Zostawiam krótkie zdanie o tym, że znikam na trzy tygodnie. Nie jest to długo, będziemy w kontakcie cały czas na Instagramie, ale myślę, że nie wypada porzucać bloga tak bez słowa, nawet na trzy tygodnie.
Jadę w podróż życia. Na początku myślałam, że napiszę wcześniej wpisy, które będę publikować regularnie. Ale prawda jest taka, że ja jestem bardzo kiepska w robieniu rzeczy na zapas. Na zapas umiem tylko kupować ciastka. Wpisy nie powstały, więc na blogu będzie cisza. Pojawią się tylko zapowiedzi lutowe, jak okoliczności pozwolą. Być może opublikuję coś jeszcze, bo Australia ma to do siebie, że wszędzie jest daleko, więc dużo czasu spędza się w środkach komunikacji. Ale znając siebie będę raczej te miliony godzin siedziała przyssana jak glonojad do szyby i chłonęła australijskie wszystko, niż klepała zdania o książkach na telefonie.
Bo w podróży ja bardzo mało czytam. A już podczas podróży życia w ogóle będę miała z tym problem. Będę się bała pójść spać, żeby mnie coś nie ominęło.
Ale jeszcze jedną rzecz chciałam Wam zostawić. Zdobywanie świata jest trudne. Zwłaszcza dla introwertyków i ludzi którzy najszczęśliwsi się czują w swojej norce, pod swoją kołderką. Ja jestem dokładnie takim człowiekiem – kocham swoją strefę komfortu i nie czuję potrzeby wychodzenia z niej. Zazwyczaj, bo czasami pojawia się coś, co powoduje, że to robię. I zawsze się okazywało, że było warto!
Od zawsze marzyłam o Australii, ale nie byłam wystarczająco zmotywowana, żeby coś z tym zrobić. Nie należę do osób, które pojadą na roczną wyprawę z plecakiem, rzucą wszystko, by podróżować. W oszczędzaniu też orłem nie jestem i zawsze coś po drodze było ważniejsze. Ale przyszedł w końcu czas, kiedy nie miałam już wyjścia – umówiłam się z koleżanką, że jedziemy. To ona zmotywowała mnie, żeby naprawdę odkładać na wyjazd – okazało się, że jest to możliwe! Kosztowało mnie to sporo samozaparcia, rezygnacji z wielu rzeczy (i materialnych, i np. innych, mniejszych wyjazdów) ale zrobiłam to! I jadę!
Długo zastanawiałam się, czy jechać samemu czy z biurem podróży. Ostatecznie zdecydowałam się na biuro – trochę dlatego, że jestem tchórzem, trochę z wygody. Natomiast ewentualny powrót do Australii będzie już na pewno na własną rękę. To zresztą temat na dłuższy wpis – ja podróżowałam i tak, i tak, i muszę przyznać, że nie umiem tak od razu wybrać, co jest lepsze. Wszystko ma swoje plusy i minusy, jak to się mówi.
Więc jadę. A potem będę nadrabiać te wszystkie świetne książki, które będą na mnie czekały. Mam nadzieję, że Wy na mnie też poczekacie 🙂
Baw się dobrze!
Cieszę się z Twojej przygody prawie tak, jakbym to ja jechała 😀 Wiem jak bardzo marzyłaś o tej podróży! Baw się cudownie, obserwuj, chłoń, zbieraj doświadczenia i przeżycia. A my oczywiście poczekamy 🙂 No i będę oglądać Twoje insta stories z Australii <3
Udanej podróży i wspaniałych wrażeń! Niech to będzie dla Ciebie podróż marzeń a nie życia, bo przed Tobą na pewno jeszcze wiele wypraw.
Życzę Ci udanej podróży, oby wszystko udało się bez problemów, a wymarzona miejscówka nie rozczarowała…
bardzo się cieszę że złapiesz marzenia! polecam jednak wyprawy na własną rękę których doświadczyłam. szczęśliwej podróży i czekam na relację 🙂 asia
Gratuluję odwagi w realizacji marzeń 🙂 Trzymam kciuki, żebyś wykorzystała ten wyjazd na maksa 🙂