Co się więc dzieje, kiedy twój wszechświat zaczyna tracić równowagę, a tobie brakuje doświadczenia, żeby mu ją przywrócić?
Bardzo rzadko pojawiają się u mnie teksty o książkach dla młodzieży. Już częściej można spotkać literaturę dziecięcą – książki dla dzieci dzisiaj są tak zachwycające, że spokojnie mogłabym pisać tylko o nich. Z literaturą młodzieżową mam pewien problem. Cóż, trudno mnie uznać za młodzież (choć w sumie zależy skąd patrzeć ;-)), a jako zagorzały czytelnik od lat, swoją fazę na takie książki przeszłam wtedy, jak byłam ową młodzieżą. Zachwycałam się opowieściami grozy i detektywistycznymi, zaczytywałam się w romansach i obyczajówkach. Siłą rzeczy, wraz z przybywaniem lat i lektur, pewne tematy przestały mnie interesować, pewne książki nie były już dla mnie ciekawe i aktualne. Więc zazwyczaj świadomie ignoruję cały ten dział literatury, choć ostatnio zauważyłam małe wyjątki. O jednym z nich chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć, choć to kolejna książka, o której chyba już pisali wszyscy. Ale to akurat bardzo dobrze, bo trzeba o takich książkach mówić jak najwięcej i jak najczęściej. I nie denerwować się, że wszędzie ich pełno.
Najstraszniejsze ze wszystkiego jest to, że nigdy nie wiesz, w co nagle zaczniesz wierzyć.
Już na samym początku dowiadujemy się, że Głębia Challengera powstała na podstawie doświadczeń autora i jego syna, Brendana. Brendan również ilustruje tekst. To ważna informacja, bo nadaje ton naszemu czytaniu. Głębia to historia Cadena Boscha, całkiem zwyczajnego nastolatka, którego świat nagle udziela podziałowi. Obserwujemy stopniowy rozwój choroby psychicznej, uświadamianie sobie, i przez bohatera, i przez osoby z jego otoczenia, że coś jest nie tak, powolne zanurzanie się w halucynacjach, walkę między rzeczywistością a tym, co nie istnieje. Przeplatające się rozdziały z jednej strony ukazują nam rzeczywistość, to jak chłopak jest postrzegany przez znajomych, walkę jego rodziców o niego, a co najważniejsze – to, jak sam pojmuje to, co się dzieje. Z drugiej strony – zanurzamy się razem z bohaterem w świat choroby, halucynacji, głosów, w świat pełen sprzeczności, lęków, absurdów i dziwności, w którym nie wiadomo, kto jest kim, ale w którym trzeba sobie radzić.
Godzinami chodzę bez przerwy. (…) I widzę różne rzeczy. Nie tyle widzę, ile czuję. Wzory połączeń między mijanymi ludźmi. Między ptakami, które sfruwają z drzew. Gdzieś tam jest sens, muszę go tylko znaleźć.
Przede wszystkim to bardzo ważny temat, a mam wrażenie, że trochę tabu. Mówi się wiele o przeróżnych chorobach, jednak te psychiczne ciągle pozostają w cieniu, jako te najbardziej wstydliwe. A być może te najbardziej przerażające? Bo gdy sobie uświadomimy, że to, kim jesteśmy i jak postrzegamy świat, zależy tylko i wyłącznie od naszego mózgu, możemy poczuć się nieswojo. Nie mamy na to żadnego wpływu, nie ma też żadnej recepty, jak nie zapaść na chorobę psychiczną, nie ma żadnej gwarancji ani skutecznego uniku. Tak naprawdę nigdy nie wiemy, kiedy będziemy musieli zmierzyć się z podobną sytuacją. Być może nigdy, co nie zmienia faktu, że zawsze warto wiedzieć.
Coś, co zaczyna się czytać z lekkością, jako przyjemną opowieść dla młodzieży o chłopcu z dużą wyobraźnią, w pewnym momencie przeobraża się w bardzo poważną historię. Prawie niepostrzeżenie, ale dla mnie to był konkretny moment – jedno zdanie na stronie 97. Od tamtej pory zaczęła się dla mnie jakby druga powieść. Lubię trudne tematy podane w sposób bardzo przystępny. Nie ujmuje im to zupełnie ważności, a powoduje, że są bardziej dostępne. Jeśli macie jakąś młodzież pod ręką, dajcie im do przeczytania, jeśli prowadzicie młodzieżowy klub książki, uważam, że to doskonała lektura do dyskusji. To książka, która bardzo wiele uświadamia, zwłaszcza młodzieży, ale nie tylko. Możemy zajrzeć do głowy osoby, której rzeczywistość wydaje się zmyślona, a zmyślenie rzeczywiste. Obserwujemy reakcje otoczenia i walkę rodziny. Zadajemy sobie pytanie, jak to jest mieć głosy w głowie, które mówią ci, co jest prawdziwe, a co nie. Oswajamy chorobę psychiczną, patrzymy jej prosto w oczy i przestajemy się jej bać, choć dalej nas przeraża. Bo Głębia Challengera to książka bardzo przejmująca i właśnie dlatego powinna być czytana.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Też już wyrosłam z książek dla młodzieży, ale ta mnie intryguje. To prawda, dobrze, że literatura porusza takie tematy. Mnie swego czasu zachwycił “Lustrzany świat Melody Black” Extence’a, to znów rzecz o depresji, i również warto “odczarować” tę chorobę i pokazać ludziom, na czym ona polega.
O, to jak mi wpadnie kiedyś w oko, to przeczytam. A “Głębię” polecam. Myślę, że dlatego jest tak niepokojąca, bo jest prawdziwa. I rzadko to piszę, ale w tym przypadku lepiej sprawdza się powieść, niż np. reportaż. Zdecydowanie.
Zwróciłam na “Głębię” uwagę już jakiś czas temu (to chyba ta okładka :>), ale odrzuciłam ją właśnie jako młodzieżówkę. A teraz chyba przyjrzę się jej ponownie… 😀
Też mi się wydaje, że choroby psychiczne to nadal u nas tabu. Osoby chore spotykają się ze niezrozumieniem albo i ostracyzmem. Większość zapewne stara się jak może, by ukryć swoją przypadłość, co koniec końców szkodzi i tej osobie, i otoczeniu. Według mnie to nawet lepiej, że to jest książka właśnie młodzieżowa.
[…] i co pojawia się u nas na rynku. Czasami zdarzają się perełki, tak jak było na przykład z Głębią Challengera, Bezdomnym ptakiem czy książką Pasztety, do boju! I tak też jest z powieścią Ali […]