a przynajmniej się staram). Zgadzam się z nim w 100%. To ładne podsumowanie tego, co podświadomie zawsze wiedziałam, co podziwiam u innych i co mi imponuje, a jednocześnie to wytknięcie tego wszystkiego, co mnie u innych denerwuje i czego nie lubię. W skrócie – to jak o sobie myślisz, taki się staniesz. To, jak reagujesz na rzeczy, które cię spotykają, zależy tylko od ciebie. Narzekanie i oskarżanie Wszechświata za swoje niepowodzenia naprawdę nie ma sensu. A już na pewno sensu nie ma zazdroszczenie komuś i mówienie też bym tak chciał, leżąc jednocześnie na kanapie przed telewizorem. Wielkie znaczenie ma też język. Takie, o które go nawet nie podejrzewamy w codziennym życiu. Pomyślcie – kiedy się z kimś żegnacie mówicie spadam (w dół) czy lecę (w górę). Mówicie, że coś wam się strasznie podoba? Przecież to bez sensu, bo jak coś jest straszne, to jest negatywne – coś może nam się bardzo podobać! Spróbujcie zamienić słowo muszę na słowo chcę. Zastanówcie się nad słowami, jakich używacie – to trudne, ale jeśli przyjrzycie się im, zaczniecie ich używać bardziej świadomie. Niby mała zmiana, a jednak jej konsekwencje są czasami bardzo duże!
Książka perfekcyjnie łączy się też z Potęgą sugestii, bo Bishop też bardzo fajnie pisze o oczekiwaniach. Ostatecznie z czystym sumieniem mogę ją polecić – jest konkretna, wartościowa i naprawdę można z niej wynieść coś dla siebie. Zwłaszcza jeśli jesteś tą narzekającą i oskarżającą świat o spisek w celu utrudnienia ci życia osobą. Hasła typowo coachowe irytowały mnie (to moja osobista skaza), ale na poziome zdroworozsądkowym zdaję sobie sprawę, że są one niezbędne w takiej publikacji. I widzę w tej książce wielki potencjał i możliwość wsparcia wielu osób.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Ja mówię, że coś mi się “strasznie” bądź “okropnie” podoba 😀 Dla mnie to jest takie “bardziej niż bardzo” 😉 Kiedyś ktoś mi powiedział, że nie powinno się mówić “nie ma problemu”, bo mózg odbiorcy automatycznie wyłapuje i koduje “problem = jest źle”, nawet, jeśli dodajemy w zdaniu negację. Od tej pory staram się w takiej sytuacji mówić “nie ma sprawy”, ale do tych “strasznie” i “okropnie” jestem jakoś… strasznie przywiązana ;D
Oj ja też byłam! Ale od kiedy zaczęłam zwracać na to uwagę, nagle faktycznie zaczęło mi to przeszkadzać i coś nie grać w tym, że coś “strasznie lubię”.
Kurczę, Diana, coś czuję, że “przez” Ciebie też przestanę ich używać ;D Po tym wszystkim “strasznie fajne” itp. nie będą już nigdy takie same!
Ja zdecydowanie nie jestem “targetem” dla takich książek – bo albo zalatują mi one zupełną ściemą (jak niesławny “Sekret”), albo też oczywistymi oczywistościami. Niby dobrze, że są wydawane solidne pozycje, ale mnie zawsze zastanawia, czy te książki rzeczywiście kogoś motywują do czegokolwiek.
Myślę, że na pewno – są ludzie, którzy potrzebują takich książek, coachów, trenerów, ludzi, którzy powiedzą im, jak mają żyć. Nie mam nic przeciwko, pod warunkiem, że coach gada z sensem, a to rzadko się zdarza 😀 Bishop może zmotywować – mnie zmotywował do tego, że jeśli spotkam kogoś narzekającego na swojej drodze, to walnę go najpierw po głowie tą książką, a potem każę przeczytać 😉
Ja też jestem przekonany, że są takie osoby, ale jakoś wydaje mi się, że jednocześnie są to osoby, które wymagają ciągłego kierowania i motywowania, gdyż trudno im znaleźć motywację wewnętrzną.
[…] jakie przeczytałam (choć słowo poradnik w tytule to trochę takie oczko do czytelnika), nawet Napraw się Bishopa coś w sobie miało. Ja po prostu lubię książki, mogą być też poradniki, w których […]
[…] o złych musiałabym napisać całkiem długi, osobny tekst). Na blogu pisałam o trzech – Napraw się, Możesz to zrobić! i Wielkiej magii. Możecie zajrzeć do recenzji – to […]