Mogłabym Wam zrobić znowu psikusa i odpowiedzieć jednym słowem normalnie, ale tym razem jednak się rozpisałam.
Jest wiele rzeczy, które mnie denerwują, ale zazwyczaj nie zwracam na nie uwagi. Są jednak dwie, które skomentuję zawsze. O pierwszej już pisałam – to odwieczne pytanie, czy jeśli robię ładne zdjęcia książkom, oznacza to automatycznie, że ich nie czytam. Druga dotyczy liczby przeczytanych książek. Nieważne, ile będzie się mówiło, że czytanie to nie wyścigi, zawsze ktoś rzuci hasło lansujesz się na liczbie przeczytanych książek, nie wierzę, że można przeczytać tyle książek czy na pewno ich nie czytasz, tylko pokazujesz, i to jeszcze za pieniądze! Zastanawia mnie jedno – nie oceniamy kogoś, kto czyta 1, 2 czy 3 książki w miesiącu. Nie mówimy O, jaki to niewiarygodny czytelnik, oszukuje, bo czyta tylko 1 książkę miesięcznie. To skąd pomysł, że można oceniać w drugą stronę?
Ale zanim o moim czytaniu, zamieńmy na chwilę czytanie na jakąś inną czynność. Bo przecież czytanie jest taką samą czynnością jak każda inna. Czy mówisz muzykowi, że za dużo ćwiczy na instrumencie? Biegaczowi, że za dużo trenuje? Fanowi piłki nożnej, że za często ogląda mecze? Filateliście, że za dużo kupuje znaczków? Mam wrażenie, że chyba nie. Wydaje się naturalne, że jeśli ktoś ma pasję, to poświęca jej dużo czasu, kosztem innych rzeczy. Więc dlaczego czytanie dużej liczby książek wzbudza czasami jakieś kontrowersje?
Czytam od 30 lat. Praktyka spowodowała, że, jak to ktoś ładnie napisał, mam szybkie oczy. Do tego nie potrzebuję się skupiać na każdym zdaniu – kiedy czytam lekką książkę, nie muszę wkładać w nią wysiłku, a co za tym idzie, czytam ją szybko. Ale w dalszym ciągu – jak 20 książek w miesiąc? Dużo zależy od książki i od różnych innych sytuacji. Ale gdybym miała wyciągnąć średnią, to wyglądałoby to tak.
Pracuję 8 godzin dziennie. Książkę lekką, obyczajówkę, mało wymagającą jestem w stanie przeczytam w 3-4 godziny. W moje statystyki wliczam komiksy i książki dla dzieci (ostatnią Śnieżną siostrę przeczytałam w 2 godziny, łącznie z jej wąchaniem). Książki, które są bardziej wymagające, rozkładam sobie na kilka dni. Czytam kilka książek jednocześnie, więc może być tak, że jednego dnia skończę trzy czy cztery. Słucham audiobooków – przesłuchanie książki na prędkości 1.75 czy 2 to średnio około 4 godzin.
Nie czytam codziennie. Kiedy mam dosyć książek, gram albo oglądam seriale. Czasami wychodzę z domu, spotykam się ze znajomymi, chodzę na piwo, na dobre jedzenie, do kina. Ale zakładam, że być może z mniejszą częstotliwością, niż niektórzy. Zamiast telewizji, wolę poczytać. Często wybieram wieczór z książką, zamiast na mieście. Nie mam męża, dzieci, zwierząt. Kiedy wracam z pracy, nie muszę nic robić. Mogę czytać. Audiobooki wpadają trochę przy okazji – kiedy wyrobi się odruch ich włączania, nagle się okazuje, że w jeden dzień można przesłuchać jedną książkę (w drodze do i z pracy, podczas robienia obiadu, zmywania, robienia zdjęć, leżenia, czegokolwiek. 15 minut tu, 15 minut tam i po książce). Obowiązki domowe nie stoją mi na przeszkodzie – wszystkie staram się zminimalizować tak, żeby mieć więcej czasu na czytanie (albo na cokolwiek innego, sprzątanie nigdy nie było i nie będzie wysoko na liście moich priorytetów). Ktoś mi napisał, że po prostu mam dużo czasu. Tak, to prawda – mam czas na czytanie, ale on nie spadł mi z nieba, tylko to jest mój świadomy wybór.
Pracuję blisko domu, więc nie marnuję czasu na dojazdy. Nie potrzebuję specjalnych rzeczy do czytania. Nie jest to coś, do czego muszę się przygotować z założeniem, że teraz siadam i będę czytać przez trzy godziny. Czytam tak, jak oddycham. Nawet jeśli oglądam coś w telewizji (tak, zdarza mi się) to w przerwie na reklamy wyciszam tv i sięgam po książkę. To 15 minut czytania. Nigdy nie narzekam na długość reklam 😉 I mało śpię – późno się kładę, często czytam do 2, 3 w nocy. Wiem, mało higienicznie, ale nie wiem, czy jestem gotowa z tym walczyć, i czy w ogóle chcę.
Więc podsumujmy – kończę pracę o 16, w domu jestem o 16.30, zanim zjem, ogarnę się, jest 17, siedzę do 2 w nocy, to daje nam 9 godzin. Załóżmy, że robię jeszcze zdjęcia, gdzieś wyjdę, porobię coś innego, niech z tych 9 godzin zostanie 4. To w dalszym ciągu sporo, żeby przeczytać jedną książkę czy podczytać inne. Miesiąc ma 30 dni, nie zdarzyło mi się chyba jeszcze przeczytać 30 książek. Mogłabym, bo wystarczyłoby dorzucić książki dla dzieci, ale przecież czytanie to nie wyścigi. Chociaż dla mnie to jednak trochę wyścig – ale samej ze sobą, bo chcę czytać jak najszybciej, żeby poznać jak najwięcej książek. Mam w sobie taką wewnętrzną potrzebę i już.
Wszystko to są uogólnienia, bo pracuję na zmiany, jak mam urlop, to prawie w ogóle nie czytam, a czasami siedzę cały weekend i gram. Ale ostatecznie wszystko to razem powoduje, że przeciętnie w miesiącu czytam 10-15 książek, czasami 20. Często nie da się tego określić tak dokładnie, bo wiele książek to teksty, które czytałam wcześniej, a dopiero w danym miesiącu są wydawane. Więc wiecie wszystko to naprawdę jest względne. Ale jak o tym myślę, to jest jedna zasada – czytam wszędzie i zawsze. Mam w sobie głód czytania i wielką ciekawość, a do tego nie ograniczam się gatunkowo. To powoduje, że mam książki, które czytam tydzień, a jednocześnie czytam inne, które zajmują mi po godzinie. Są dni, kiedy skończę trzy książki, a następnego dnia nic nie przeczytam. Jadę komunikacją – czytam albo słucham. Na reklamach podczas filmu – czytam. Przed snem – czytam. Jeśli jakiś cudem uda mi się wcześniej wstać – czytam. Jeśli jestem zmęczona czytaniem – słucham książki. Idę do pracy – słucham, wracam z pracy – słucham.
Nie robię nic niezwykłego. Ktoś chodzi na basen, ktoś inny gra w tenisa, chodzi na długie spacery z psem czy na imprezy. Oglądacie mecze, chodzicie na zakupy, malujecie obrazy, robicie biżuterię. Każdy ma swoje własne zajęcia, nawet jeśli ma to być leżenie przed telewizorem po długim i ciężkim dniu. Dla mnie takim zajęciem jest czytanie. I tyle. Nie ma sensu się porównywać, bo każdy ma swoje, inne życie. Nie porównujmy się i nie oceniajmy. Ja nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak można zdobyć ośmiotysięcznik, zjeść ruszającą się ośmiorniczkę czy przebiec maraton. Ale to nie znaczy, że ktoś inny tego nie umie. Jeśli nie masz możliwości, czasu czy zdolności do czytania wielu książek w miesiącu, to nie czytaj, ale nie odmawiaj takiej możliwości komuś innemu.
I tak na koniec zastanów się – jakie masz hobby i ile godzin w miesiącu mu poświęcasz? I czy 20 książek to rzeczywiście dużo? Jeśli dla ciebie to niewyobrażalna liczba, zastanów się, z jakiego powodu. Nie masz czasu na więcej, bo masz inne zajęcia? Super, czytaj tyle, ile możesz, ale nie pisz, że ktoś inny nie może tyle czytać. Czytasz powoli i zbyt się przejmujesz fabułą, by móc przeskakiwać z książki na książkę? Też super, czytaj w swoim tempie, ale uwierz, że niektórzy nie mają z tym problemów. Masz dużą rodzinę i dużo domowych obowiązków i nie zostaje ci czasu na czytanie? Mniej super, ale jeśli znajdziesz czas na 1 czy 2 książki to wystarczy (choć akurat duża rodzina powinna być gwarantem dużego czytania, bo przecież książki dziecięce!).
I tak, są blogerzy, którzy są słupami reklamowymi. Są osoby, które czytają na wyścigi, lansują się na książkach, dla których wyznacznikiem fajności jest duża liczba książek, którzy zasypują nas kolejnymi unboxingami. Moja prośba na sam koniec do Was – żeby nie wrzucać wszystkich do jednego worka. Filtrujcie, to co oglądacie, jako odbiorcy macie duże moce. A poza tym realizujcie swoje pasje i poświęcajcie im czas, nieważne czym są.
[…] u Diany z bloga Bardziej lubię książki – Jak czytam 20 książek miesięcznie i dlaczego ty nie musisz, […]
Ciekawy wpis ♡☆