Antyspołeczny

Nick Pattigrew || Tłumaczenie Iwona Michałowska – Gabrych i Patrycja Zarawska

Lecz nasze dwie największe porażki, dwa obszary, które tak niewłaściwie pojmujemy, i to na tak wielką skalę, to narkotyki i zdrowie psychiczne. Naprawdę uważam, że w kraju o dojrzałym podejściu do narkotyków i kompleksowym odniesieniu do zdrowia psychicznego mój zwyczajowy nawał pracy byłby o mniej więcej osiemdziesiąt procent mniejszy.

Zainteresowałam się tą książką z dwóch powodów – ilustracja na okładce przypomina Banksy’ego, a jej tytuł to Antyspołeczny. W pierwszej chwili pomyślałam, że przecież ja lubię antyspołeczne rzeczy, sama trochę taka jestem. Ale potem postanowiłam sprawdzić definicję – i okazało się, że jestem, owszem, ale aspołeczna (formy niedostosowania społecznego charakteryzujące się biernością, izolacją, niechęcią do bycia w grupie, zahamowaniem, brakiem inicjatywy społecznej), ale z całą pewnością nie antyspołeczna (czynne działanie przeciwko społeczeństwu; charakteryzuje się agresywnymi działaniami przeciwko jednostkom społecznym lub grupom społecznym – agresja słowna, przemoc; brakiem empatii). I to jest też jeden z powodów, dla których lubię dla Was pisać – zawsze się czegoś dowiem i nauczę!

I tak, podtytuł wszystko wyjaśnia – sekretny dziennik pracownika do spraw zachowań antyspołecznych. Nick Pettigrew przez 10 lat pracował na stanowisku anti-social behaviour officer. U nas takiego stanowiska czy zawodu nie ma, choć może trochę pasuje opieka społeczna? Jak sam autor pisze – jeśli się ze mną spotkasz, to znaczy, że coś w twoim życiu poszło nie tak. Nick Pettigrew jako pracownik socjalny rozwiązywał i mierzył się z najdziwniejszymi i najtrudniejszymi sprawami, jakie przyjdą wam tylko do głowy. Taki pracownik ma przydział na jakiś konkretny obszar i jeśli coś na nim idzie nie tak, dzwoni się do antyspołecznego. Upierdliwy sąsiad, eksmisja, narkotyki, awantury, przemoc, alkoholizm – to tylko kilka z tematów, które przewiną się przez tę książkę.

Nick Pettigrew opisuje rok swojej pracy. Zaczynamy w styczniu, od momentu kiedy zadał sobie pytanie, czy w ogóle chce tę pracę wykonywać dalej. Kończymy w grudniu, niestety odpowiedź znamy, bo zdradza nam ją okładka. Ta książka jest niesamowitym połączeniem śmiesznych rzeczy z najbardziej smutnymi. Z jednej strony jest bardzo śmieszna – czarne poczucie humoru autora powodowało, że nie raz parskałam śmiechem, choć oczywiście sytuacja sama w sobie wcale nie była śmieszna. I zanim ktoś się oburzy, ja uważam, że poczucie humoru jest kluczem do wykonywania tak trudnych zawodów. Zakład pogrzebowy, kryminolodzy, lekarze, korespondenci wojenni – wydaje mi się, że bez poczucia humoru nie dałoby się długo wykonywać takiej pracy. Żarty są tarczą i zbroją jednocześnie i ja tak bardzo szanuję i doceniam ludzi, którzy wykonują trudne zawody, że nie mogę odbierać im prawa do poczucia humoru.

A więc jeśli lubicie czarny humor, ta książka bardzo wam się spodoba Autor jest złośliwy, ale nie do przesady, punktuje wszystko bezlitośnie, nie kryguje się, nazywa rzeczy po imieniu i jak trzeba to przeklnie. Ale to nie jest zabawna książka. Jest śmiesznie, owszem, ale w ogólnym podsumowaniu jest bardziej tragicznie. Bo to taki trochę śmiech przez łzy. Antyspołeczny obnaża bowiem wszystko co, co w państwie nie działa, a działać powinno. Niedogadywanie się poszczególnych urzędów, złe prawo, niedokładne prawo, brak funduszy, brak opieki nad ludźmi chorymi psychicznie, brak dobrego zaplecza dla takich pracowników jak autor. Wszystko to dotyczy Wielkiej Brytanii, ale myślę, że gdyby napisać taką książkę o Polsce, wcale nie byłoby lepiej. To smutny obraz społeczeństwa – takiego, których na co dzień unikamy i udajemy, że wcale nie istnieje. Marginesu, z którym nie chcemy mieć zwykle nic do czynienia, a o którym zapominamy, że to też ludzie.

Ta książka to okazja do spojrzenia na to wszystko od innej strony i docenienia pracowników socjalnych, którzy muszą mierzyć się z tym wszystkim, co my ignorujemy. To też przykład na to, jak państwo nie radzi sobie z opieką nad obywatelami, jak czasami jeden człowiek czuje się bardziej odpowiedzialny za życie innych niż odpowiednie komórki, które często zostały powołane właśnie do tego. Autor widzi dokładnie, co w państwie nie działa – jest więcej ludzi potrzebujących mieszkań socjalnych niż samych mieszkań, ofiarą oszczędzania padają programy dla młodzieży, biblioteki  i inne miejsca, które trzymały społeczeństwo na powierzchni i stanowiły wielką pomoc, nie ma skutecznej pomocy dla osób chorób psychicznie…

Antyspołeczny daje dużo do myślenia – Nick Pettigrew pisze o problemach, które dotyczą każdego państwa i to jest przerażające. Że pomimo naszego całego rozwoju jako ludzkości, jako nowoczesne społeczeństwa ciągle nie umiemy sobie poradzić z tak podstawowymi rzeczami jak zapewnienie opieki obywatelom czy dbanie o ich bezpieczeństwo. I tak jak mówię, jest śmieszna, ale zostawia czytelnika z wcale nie śmieszną refleksją…