Człowiek w przystępnej cenie może w pierwszym odruchu rozczarować. Bo książka całkiem nieduża, z bardzo przyciągającą okładką, która obiecuje dramaty, mocne historie i podróże po najbardziej mrocznych zakamarkach Tajlandii. Kiedy czytelnik z takim nastawieniem po nią sięgnie, na pewno się zaskoczy. Bo Urszuli Jabłońskiej daleko od tanich chwytów, wykorzystywania kontrowersji czy epatowania seksem. Te wszystkie elementy, których spodziewalibyśmy się po tej książce, są w niej, ale w zupełnie innej formie. I im dłużej myślę o tej książce, tym bardziej mi się podoba.
Przede wszystkim zmyli Was tytuł. Bo Człowiek w przystępnej cenie to nie opowieść o handlu ludźmi, a przynajmniej nie tylko. Wyjaśnia to podtytuł Reportaże z Tajlandii. Wtedy dopiero robi się jasne, czego możemy się spodziewać. Każdy rozdział to osobny reportaż, który pokazuje inne oblicze Tajlandii. Autorce udała się trudna sztuka doskonałego opanowania tematu. Tajlandia – to temat rzeka, zawierający w sobie wiele światów, różniących się od siebie jak dzień i noc. Jest ładnie, kolorowo i wesoło, choć dużo częściej brzydko, biednie i niebezpiecznie. Autorka próbując okiełznać Tajlandię, postawiła przed sobą trudne zadanie – jak pokazać stereotypy, jednocześnie wychodząc poza nie. Bo Tajlandia, nie da się ukryć, jest zbudowana ze stereotypów, przynajmniej w oczach przeciętnego turysty i mieszkańca europejskich krajów. Seks, narkotyki, straszne więzienia, transwestyci – to chyba pierwsza czwórka. Może jeszcze boks i dziwne jedzenie. I jak zawsze bywa ze stereotypami – coś w nich jest, ale zazwyczaj to jedynie odbicie fragmentów rzeczywistości. Urszula Jabłońska zebrała dla nas te fragmenty , połączyła ze sobą i na dodatek pokazała kontekst i przestrzeń, w której się znajdują. Dzięki temu możemy przyjrzeć się detalom, zobaczyć pewne połączenia między nimi, zbudować z nich obraz rzeczywistej Tajlandii, widzianej oczami jej mieszkańców. Reportaże, które płynnie przechodzą od detalu i spojrzenia pojedynczego człowieka do ogólnej i szerokiej perspektywy zawsze robią na mnie wrażenie. A robi jeszcze większe, gdy dzieje się tak w przyjemny i niezauważalny sposób, kiedy jedno przenika przez drugie.
Podoba mi się bardzo niepozorność tych tekstów. Sama złapałam się na tym, że po pierwszych kilku stronach pomyślałam Hm, trochę przewidywalne i zbyt powierzchownie. Ale pamiętam też doskonale moment, w którym zrozumiałam, że tak bardzo nie mam racji – autorka zdaje sobie sprawę z każdego słowa i jego celowości, a teksty są dokładnie takie, jakie chciała. I są znakomite – od razu na wstępie mamy walnięcie po głowie stereotypem, którego autorka nie zamierza unikać ani udawać, że nie istnieje. Nie, ona nam go pokaże, i wykorzysta go do opisania tej prawdziwej Tajlandii. Tej, w której świat oficjalny i codzienny zderzają się cały czas, w której ktoś, kto nie ma o niej pojęcia, bardzo szybko się zagubi.
Chciałabym coś teraz Wam o Tajlandii napisać, ale przychodzą mi do głowy stereotypowe hasła. A najważniejszą rzeczą, jaką wyniosłam z tej książki jest to, że to kraj jak każdy inny. Nie porównuję, bo z kulturami nie da się tego zrobić, ale każdy kraj ma swoje zalety i wady. My, Europejczycy i mieszkańcy zachodniego świata lubimy patrzeć na kraje azjatyckie, zwłaszcza na te mniej rozwinięte, trochę z góry, z delikatnym uśmieszkiem i poczuciem wyższości. Chętnie byśmy pomogli, naprawili ich straszne i biedne życia, ale według naszych zasad i na naszych warunkach. Bo przecież zawsze wiemy, co jest dla kogoś najlepsze, prawda? Jabłońska pokazuje, że chcemy pomagać tam, gdzie nie trzeba, a tam gdzie trzeba – odwracamy wzrok. Opisuje też pięknie tajską kulturę i relacje między ludźmi – na przykład to jakie są związki dzieci z rodzicami i rodziców z dziećmi.
Wiele rzeczy jest dla nas niepojętych z perspektywy naszej kultury, wiele historii jeży włos na głowie. Ale trzeba pamiętać żeby czytać tę książkę obiektywnie. Pozbyć się swojego myślenia, swojego nastawienia i pamiętać, że coś, co dla nas jest straszne i okrutne, dla kogoś może być zupełnie inne. I choć wiele spraw może nas szokować, ta otwartość i umiejętność nazywania wielu rzeczy po imieniu ma w sobie jakiś urok. Jeden z najważniejszych badaczy tajskich transseksualistów (który nazywa się Peter Jackson ;-)) mówi, że świat tajskiej seksualności i tożsamości płciowej trudno zamknąć w zachodnich kategoriach. Ja bym to podciągnęła pod całą Tajlandię – trudno ją zamknąć w zachodniej szufladce. Ale kiedy nie będziemy próbowali tego robić – Tajlandia pokaże nam swoje oblicze. Może nie zawsze ładne i wygodne, ale na pewno prawdziwe.
♦
Gdyby nie twoja recenzja to nie wiem czy bym chciała przeczytać powyższą książkę właśnie ze względu na sugestywną okładkę i tytuł. Kiedyś “uwielbiałam” czytać o tragediach ludzkich, porwaniach, handlu żywym towarem, dziećmi (bardzo interesowały mnie te tematy – jak np ciebie mózg mordercy). Jednak od jakiegoś czasu jestem zbyt empatyczna, za bardzo odczuwam (czytając) czyjeś cierpienie, te tematy za bardzo we mnie siedzą i nie dają spokoju. Ale skoro piszesz, żeby tak nie odbierać tych reportaży to na pewno jeśli tylko będę miała okazję to przeczytam chętnie:)
Na pewno wiele zależy od czytelnika. Są w tej książce trudne tematy i nieprzyjemne, są dramaty ludzi. Ale mimo to spróbuj – okładka jest mocniejsza niż tekst w środku. A reportaże bardzo ciekawe, warte poznania, i takie zostawiające refleksje na potem. Warto 🙂
Czyli w sumie tytuł jest bardzo clickbaitowy, prawda? Trochę to smutne, ale paradoksalnie, gdy już o tym wiem, sięgnę po tytuł chyba szybciej niż gdybym tego nie wiedział – Tajlandia jako część Azji, która całościowo mnie bardzo ciekawi, interesuje mnie bardziej niż handel ludźmi, choć i on jest oczywiście ważnym zagadnieniem.
Czy dobrze rozumiem, że Jabłońska poświęca także trochę miejsca transwestytyzmowi? Pytam, bo część transwestytów to również część środowiska LGBTQIA+, a na temat własnej społeczności warto wiedzieć jak najwięcej :).
Tytuł całości jest wzięty od jednego z reportaży, wydaje mi się naturalne, że wybrali ten najmocniejszy 🙂 Choć dla mnie to niezbyt trafiony pomysł, bo buduje oczekiwania, a potem ich nie spełnia, więc siłą rzeczy pojawia się rozczarowanie. Same reportaże doskonałe – każdy w zasadzie porusza inną stronę Tajlandii. Jest też o ladyboyach 🙂
Ach, w takim razie rozumiem o co chodzi z tytułem, ale masz rację – mnie też to nie wydaje się on najlepszym pomysłem.
Super! Chyba kupię książkę przy następnych zakupach :D.