Mówi się, że to nie sprzęt robi zdjęcie, tylko człowiek. Zgadzam się z tym bardzo mocno – są ludzie, którzy nawet najdroższym sprzętem nie będą potrafili zrobić ostrego zdjęcia, są też tacy, którzy komórką zrobią zdjęcia nagradzane. Zanim napiszę kilka słów o mojej przygodzie z Olympusem, dwie rzeczy. Po pierwsze – nie uważam się za fotografa. Po drugie – nie znam się na fotografii. Jestem doskonałym przykładem na to, że można robić ładne zdjęcia nie wnikając w techniczne szczegóły. Oczywiście są podstawy, które trzeba opanować, ale zdecydowana większość moich zdjęć opiera się bardziej na zwykłym poczuciu estetyki niż na zdolnościach technicznych. Jak pracować nad poczuciem estetyki to zagadnienie szerokie i być może kiedyś jeszcze o tym napiszę. Dzisiaj chciałam opowiedzieć trochę o zmianie aparatu. Wielu z Was pytało jak się Olympus sprawuje, więc dzielę się swoimi doświadczeniami.
Całe życie robię zdjęcia Canonem. OK, pierwszym aparatem była Minolta, ale to było tak dawno temu, że nie warto o tym wspominać. Za pierwsze zarobione pieniądze kupiłam Canona 350D, który służył mi bardzo długo. Teraz mam Canona 100D, którego kupiłam ze względu na mały rozmiar. Generalnie uważam, że w obrębie tej półki cenowej wszystkie aparaty są do siebie podobne. A przecież i tak większe znaczenie ma obiektyw. Skąd więc Olympus zapytacie. To wina Instagrama – tak często widziałam go na zdjęciach, że zaczęłam śnić o nim po nocach. Jest przepiękny, bardzo retro, a ja szalenie lubię taką stylistykę. Ale wygląd to oczywiście nie wszystko. Jest mały i lekki, przez co bardzo poręczny. Ma wymienną optykę, więc można dokupić sobie obiektyw, jaki się tylko chce. I ważna rzecz – ma WI-FI, więc można nim sterować z telefonu i zgrywać zdjęcia bezpośrednio między smartfonem a aparatem. Tyle w teorii. A jak wypadło to wszystko w praktyce?
• Faktycznie jest piękny! Na żywo jeszcze ładniej wygląda niż na zdjęciach, sam mógłby zostać obiektem fotografowania. Brązowa wersja jest absolutnie doskonała dla fanów retro klimatów!
• Faktycznie jest mały i lekki. Po moim Canonie do którego mam przyczepiony ciężki obiektyw wprawdzie każdy aparat będzie wydawał się lekki, ale Olympus jest wyjątkowo poręczny. Bardzo brakuje mi właśnie takiego sprzętu, który mogę dorzucić niezauważalnie do torby czy plecaka (a nawet torebki, jeśli takową bym nosiła)
• Czy zauważyłam różnicę w jakości zdjęć? Choć mam wrażenie, że Canon radził sobie lepiej wieczorami, przy ciemnym świetle, być może to wynika z przyzwyczajenia do Canona. Dużo zależy od obiektywów, ja miałam do dyspozycji tylko jeden, więc nie byłam w stanie sprawdzić wszystkich opcji. Generalnie jest bardzo zadowolona.
• Hitem jest aplikacja w telefonie, którą sterujemy aparatem. Zaskoczeniem może być fakt, że nie jest to takie łatwe, że trzeba się do tego przyzwyczaić i nauczyć się pewnych tricków. Z czasem zaczęło mi to wychodzić coraz lepiej, ale na początku w ogóle nie rozumiałam, o co tyle szumu. To jednak taka rzecz, że jeśli ją opanujesz i się jej nauczysz, nie będziesz wyobrażał sobie bez niej życia.
• Tak samo działa zgrywanie zdjęć na telefon prosto z aparatu. Oczywiście, jeśli ktoś obrabia porządnie zdjęcia na komputerze, opcja jest mało przydatna. Ale myślę, że potrafi ratować życie, kiedy chcemy coś wrzucić szybko albo kiedy nie mamy pod ręką komputera. Tego chyba będzie brakować mi najbardziej. WI-FI nie zawsze działa bezbłędnie, czasami coś się rozłączy, raz zdarzyło mi się, że aplikacja w ogóle nie widziała najnowszych zdjęć i musiałam je zgrywać z karty tradycyjnym sposobem – ale plusy zdecydowanie przewyższają drobne niedogodności. To tylko sprzęt, zawsze może się coś wydarzyć, a i ja nie siedziałam w instrukcji na tyle, by być pewnym, że robię wszystko dobrze.
• Niedogodnością może być również brak wizjera (można go sobie dokupić). Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do robienia zdjęć przez wizjer, ciężko będzie się przestawić na patrzenie na ekran. Choć to też kwestia wprawy – mi poszło całkiem sprawnie, mój znajomy fotograf mruczał niezadowolony cały czas pod nosem. Najbardziej daje się we znaki w słoneczny dzień, kiedy czasami na ekranie nic nie było widać.
Podsumowując – przez ten miesiąc, kiedy miałam możliwość testowania Olympusa, powoli ale nieubłagalnie zakochiwałam się w nim. Nie na tyle chyba, żeby zrezygnować całkiem z Canona, ale coś czuję, że to tylko kwestia czasu. Olympus jest wygodny, poręczny, dobrze sobie radzi w różnych warunkach. No i jest ładny. Tylko pamiętajcie – to, że kupicie ładny aparat, nie sprawi, że zaczniecie robić ładne zdjęcia.
A na sam koniec zagadka dla Was. Które zdjęcie jest z Olympusa, a które z Canona? Sami widzicie, że różnica naprawdę nie jest wielka.
To z lewej strony Canon bo widać ten koloryt