The Paris Review to jeden z najbardziej cenionych magazynów literackich. Od 1953 roku publikuje prace wybitnych pisarzy, a w cyklu Pisarze przy pracy przedstawia wywiady z nimi. Nazwiska jakie się pojawiły w kwartalniku należą do tych najsłynniejszych, które zna każdy (ale niekoniecznie czyta). Znajdziecie tam na pewno również pisarzy, o których do tej pory nie słyszeliście, a których może dobrze znać.
Dzięki Książkowym Klimatom możemy poczuć się jak czytelnicy Paris Review. W pierwszym tomie, niedawno wydanym, mamy zebrane czternaście rozmów z pisarzami. Na okrzyki oburzenia, że dlaczego sami mężczyźni, śpieszę donieść, że drugi tom będzie gościł same kobiety. Na pytania odpowiadają między innymi Houellebecq, Borges, Huxley, Hemingway, Nabokov czy Marquez. Na czternastu pisarzy o trzech nie słyszałam w ogóle, przeczytałam przynajmniej jedną książkę siedmiu z nich, a do pozostałych czterech wstyd się przyznać, że nie znajdują się w grupie przeczytanach. Dlatego też nie będę wymieniać ich z nazwiska, bo też nie o to chodzi 😉
To nie jest książka na szybką lekturę czy na raz. Warto ją czytać dłużej, robić sobie przerwy po każdym wywiadzie, warto ją odłożyć i trochę pomyśleć, zanim ruszymy do kolejnego pisarza. Nie są to wywiady, do jakich może jesteśmy przyzwyczajeni z gazet. Nazwałabym je raczej rozmowami. Żywymi, ciekawymi rozmowami, głównie o życiu i o literaturze. Wywiady oczywiście są przeprowadzane przez różne osoby, ale wszystkie je cechuje dobre przygotowanie, profesjonalizm i prawdziwa ciekawość osoby, z którą rozmawiają. A to procentuje, bo dostajemy fantastyczny tekst, a czytając go, czujemy się, jakbyśmy siedzieli obok i słuchali tej rozmowy. Tym bardziej doceniam, bo rozmawiać z artystami przecież nie jest wcale łatwo.
Dzięki temu, że rozmowy te są na najwyższm poziomie dostajemy z lektury tej książki bardzo wiele jako czytelnicy. Po pierwsze możemy obserwować pisarzy (może nawet tych ulubionych) w prywatnych sytuacjach. Każdy wywiad jest poprzedzony krótką informacją, gdzie został przeprowadzony, opisem domu czy mieszkania, warunkami itd. To fascynujące móc obserwować ich jako po prostu ludzi, z określonymi poglądami, dziwactwami, podejściem to najprostszych życiowych spraw. Można od razu zapałać do jakiegoś autora sympatią lub wręcz przeciwnie. To rzadka okazja, zwłaszcza, jeśli pisarz na przykład nie udziela(ł) się za dużo. Po drugie to doskonała okazja, by poznać warsztat pisarzy, zajrzeć od kuchni w proces tworzenia powieści, w ich pisarskie zwyczaje. Możemy postarać się zrozumieć co jest dla nich ważne, poznać relacje między pisarzem a tekstem, spojrzeć na świat ich oczami chociaż przez chwilę. Po trzecie (i chyba dla mnie najważniejsze) – to doskonała lekcja literatury. Bo czy znajdziemy lepszego nauczyciela, niż najlepsi praktycy?
Ja czytam mało klasyki, mało autorów nagradzanych, mało tej tak zwanej ambitnej literatury. Nie jestem po literaturoznawstwie ani po polonistyce, a swoje wybory czytelnicze kształtuję według gustu i tego, co mnie na daną chwilę zainteresuje. Zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja, kiedy stoję obok dobrej powieści, a o tym nie wiem, może być bardzo częsta. I o ile uważam, że każdy może czytać to, co chce, to uważam również, że są autorzy i książki, które warto znać. Nie muszą mi się podobać, mogą zupełnie do mnie nie trafić, mogę ich nie docenić, bo nie mam właściwego do tego warsztatu, ale wiedzieć o nich powinnam i powinnam przynajmniej spróbować przeczytać. Takie wywiady to doskonała motywacja, żeby zrobić sobie taką listę książek, o których wszyscy zawsze mówią, a my nigdy nie mieliśmy ich w ręce. To, jak Julian Barnes mówi o listach Flauberta powoduje, że mam ochotę je przeczytać, choć pewnie nigdy tego nie zrobię i nie miałabym nawet ułamka przyjemności, jaką on miał podczas lektury. Ale sama chęć mam wrażenie jest czymś bardzo pozytywnym i mam wrażenie, że coś we mnie zostawia. Ja w każdym razie zrobiłam sobie krótką listę książek, po które chciałabym sięgnąć właśnie pod wpływem tych wywiadów. Oto one:
– Dobry żolnierz Forda Madoxa Forda (zdaniem Barnesa to jedna z największych powieści 20 wieku, wielka angielska powieść)
– John Updike – seria o króliku (pierwsza częśc Uciekaj, Króliku, stoi na półce i się patrzy właśnie na mnie)
– DeLillo – Gracze (akurat z DeLillo miałam niezbyt dobre spotkanie, kiedyś na klub książki czytałam Cosmopolis. Powiem tyle – nie bardzo, a Robert pattison spoglądający z okładki nie pomógł. Ale Graczom mam ochotę dać szansę)
– Pynchon Tęcza grawitacji – Thomasa Pynchona nigdy nic nie czytałam, ale to uwielbiany autor osoby, którą bardzo lubię i wierzę jej, jeśli chodzi o wybory czytelnicze. Do nadrobienia!
– Chętnie poznałabym Javiera Mariasa, bo nigdy o nim nie słyszałam, a okazuje się, że jest literacką i intelektualną sensacją w Europie. Najbardziej zaciekawiły mnie jego Pisane życia, czyli bigorafie innych pisarzy 🙂
– Sinobrody Maxa Frisch (kolejny autor, którego nie znam)
– Przemiana – Kafki – Tak, nie czytałam tego. Nie bijcie.
– Dziennik roku zarazy Daniela Defoe – i to jest bardzo dobry przykład rozszerzania horyzontów. Bo Daniel Defoe w mojej głowie był tylko autorem Robinsona Crusoe. To znaczy wiedziałam, że napisał coś jeszcze, ale raczej się tym nie interesowałam. A ten Dziennik to perełka przecież! Muszę przeczytać!
– No i oczywiście Sto lat samotności Marqueza, książka-wyrzut, który krzyczy głośno, jak ja mogę pisać recenzje książek i być poważna, skoro nie czytałam tej?
Podsumowując – Sztuka powieści to książka, która powinna się znaleźć w biblioteczce każdego czytelnika. To książka do której można wracać, cały czas odkrywać coś nowego i inspirować się do dalszych lektur. Świat pisarzy jeszcze nigdy nie był tak bliski, a możliwość spojrzenia oczami autora na siebie, czytelnika, jest absolutnie bezcenna.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦