Księga wieszczb zachwyciła mnie najpierw okładką. Wiem, wiem, nie można oceniać książki po okładce, ale przecież zachwycić się na pierwszy rzut oka można 😉 Potem przeczytałam, że głównym bohaterem jest bibliotekarz i przepadłam. Mam wielką słabość do książek o książkach, a do książek o bibliotekarzach jeszcze większą 😉 I lubię historie, w których rzeczywistość przeplata się z elementami nierealnymi. Historia bibliotekarza, który otrzymuje tajemniczą, starą książkę, w której wspomniana jest jego matka powinna mnie porwać. Nasz główny bohater postanawia podążyć jej śladem i dowiedzieć się, co jego rodzina ma wspólnego z tą książką. Po drodze oczywiście na wierzch wychodzą od dawna skrywane sekrety, musi zmierzyć się z własnymi demonami i wspomnieniami, przełamać klątwę. A w międzyczasie poznajemy życie osiemnastowiecznych cyrkowców. Brzmi całkiem nieźle, prawda?
Po przeczytaniu, początkowy zachwyt zamienił się w uczucie letniego zadowolenia. Nie mogę odegnać myśli, że to już wszystko było. Jestem całkiem świeżo po lekturze Muzeum osobliwości Alice Hoffman, pamiętam bardzo dobrze Cyrk nocy Erin Morgenstern i mam nieodparte wrażenie, że Księga wieszczb jest ich połączeniem. Zazwyczaj zupełnie nie zwracam uwagi na to, bo przecież wszystko już kiedyś było i nie sposób napisać powieści, która będzie zbudowana z samych nowych elementów. Tutaj jednak bardzo rzuciło mi się to w oczy. Ale o ile Erin zaskakuje niezwykłością swojego cyrku, Alice Hoffman czaruje słowem i stwarza niepowtarzalny klimat, u Eriki czegoś zabrakło. Niedużo, ale jednak. Wszystkie elementy fabuły są przemyślane, pasują do siebie i tworzą ciekawą historię. Są intrygujące postaci, jest zagadka do rozwiązania, miłość w tle, dramaty rodzinne, tajemnica i trochę magii. Może zabrakło trochę plastyczności? Może główny bohater jest ciut za nijaki i nie wzbudza wielkich emocji? Może księga nie jest wystarczająco wyeksponowana? Bo każdy z tych elementów osobno jest ciekawy. Razem stanowią po prostu zbiór ciekawych elementów, a nie jedną całość. Z drugiej strony muszę podkreślić, że to debiut pisarski Eriki Swyler. Z niecierpliwością czekam na kolejną powieść, bo wydaje mi się, że autorka jeszcze się rozkręci.
Umieszczenie swojej historii w kręgach cyrkowych ułatwia dużo autorowi. Specyfika cyrkowej przestrzeni, ludzi, którzy tam pracują od razu nadaje magiczny i wyjątkowy charakter historii. Cyrk, taki prawdziwy, będący zbiorowiskiem najróżniejszych dziwolągów, jest niesamowitym materiałem do pracy. Przede wszystkim bardzo plastyczny, kolorowy i oddziałujący na wszystkie zmysły. Bohaterowie rodzą się praktycznie sami, bo przecież każdy cyrk ma dyrektora, człowieka gumę, wróżkę, ludzi o niezwykłych umiejętnościach czy syreny. Najczęściej ludzie Ci są wyrzutkami, sierotami, kimś, kto nie ma dokąd pójść, a cyrk jest jedyną rodziną jaką kiedykolwiek mieli. Wytwarza to niezwykłą atmosferę takich miejsc, pełną tajemniczości i czegoś nieokreślonego. Cyrk to miejsce, gdzie wszystko może się zdarzyć i często nie musi mieć racjonalnego wytłumaczenia. Wszystko jest tu możliwe, balansujemy na krawędzi jawy i snu, obserwujemy zderzenie świata rzeczywistego z nierzeczywistym.
Narracja prowadzona jest dwutorowo – czasy współczesne to historia naszego bibliotekarza, koniec wieku osiemnastego to historia Hermeliusa Peabody’ego i jego cyrku. Te dwa światy przeplatają się wzajemnie, przeszłość wpływa na przyszłość, a losy ludzi są zdeterminowane (ale czy na pewno?) Erika Swyler ładnie to wszystko łączy, ale tak jak wspomniałam, czegoś mi brakuje. Każdy cyrk oszukuje ludzi, grając na emocjach i wrażeniach, ale my bardzo chętnie dajemy się oszukiwać. Z Księgą wieszczb było podobnie. Chętne zajrzałam w życie cyrku nie od strony widza, chętnie towarzyszyłam Simonowi w jego poszukiwaniach, ale po zakończeniu wyszłam z poczuciem niedosytu i niekoniecznie oszukana. A nie miałabym nic przeciwko.
♦
Dla porównania:
◊ Księga wieszczb u Owcy z książką
◊ Księga wieszczb Okiem wielkiej siostry
♦
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję
♦
Sztuką nie jest uniknąć znanych motywów i wątków, a raczej zaprezentować ja w sposób oryginalny, zaoferować czytelnikowi nowy punkt widzenia.
I podobnie jak i u Owcy polecę “Cyrk” Justyny Ewy Charłamów.
Po przeczytaniu opisu stwierdzam, że koniecznie muszę się z nią poznać! 🙂
[…] się też, że znam już tę autorkę – z tyłu na okładce przeczytacie, że napisała też Księgę Wieszczb. Pisałam o niej na blogu, jeśli jesteście jej ciekawi, to wpadnijcie – to była bardzo […]