Wydawnictwo Dolnośląskie ma taką cudowną serię – Z różą wiatrów. Ostatnio pomyślałam, że chciałabym je sobie wszystkie skompletować, nawet jeśli jakiś tytuł nie do końca mnie interesuje (taka jest siła serii i ładnych wydań ;-)) Miałam przyjemność ostatnio przeczytać dwie i dzisiaj opowiem Wam o Okrutnym szczycie Jennifer Jordan.
To książka, którą wybrałam z racji tematyki – już pewnie się zorientowaliście, że górskie tematy są jednymi z moich ulubionych. Jennifer Jordan dodatkowo plusuje, pisząc o kobietach w tym tak męskim świecie. Czytanie o wspinaczce wysokogórskiej zawsze budzi we mnie wiele emocji. Dlaczego się wspinają? Po co? Jak w ogóle można chcieć robić coś takiego z własnej woli? Jak to tak naprawdę wygląda? Świat wspinaczkowy jest fascynujący (kiedy siedzę w ciepłym fotelu z kubkiem herbaty w ręku). Kiedy myślę o wspinaczach, zastanawiam się, co czują, kiedy zdobywają szczyt. Czy coś może się równać z taką intensywnością uczuć i przeżyć, jakiej doświadczają tam na górze? Czy to jest prawdziwa wolność? Szczęście?
Nie chciałabym dzielić wspinaczy na mężczyzn i kobiety, bo historia wielokrotnie pokazała, że nie ma to absolutnie żadnego znaczenia (a jeśli nawet, to na korzyść kobiet). Więc nie chcę zadawać pytań o to, dlaczego kobiety się wspinają, bo mają takie same powody, jak mężczyźni. Niemniej jednak fascynują mnie takie kobiety. Bo porywają się na coś trudnego. Bo nie dość, że sama wspinaczka jest ekstremalna, to przetrwanie w środowisku męskich wspinaczy okazuje się jeszcze bardziej ekstremalne. Jaką w sobie trzeba mieć siłę i determinację, jak bardzo trzeba chcieć się wspinać, żeby znosić wszystkie niewygody z tym związane, kilkudziesięcio stopniowy mróz, wiatr wiejący ponad 100 kilometrów na godzinę, trudy wspinaczki, ale do tego wszystkiego niechęć, ignorowanie, czasami otwartą wrogość i nienawiść, molestowanie, szkodzenie, podrzucanie cały czas kłód pod nogi, wyśmiewanie i pomniejszanie umiejętności i osiągnięć?
K2 jest uważany za najtrudniejszy ośmiotysięcznik do zdobycia. To ostatni ośmiotysięcznik, którego nie udało się zdobyć zimą, drugi najwyższy szczyt świata, po Mount Everest. Bywa nazywany Górą Mordercą, bo stosunek osób, które się na niego wspięły do osób, które zginęły jest bardzo nieproporcjonalny. I właśnie o kobietach na tej górze Jennifer Jordan postanowiła napisać. Książka została skończona w 2005 roku – do tego czasu na szczyt wspięło się jedynie 5 kobiet, z czego tylko dwie przeżyły. Dzisiaj statystyka wygląda już trochę inaczej – Chris Jensen Burke na swoim blogu wymienia 18 kobiecych wejść, z czego 19 jeszcze niepotwierdzone. Nie wiem, co z rokiem 2015 i 2016, bo nie dotarłam do aktualnych informacji.
Pięc kobiet. Wanda Rutkiewicz, pierwsza kobieta, która stanęła na szczycie (1986 r.) Liliane Barrard, zmarła w trakcie zejścia. Julie Tullis zmarła w trakcie zejścia. Chantal Mauduit zdobyła K2 w 1992 roku. Alison Hargreaves zmarła w trakcie zejścia. Jennifer Jordan pozwala nam je poznać bardzo dobrze. Dowiadujemy się o ich życiu, od dzieciństwa i początkach pasji wspinaczkowych, aż po szczyt K2. Śledzimy rozwój kariery, kolejne zdobywane szczyty, wzloty i upadki. Poznajemy historie rodzinne, sytuację życiową. Jennifer wykonała olbrzymią pracę, szukając dostępnych materiałów i starając się korzystać tylko z wiarygodnych źródeł. Spotykała się z rodziną, ze znajomymi, rozmawiała o swoich bohaterkach, stwarzając postacie, które żyją na kartkach tej książki. Wzbudzają wiele emocji, nie zawsze pozytywnych, i to jest w tej książce najlepsze. Przeżywamy te wszystkie historie razem z naszymi bohaterkami, dostrzegamy ich różne charaktery i niektóre z nich lubimy, do innych czujemy niechęć, a jeszcze o innych zmieniamy zdanie w międzyczasie. Jak w prawdziwym życiu.
Możliwość przyjrzenia się z bliska tym kobietom jest niesamowita. Dla mnie są one bohaterkami, bo odważyły się na coś tak ekstremalnego, przecierały szlaki następnym pokoleniom, nie dopasowywały się do nikogo i niczego, robiły to, co chciały, często z olbrzymim poświęceniem i wyrzeczeniami, czasami wbrew wszystkim, wbrew całemu światu i wbrew swoim najbliższym, co zapewne było najtrudniejsze. A jednak góry zawsze wygrywały. Jennifer Jordan zebrała historie o pierwszych pięciu kobietach na K2 i stworzyła piękną opowieść o miłości do nich. Taką, którą warto przeczytać, bo nawet jeśli znamy te nazwiska czy podstawowe fakty, poznanie jej da nam zupełnie nową perspektywę na wiele rzeczy. Warto!
Jeśli chodzi o Wandę Rutkiewicz, to bardzo mocno polecam “Wszystko o Wandzie Rutkiewicz”, czyli zapis wywiadu przeprowadzonego przez Barbarę Rusowicz.
A tak na marginesie – znam co prawda tylko środowisko bydgoskich wspinaczy, ale zawsze wydawało mi się miejscem, w którym podział na płeć jest mało ważny. Chciałbym wierzyć, że negatywne zjawiska, o których wspominasz, to raczej wyjątki… No, ale moja wiara ma tu mało do rzeczy.
Ja osobiście nie znam żadnych wspinaczy, więc moja wiedza jest tylko z książek 🙂 Niestety, w większości relacji, jakie czytałam, jeśli na wyprawie były kobiety, zawsze znajdowali się mężczyźni, którzy tę ich obecność bojkotowali. Są oczywiście wspinacze, dla których płeć innego wspinacza nie ma znaczenia, są też tacy, którzy uważają, że miejsce kobiety jest w domu przy garach, a nie na szczycie góry, bo to przecież jest tylko dla “prawdziwych mężczyzn” 😉 Całkiem jak w życiu 😉
Poza tym zdaje się, że we wspinaczce wysokogórskiej, gdzie chodzi o wielkie pieniądze, sławę, zapisanie się w historii itd. błahe z pozoru sprawy nagle nabierają większego znaczenia. Kiedyś dyskryminowanie kobiet było wręcz naturalne. Biedne musiały same sobie wywalczyć prawa do wielu spraw. I wydaje nam się, że to już historia. Najgorsze jest to, że to wcale nieprawda. Okazuje, że nawet współcześnie jest wiele osób, które uważają, że wspinanie się nie jest dla kobiet, a jeśli już jakaś się wspina, to trzeba jej udowodnić, jak bardzo popełniła błąd…Przykro się to czyta zwłaszcza w kontekście braterstwa liny, romantyczności alpinizmu itd 😉
Ale jest też wiele pozytywnych historii i tego się trzymajmy 🙂