Aby zaistnieć państwo powinno mieć: stałą populację, niezależny rząd, zdefiniowane terytorium i możliwość wchodzenia w relacje międzynarodowe z innymi państwami.
Wyobraźcie sobie, że możecie zostać głową państwa. Takiego państwa, jakie sobie wymyślicie – wy ustalacie reguły, nadajecie nazwę, projektujecie flagę. Decydujecie jaka będzie waluta, jakie prawo – decydujecie o wszystkim. Jakie byłoby Wasze państwo?
Tycipaństwa. Księżniczki, bitcoiny i kraje wymyślone Macieja Grzenkowicza to wspaniały reportaż! Takie książki zawsze przyciągają moje oko i cieszą mnie bardzo! Jest mnóstwo reportaży i książek na bardzo ważne tematy, takie wiecie, życiowe – o głodzie, o wykorzystywaniu ludzi, niewolnictwie, nieszczęściach, konfliktach, ekologii i tak dalej. Jestem pierwszą osobą, która będzie Was zachęcać do czytania tych książek, ale wszystkim nam potrzeba raz na jakiś czas trochę szaleństwa. I wtedy wchodzi Maciej Grzenkowicz, cały na biało i mówi Hej, napisałem książkę o państwach, które założyli sobie ludzie!
Moment, o czym? I dlaczego to jest coś ekstra – przecież granice każdego państwa zostały ostatecznie wytyczone przez ludzi, więc nie ma w tym nic specjalnego. Jeśli pomyślimy o tych państwach, które znamy, to rzeczywiście nic wyjątkowego – mapę świata wszyscy znamy, wiemy, że na świecie jest 194 państw. Ale być może już nie wszyscy wiedzą, że istnieją państwa nieuznawane, czyli takie, które posiadają terytorium, rząd i ludność, ale na arenie międzynarodowej nie są uznawane. Takim państwem jest na przykład Palestyna czy Tajwan. Ale są jeszcze inne państwa – te tycipaństwa, o których pisze autor. Nazywane inaczej mikronacjami lub pseudopaństwami, powstają z różnych powodów – dla rozrywki, jako projekt artystyczny, atrakcja turystyczna lub jako wyraz protestu. Jest ich około 400, a zakładane są po prostu przez pojedynczych ludzi.
Maciej Grzenkowicz zabiera nas do ośmiu z nich. Kabuto, nasze polskie królestwo pod Radomiem. Liberland, położony między Chorwacją a Serbią, posiadający dewizę Żyj i pozwól żyć. Królestwo Północnego Sudanu, proklamowane na terenie Bir Tawil, obszarze przy granicy egipsko-sudańskiej. Christiania, dzielnica Kopenhagi, ośrodek ruchu hippisowskiego. Republika Zarzecza, część Wilna, która w 1997 roku proklamowała niepodległość. Ladonia, mikronacja utworzona w Szwecji przez pewnego artystę, który ostatecznie wypowiedział wojnę Szwecji, USA i San Marino. Imperium Rosyjskie stworzone przez Antona Bakowa, które dziś funkcjonuje pod nazwą Cesarski Tron. Księstwo Seborgii, czyli inaczej miasteczko we Włoszech, które ogłosiło swoją niepodległość w 1954 roku. Jest też jeszcze Królestwo Nie Z Tego Świata, którego jednak autorowi nie udało się zwiedzić.
Czytając o nich dowiemy się wiele o tych, którzy je założyli i co nimi kierowało. Nuda, rozczarowanie, plany artystyczne, chęć uczynienia z córki prawdziwej księżniczki – powody były przeróżne. Zobaczymy też z bliska, jak zakładanie takiego państwa wygląda i jak to jest w ogóle możliwie. Autor nie szczędzi nam szczegółów, a jego opowieść jest bardzo kompletna. Jest w niej dużo historii – na jakich terenach tycipaństwa są zakładane, dlaczego akurat na tych, jak to wszystko wyglądało w latach wcześniejszych. Jest dużo teraźniejszości, czyli jak dzisiaj mikronacje się mają, co ciekawego mówią ich twórcy i jak wyglądało spotkanie z nimi. Pomiędzy opowieściami o mikronacjach autor włożył jeszcze bardzo ciekawe rozważania o radykalnych marzycielach – kim są ludzie, którzy wpadają na pomysł utworzenia własnego państwa? Kiedy były pierwsze próby? Która mikronacja jest pierwsza? Czy mikronacje to tylko niewinne zabawy, żarty, artystyczne instalacje, czy może za nimi iść coś gorszego – radykalizm, ekstremizm. Bardzo podoba mi się takie historyczne spojrzenie!
Ma ta opowieść w sobie coś pociągającego. Czy może to jest ta warstwa marzeń? A może bardziej odwagi? No bo jednak trzeba mieć dużo odwagi (i fantazji), żeby założyć własne państwo. Sam pomysł wydaje mi się odjechany, a kiedy jest potraktowany bardzo poważnie, to wynikają z niego naprawdę ciekawe rzeczy. Jest w niej też dużo potrzeby zrozumienia, buntu, ale i humoru i żartów. Taka mieszanka wybuchowa. Zostajemy też z refleksją o państwie w ogóle – o istnieniu granic, o tym, jak czujemy się we własnym państwie, o wolności, o tym, gdzie kończy się jednostka, a zaczyna społeczeństwo.
Bardzo polecam! To książka, którą bardzo dobrze łączy w sobie lekkość z powagą. Możemy się trochę pośmiać, trochę zdziwić, a jednocześnie dowiedzieć się czegoś o historii i przemyśleć kilka poważniejszych tematów. Jedyne, czego mi brakowało, to zdjęcia. Wyobrażam sobie, że pewnie trudno je było zorganizować, ale przy takich tematach aż się prosi, żeby czytelnik mógł też na coś popatrzeć.
♦
[…] u Diany z bloga Bardziej lubię książki – Tycipaństwa, […]