Jak mówiłam już wielokrotnie, mam słabość do książek o książkach, bibliotekach i literaturze. Tym razem miałam przyjemność oderwać się od swoich tematów, a to dzięki Panu Lemoncello, a raczej dzięki Chrisowi Grabensteinowi, który Pana Lemoncello wymyślił. Aż chciałabym być znowu dzieckiem, żeby móc zanurzyć się w fantastyczny świat stworzony przez autora bez racjonalizowania i postrzegania rzeczy jak dorosły. Ale i tak, mimo tych “dorosłych” przeszkód, czytalam ją z zapartym tchem, niecierpliwie przewracając kartki, żeby się dowiedzieć, co będzie dalej.
Historia mianowicie jest taka. Ekscentryczny multimilioner pan Luigi Lemoncello funduje budowę biblioteki publicznej w miejscowości, w której się urodził i wychował, a która przez dwanaście lat była biblioteki pozbawiona. Nie jest to zwykła biblioteka – jest ogromna, nowoczesna, zautomatyzowana, ale jednocześnie też magiczna i zawierająca wszystko, o czym tylko sobie człowiek zamarzy… Może powinnam jeszcze dodać, że Pan Lemoncello jest znanym, podziwianym i uwielbianym założycielem Fabryki Wyobraźni – firmy produkującej przeróżne gry planszowe, gry wideo i puzzle, a im bardziej szalone i zaskakujące, tym lepsze. Aż chciałoby się, żeby takie gry istniały naprawdę, zwłaszcza jedna – Bibliomania, dla wielbicieli książek i literatury 🙂
Na wielkie otwarcie biblioteki została przygotowana gra – dwunastka dwunastolatków zostaje zamknięta na 24 godziny w bibliotece. Ich zadaniem jest odnalezienie wskazówek, aby z biblioteki się wydostać. Tyle podstawowych faktów, ale ręczę, że to dopiero początek…
Książka jest po prostu świetna. Z jednej strony czytanie jej to jedna wielka przygoda, i dla małych i dla dużych, a już na pewno dla wielbicieli książek. Z drugiej strony natomiast jest pełna świetnych pomysłów, zgrabnych podpowiedzi dla dzieci, co w życiu jest ważne; zawiera wiele bardzo różnych charakterów i postaci – każde dziecko znajdzie dla siebie kogoś, z kim będzie się mogło utożsamić i właśnie jemu kibicować. Poza tym to jedna z lepszych książek, która w tak sprytny i niezauważalny sposób zachęca do czytania. Myślę, że na pewno z wielkiem skutkiem. Więc jeśli macie u siebie albo znacie jakieś dziecko, które trzeba namawiać do czytania, podarujcie mu tę książkę! “Główny bohater, wielbiciel gier i nie-wielbiciel książek musi w 24 godziny uciec z biblioteki! Dlaczego? Po co? I czego dowiaduje się po drodze?” – każde dziecko będzie chciało się tego dowiedzieć! Niestety, książka posiada jedną wadę. Po przeczytaniu, dziecko może być całkiem mocno rozczarowanie własną osiedlową filią 🙂
Warto wspomnieć jeszcze o oprawie graficznej. Pierwsze, co rzuca się w oczy i przyciąga od razu do książki to piękna, kolorowa okładka. Naprawdę to sama przyjemność – trzymanie takiej książki w ręku. Lubię, kiedy powstają dzieła, które nadają nowe znaczenie przysłowiu “Nie oceniaj książki po okładce”. Czasami można oceniać po okładce – albo nawet nie oceniać, ile raczej sugerować się. Bo okładka to taka pierwsza zapowiedź tego, co nas czeka w środku. A w środku czeka na nas kolorowy, zwariowany i magiczny świat 🙂
A teraz trochę z drugiej strony. Często czytam opisy umieszczane na końcu książki. Ten (a tym samym cała książka) jest dla mnie o tyle ciekawy, że stawia w opozycji do siebie książki i gry wideo. Zazwyczaj wychodzimy z założenia, że czytanie książek jest dobre, a granie w gry jest złe. I że lepiej robić to pierwsze. Że trzeba młodych ludzi przekonywać do czytania i do tego, że książki są fajniejsze. Rodzice zazwyczaj skaczą z radości, kiedy dziecko czyta, ale kiedy gra, to zabraniają i gonią od komputera, uważając to za stratę czasu i za szkodliwe dla samego dziecka.
Ja jako czytelnik z krwi i kości, który kocha książki miłością pierwszą i największą, ale jednocześnie jako zapalony konsolowiec i gracz, wiem, że nie trzeba tych dwóch rzeczy wartościować lub zestawić ze sobą, wskazując, które jest lepsze. Czytanie książek jest fantastyczne, ale granie w gry komputerowe jest tak samo fantastyczne. Granie daje takie same korzyści, jak czytanie książek. Wszystko oczywiście z rozsądkiem i umiarem. Tak jak młodemu czytelnikowi nie damy do czytania erotyku czy mocnego horroru, tak samo będziemy dobierać gry. Powiem więcej – czasami mam poczucie, że gry rozwijają bardziej niż książki. Książki, owszem rozwijają wyobraźnię, ale gry również. Gry rozwijają dodatkowo koordynację ruchową, myślenie przestrzenne, logikę działań, uczą cierpliwości i spokoju, gdy coś nie wychodzi. Uczą, że warto próbować do skutku. Ale mam wrażenie, że rodzice zazwyczaj tego świata gier nie rozumieją, więc się go boją – więc automatycznie musi być to coś złego. A ja nie rozumiem, dlaczego dobre jest, jeśli dziecko ma idola i ulubionego bohatera w Harrym Potterze, ale taki sam idol i bohater pochodzący z gry komputerowej, już dobry dla naszego dziecka nie jest.
Ile razy czytając jakąś książkę, myślę sobie “Jej, jak fantastycznie byłoby, żeby ktoś zrobił z niej grę!” Z książek najczęściej robi się filmy. Ale to jeszcze coś innego – po przeczytaniu książki mamy własne wyobrażenie o świecie z książki czy o wyglądzie postaci. Możemy tylko siedzieć, oglądać film i konfrontować nasze wyobrażenia z wizją reżysera. Jeśli powstawałyby gry na podstawie książek, owszem te wizje (nasza i twórcy gry) również musiałyby się zderzyć, ale nie miałoby to już takiego znaczenia. Dlaczego? Dlatego, że w grze to my jesteśmy główną postacią. To my nią kierujemy, podejmujemy decyzje, jesteście czynnymi uczestnikami wydarzeń, a nie tylko biernymi “oglądaczami”.
Chciałabym, żeby powstało studio produkcji gier komputerowych opartych na książkach! Jaki to byłby hit! I jednocześnie udałoby się połączyć te dwie fantastyczne rzeczy – granie i czytanie. A jakim wyzwaniem byłoby zrobienie gry np. z “Rozważnej i romantycznej” 😉 Ale proszę Was – “Moby Dick”? Książki Kinga? Cobena? Terry Pratchetta? Nawet “Przeminęło z wiatrem” czy “Forrest Gump”wydają mi się gotowym scenariuszem na grę 🙂 Każda jedna książka przecież to kompletny świat, który ktoś wymyślił. Dlaczego nie pójść dalej i nie spróbować tego świata stworzyć w postaci gry?
A moim, chyba największym marzeniem jeżeli chodzi o ten temat, jest powstanie gry dla książkowych geeków – z głównym bohaterem szaloną, tajemniczą bibliotekarką, która umie przenieść się w świat książki. Zwiedzamy z nią największe hity i klasyki literatury od starożytności po czasy współczesne. Przeżywamy przygody, możemy ingerować w wydarzenia książkowe, podejmujemy decyzje, czy sprawy zostawiamy tak jak jest to w książce, czy zmieniamy, rozwiazujemy zagadki itd. Proszę Was, czy to nie byłoby cudowne? Na własne oczy zobaczyć tyle światów wymyślonych przez pisarzy? 🙂
I tak na koniec – jeśli kiedykolwiek chciałabym być milionerką, to tylko po to, żeby móc wybudować taką bibliotekę, jak to zrobił Pan Lemoncello 🙂
ps po krótkiej mailowej wymianie z Autorem dowiedziałam się, że w Nocie Autora na końcu książki jest ukryta zagadka dla czytelników 🙂 Jeśli wyślecie rozwiązanie do Chrisa Grabensteina, dostaniecie specjalną odpowiedź. Nie wiem, czy tyczy się to tylko anglojęzycznego wydania, w polskim na końcu są tylko Podziękowania.
[…] ktoś uznał, że warto mi książkę wysłać. A i sama książka jest świetna – to była Biblioteka Pana Lemoncella. Wspaniała historia o grupie dzieciaków uwięzionych w bibliotece… Do tej pory to jedna z […]