Końca świata nie było to pierwsza książka Anity Demianowicz, podróżniczki. To opowieść o jej pierwszej, samotnej, od razu pięciomiesięcznej podróży do Ameryki Środkowej. Dla mnie przede wszystkim to inspirująca opowieść o wychodzeniu z własnej strefy komfortu. Bardziej niż walory podróżnicze, zapamiętam z tej książki jej autorkę, to, co robi i jak pokazuje, że tak naprawdę można wszystko.
Pod względem podróżniczym książka jest bardzo kompletna, choć (jak każda dobra książka podróżnicza) zostawia nas z poczuciem niedosytu. No bo jak to? 5 miesięcy w tak egzotycznych dla nas miejscach i taka cienka książka? Chce się wiedzieć więcej – i to właśnie w takiej literaturze lubię najbardziej, to, że inspirują, że dają możliwość poznania nowego świata, motywują do zmian we własnym. Anita Demianowicz opisuje nam swoją wyprawę nie z pozycji super podróżnika, który wszystko wie i niczego się nie boi. Nie, autorka jest bardzo szczera, nie udaje nikogo, jest sobą przez całą opowieść. Sobą, czyli młodą dziewczyną, która po raz pierwszy wyjechała gdzieś sama. Dziewczyną, która się boi, nie wie wielu rzeczy, ma swoje kompleksy, słabe strony, wady. Ale która wie, co chce z życia wziąć i mimo wszystko po to sięga. Wspaniale jest jej towarzyszyć w tej drodze. Ameryka Środkowa nigdy nie była w moim centrum zainteresowań, co nie zmienia faktu, że relację Anity czyta się fantastycznie. Pisze lekko, z poczuciem humoru, zwraca uwagę na najciekawsze szczegóły, a swoje przygody wybiera tak, by oddać ducha danego miejsca. Całości dopełniają świetne zdjęcia, na których możemy zobaczyć to wszystko, o czym pisze autorka. Lubię takie połączenia.
I choć jej podróż jest godna podziwu i pozytywnej zazdrości, choć wspaniale było poznać kawałki Gwatemali, Hondurasu, Salwadoru i Meksyku, ta druga, osobista warstwa książki wydaje mi się nawet ciekawsza. Ameryka Środkowa nadaje tej opowieści fajny, egzotyczny smak, ale mam trochę wrażenie, że podróż stała się tutaj tylko tłem. Tłem zmian, dogadywania się samemu ze sobą, pokonywania swoich lęków, radzenia sobie ze światem. W takiej podróży człowiek poznaje siebie na nowo, dowiaduje się o sobie rzeczy, o których nigdy by nie przypuszczał. Anita Demianowicz znalazła to, czego szukała i przekuła to w spełnione życie i świetną działalność. A dla nas, czytelników, ma to duże znaczenie. Bo widzimy, że można być kobietą i podróżować samemu. Bo widzimy, że to w porządku się bać, czegoś nie wiedzieć, nie być perfekcyjnym i idealnym. O ile pragniemy wyjść z własnej strefy komfortu, chcemy pokonać nasze lęki, znajdziemy na to sposób. Anita Demianowicz nie gloryfikuje podróży. Pisze o pięknie, ale również o zmęczeniu, brudzie, próbach oszustwa, trudnościach w dogadaniu się, rozczarowaniach. To co podoba mi się najbardziej w tej książce to to, że jest to opowieść po prostu o ludziach. Anita doskonale uchwyciła to, że ludzie wszędzie są tacy sami, choć naznaczeni oczywiście geografią i miejscem zamieszkania. Podoba mi się takie podejście do świata, z otwartością, ciekawością, ze zdrową ostrożnością.
Zawsze jak czytam książki podróżnicze jestem zafascynowana autorami i ich wyprawami, pełna podziwu i wielkiego “WOW”. Końca świata nie było to jedna z niewielu książek (a może nawet pierwsza) która sprawiła, że pomyślałam Hej, przecież ja też tak mogę. Zachwyca mnie równowaga w tej książce – Anita pokazuje nam, że marzenia trzeba spełniać, i że niekoniecznie od razu znaczy to rzucanie się na główkę. Jak to mówi Aleksander Doba, marzenia się nie spełniają, marzenia się realizuje.
Polecam Wam również zajrzeć na stronę Anity Demianowicz. To kopalnia ciekawej wiedzy o samej Anicie, o jej wyprawach, o tym, co to znaczy być podróżnikiem, wiele przemyśleń i refleksji. Anita organizuje również TRAMPki – Spotkania Podróżujących Kobiet, ta idea podoba mi się szalenie! Jeśli jesteś podróżującą dziewczyną, chcesz wziąć tym udział! 🙂
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
[…] Bardziej lubię książki niż ludzi […]
Bardzo Ci dziękuję za tę recenzję. Aż się wzruszyłam. Wiesz dlaczego? Bo idealnie odczytałaś moje intencje i cele. Wprawdzie wiele osób czy recenzji mówiło o tym, że to książka inspiracja, niby podróżnicza, ale nie do końca, bardzo emocjonalna itd, ale Ty trafiłaś w każdy punkt, a zdanie “Końca świata nie było to jedna z niewielu książek (a może nawet pierwsza) która sprawiła, że pomyślałam Hej, przecież ja też tak mogę.” powinno być zdaniem reklamowym tej książki 🙂 O to mi chodziło, żeby nie robić z siebie bohaterki podróżniczki, bo wcale nią nie byłam i nie jestem, ale pokazać, że normalna dziewczyna, że każdy może to zrobić, zrealizować swoje marzenie, że nie trzeba być super odważnym, by spakować plecak i ruszyć przed siebie.
Dzięki Twojej recenzji wiem, że udało mi się to osiągnąć. Nie miałam pewności czy starczy mi umiejętności, by to zrobić. Zawsze można zrobić to lepiej, ale czytając Twoje słowa, wiem, że mi się udało i mega się z tego cieszę. Bardzo Ci za to dziękuję. No i życzę, by w końcu udało Ci się wyjechać do Australii 🙂
Dziękuję! Udało Ci się doskonale oddać to, co chciałaś i mam nadzieję, że ta książka to dopiero początek przygody z pisaniem 🙂
Ależ ładny komentarz odautorski. Aż w zazdrość wpadłem 😉
Ładny prawda? 🙂 Tak mi się miło zrobiło!
[…] Zauważa też to, co chciałam tą książką przekazać, po co ją właściwie pisałam: „Końca świata nie było to jedna z niewielu książek (a może nawet pierwsza), która sprawiła, że pomyślałam Hej, przecież ja też tak mogę.” (Całą recenzję przeczytacie na: Bardziej lubię książki niż ludzi) […]