Powieści czytam rzadko, jeszcze rzadziej o nich piszę. A już najrzadziej czytam takie, jak Współczesna rodzina – o ludziach i ich codziennym życiu, w którym w zasadzie nic niezwykłego się nie dzieje. Mogłabym policzyć na palcach jednej ręki takie książki, które mi się podobały. Ja to jednak jestem stworzona do literatury faktu, a nie pięknej. Ale! Przeczytałam, bo wiem, że nie zawsze mam rację i lubię się zaskoczyć. Wydawnictwo Poznańskie już kilka razy to zrobiło i ufam im w tym zakresie. Poza tym uwielbiam wznowienia, bo to daje mi szansę na czytanie książek, których do tej pory nie miałam okazji poznać, a ja nie zamierzam z takiej szansy zrezygnować.
Na stronie wydawnictwa przeczytamy, że seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich była nie tylko znakiem rozpoznawczym Wydawnictwa Poznańskiego, lecz także jedną z dłużej wydawanych w Polsce serii książek skupionych na określonym obszarze geograficznym. Przez ponad 30 lat i niemal 150 tomów serii przewinęły się największe nazwiska literatury skandynawskiej (w tym wielu noblistów) – Karen Blixen, Mika Waltari, Sigrid Undset, Knut Hamsun, Halldor Laxness, Hans Christian Andersen, Vilhelm Moberg Per Olof Enquist. Mam w tym zakresie olbrzymie zaległości i zamierzam je po malutku nadrabiać. Na moje zainteresowanie wpłynęła jeszcze jedna rzecz. Ciągnie mnie do tych skandynawskich klimatów, trzeba się z tym pogodzić. Kryminały kiedyś wyczerpują zainteresowanie, a literatura piękna pozwala skupić się na innych warstwach, dostrzec inne zagadnienia, spojrzeć z innej perspektywy. Żadna z tych rzeczy nie miałaby jednak znaczenia, gdyby książka był źle napisana i przetłumaczona.
Helga Flatland umie pisać (a Karolina Drozdowska tłumaczyć), więc o to nie musicie się martwić. Zawsze mnie zastanawia fakt, że książki pozornie o niczym tak potrafią wciągać, a problemy zupełnie obcych ludzi (i do tego wymyślonych) stają się dla nas ważne i tak mocno się nimi przejmujemy. Nie wiem, jak niektórzy pisarze to robią, ale w skandynawskich książkach można dostrzec pewien charakterystyczny rys. Dramat buduje się napięciem, z kart powieści wylewa się spokój, choćby nie wiem, co się działo, a wszystko wydaje się być stłumione, jakby przykryte grubą warstwą śniegu. Obserwujemy wydarzenia z dystansu, nawet jeśli jesteśmy w samym ich centrum. Przez ten spokój i pozorny dystans wszystko boli jeszcze bardziej, jest bardziej widoczne, tym mocniej siedzi w głowie czytelnika. A on zupełnie nie wie, dlaczego akurat ta książka za nim tyle czasu chodzi.
Współczesna rodzina może być książką niebezpieczną. Helga Flatland napisała o rodzinie. Takiej zwyczajnej, aż do bólu, normalnej, wręcz podręcznikowej. Takiej, jaką każdy by chciał mieć, jaką widzimy u kogoś innego. Autorka jednak nie ma dla nas litości – bardzo wyraźnie pokazuje, że nie ma czegoś takiego, jak normalna rodzina, że bycie rodziną nie rozwiązuje żadnych problemów i nie powinno do niczego zobowiązywać, że każdy tak naprawdę ma coś za uszami. Po lekturze tej książki zaczęłam się mocno zastanawiać nad całym konceptem rodziny – jak to się dzieje, że to magiczne słowo potrafi zmusić kogoś do czegoś, czego nie chce robić, do przedłożenia własnego dobra, nad dobro innej osoby, do poświęcenia wbrew sobie. Pozwala na oczekiwania wobec innych, żądania, stwarza iluzję bezpieczeństwa.
Tak naprawdę nigdy nie znamy drugiego człowieka, nawet jeśli myślimy, że jest nam najbliższy na cały świecie. To trudna myśl i dosyć przygnębiająca. Praktycznie w każdym zdaniu tej książki odnajdywałam siebie, kogoś, kogo znam, znajome sytuacje, całe schematy, które ludzie powtarzają z pokolenia na pokolenie. To zadziwiająco uniwersalna i boleśnie prawdziwa książka. Rozwód rodziców, wątpliwości przy wychowywaniu dziecka, problemy z zajściem w ciążę, zazdrość, rozpieszczone młodsze rodzeństwo, toksyczni rodzice, uzależnianie dzieci od siebie, różny podział obowiązków, odgrywanie ról, udawanie kogoś innego, ukrywanie prawdziwych myśli, problemy z akceptacją – znamy to, prawda? Flatland ma wielki dar obserwowania ludzi, wyciągania wniosków i opisywania sytuacji w sposób zwięzły, celny i tak, że każdy może się z nimi identyfikować. Dla mnie najważniejszą rzeczą, jaką można wynieść z tej książki jest otwartość, tolerancja i świadomość, że ludzie są różni. To banał, ale tak często o tym zapominamy. Kiedyś człowiek był związany ze swoją rodziną na dobre i na złe. Więzy krwi były najważniejszą sprawą w całym życiu. Dzisiaj się to zmienia – choć rodzina dalej jest podstawową jednostką społeczną, częściej zwracamy uwagę na wartość osoby, z którą chcemy utrzymywać kontakt niż na to, czy jest z nami spokrewniona.
Współczesna rodzina wciąga, czyta się ją błyskawicznie (poza momentami, kiedy trzeba ją odłożyć na chwilę i odetchnąć, bo właśnie trafiliśmy na fragment o nas) i robi czytelnikowi to, co robią najlepsze powieści – powoduje dyskusje, dalsze myślenie, roztrząsanie. Warto ją przeczytać, żeby przejrzeć się w tym lustrze norweskiej rodziny i może zobaczyć odbicie swojej własnej. Na tym polega magia i moc literatury!
♦
[…] u Diany z bloga Bardziej lubię książki – Współczesna rodzina. Książka o mnie i o tobie, […]