Kallia Papadaki || Tłumaczenie Ewa T. Szyler
Jeśli obserwujecie mnie na Instagramie, wiecie, że prowadzę własny mały projekt przeczytania przynajmniej po jednej książce z każdego kraju na świecie. Zazwyczaj piszę tutaj o książkach popularnonaukowych, czasami o powieściach, ale raczej nie należę do blogerów niszowych. Wychodzi to przypadkiem, bo po powieści sięgam rzadko, a jeszcze rzadziej po takie mniej znane. Ale postanowiłam to zmienić i wykorzystać swojego bloga jako miejsce promocji również mniej znanej literatury – ale nagradzanej i docenianej. Jakiś czas temu pisałam Wam o Wyspie Krach, bułgarskiej powieści, dzisiaj poznamy literaturę grecką. Będzie to spotkanie wymagające, od razu uprzedzam, ale też bardzo satysfakcjonujące.
Grecka literatura pojawiła się już u mnie na blogu za sprawą książki Nieszczęście bycia Grekiem. Ale czy coś o niej wiem? Nie bardzo! Tym chętniej sięgnęłam po książkę Kalli Papadaki Dendryty. Choć książka o samej Grecji nie jest, a o życiu emigrantów w amerykańskim miasteczku Camden. I to właśnie opis tego miasta zaciekawił mnie na początku najmocniej:
Camden leży w stanie New Jersey, naprzeciw Filadelfii. Oba miasta dzieli rzeka Delaware,a łączą je dwa mosty: Benjamina Franklina i Walta Whitmana. Camden było etnicznym tyglem, rozwinięty przemysł oferował pracę imigrantom. Wszystko zmieniło się po drugiej wojnie światowej. Zakłady przemysłowe przeniesiono do stanów zachodnichi do Meksyku. Zabrakło pracy, lecz miasto zalała nowa fala portorykańskich i afroamerykańskich emigrantów szukających lepszego życia. We wrześniu 1949 roku weteran wojenny Howard Unruh zabił w East Camden trzynaście osób w ciągu dwunastu minut. Był pierwszym masowym mordercą w historii Stanów Zjednoczonych. W następnych latach trzech burmistrzów Camden osądzono i skazano na karę więzienia za korupcję. W roku 2012 miasto miało najwyższy wskaźnik przestępczości w Stanach Zjednoczonych. Obecnie około 40% mieszkańców żyje poniżej granicy ubóstwa. Takie są twarde fakty. Poza nimi, jakiekolwiek podobieństwo do osób, nazwisk i sytuacji jest przypadkowe i nie ma żadnego związku z rzeczywistością.
Papadaki pokazuje nam losy kilku mieszkańców miasta na przestrzeni lat. Mieszkańców specyficznych, bo emigrantów – opisuje ich pierwsze momenty na amerykańskiej ziemi, powody, dla których zdecydowali się na emigrację, nakreśla to, co zostawili za sobą i to, co czeka ich w nowych kraju. Pokazuje, jak zmieniają się pokolenia emigrantów – jaką wizję świata ma osoba, które emigrowała, a jaką jej dzieci czy wnuki. Każdy z nich jest inny, każdym kierują inne motywy i pobudki, a jednak w tych losach pojawia się nieuchronnie podobieństwo. Bo życie na emigracji jest do siebie podobne, choć może potoczyć się w bardzo różny sposób. I to Papadaki idealnie pokazuje – amerykański sen może się ziścić, ale może być też tylko niedoścignionym mitem. A człowiek nie zawsze ma wpływ na to, by coś zmienić.
Na początku napisałam, że spotkanie z tą książką nie będzie łatwe. Dlaczego? Bo styl pisania autorki jest niespotykany, a przynajmniej ja nie czytam dużo takich książek. To właściwie strumień świadomości, długie zdania, czasami na całe strony, mogą na początku czytelnika pokonać, zwłaszcza nieprzyzwyczajonego do takiej narracji. Trzeba czytać uważnie, mocno się skupić, żeby nie wypaść z rytmu i nie zgubić wątku. Ale kiedy już ten rytm złapiemy, czeka nas wiele dobrego – przenikliwie opowiedziane ludzkie losy, zwykłych ludzi, z którymi możemy się mocno identyfikować, tacy, którym los albo pomógł w życiu, ale przeszkodził, którzy próbują poukładać to swoje życie najlepiej jak potrafią.
♦