Sól jest na północy, złoto na południu, a srebro w krainie białych ludzi, lecz słowo Boga i skarb mądrości znajdziesz tylko w Timbuktu
powiedzenie sudańskie
Trudno mi było się zabrać za recenzję tej książki. Najczęściej od razu po lekturze mam w głowie to, co chcę napisać, albo przynajmniej od czego chcę zacząć. W tym przypadku miałam pustkę. I w sumie dalej nie wiem, jak się za to zabrać. Trudność polega na tym, że treść Hardcorowych bibliotekarzy dotyka wielu zagadnień, które chciałabym poruszyć, a przecież mam jedynie podsumować swoje wrażenia na temat lektury, a nie tworzyć wpis o Timbuktu i rękopisach…
Więc postaram się to zrobić po kolei i jak najlepiej. Po pierwsze bardzo się cieszę, że taka książka powstała i że została wydana u nas. Wszystko, co się zaczyna od Hardcorowi bibliotekarze musi być dobre 😉 Nie miałam pojęcia o wydarzeniach opisywanych w książce, a wydaje mi się, że to akcja jak najbardziej godna pamiętania. Po drugie stereotypowe postrzeganie bibliotekarzy jest na porządku dziennym, a filmy w stylu Bibliotekarza budzą w nas więcej rozbawienia niż realnego podziwu. A tu się okazuje, że bibliotekarz, czyli ten, co stoi na straży książek, jest zdolny do wszystkiego, by swoje zbiory ochronić. Akcja z Timbuktu jest jest bardzo skrajna, oczywiście, ale główne zasady rządzące światem rzadkich książek i ochrony kultury są wszędzie takie same. Po trzecie – świat rękopisów i miasto Timbuktu. Przyznam szczerze, że absolutnie nic o nim nie wiedziałam. Po lekturze zdałam sobie sprawę, że żeby napisać dobry tekst, powinnam przeczytać coś jeszcze o Timbuktu. Jakie to było wspaniałe miejsce, z kwitnącą kulturą piśmiennictwa i kolekcjonowaniem książek. Afryka Subsaharjska była miejscem powstawania wielu świetnych dzieł, o czym my właściwie nic nie wiemy, nie ma tego w szerokim przekazie, w powszechnej świadomości. A na kartach tej książki pojawiają się piękne rękopisy na welinie ze skóry antylopy czy licząca osiemset lat święta książeczka wielkości dłoni zapisana na rybiej skórze i zdobiona złotymi listkami, czy postacie takie jak Ahmed Baba al-Massufi al-Timbukti, ekscentryczny czarnoskóry erudyta, malował oczy czarnym cieniem i nosił wyłącznie czarne ubrania (…)Napisał 60 książek dla uniwersytetu w Sankore – były to niezrównane traktaty astronomiczne (jeden z nich rymowany), komentarze do Koranu i hadisów oraz wielki leksykon biograficzny islamskich mędrców z północnoafrykańskiej sekty sufickich malikitów.
Hardcorowi bibliotekarze z Timbuktu to książka, którą można podzielić na trzy części, wzajemnie się przeplatające i zamknięte w ramy czwartej, scalającej opowieści. Pierwsza to opowieść o człowieku imieniem Abdel Kader Haidara, którego los i przeznaczenie wręcz zmusiły do zajmowania się książkami. Jego ojciec wybrał właśnie jego na strażnika domowych zbiorów, a Instytut Ahmeda Baby liczył na pomoc w odzyskiwaniu starych rękopisów od ludzi, tak jak robił to jego ojciec. Obserwujemy młodego człowieka, u którego budzi się miłość do książek i świadomość tego, jak ważne jest ich przetrwanie. Przechodzimy z nim wszystkie fazy, od lekceważenia, przez bunt, aż po największe oddanie. Druga część to opowieść o samym Timbuktu, jego kulturze, znaczeniu. O książkach, które tam powstały, o ludziach, którzy tam tworzyli, o jego latach świetności, kiedy mieszkało w nim więcej ludzi niż w Londynie i kiedy był najbogatszym miastem świata. I o jego współczesności, w której ekstremiści wypowiedzieli wojnę wszystkiemu, co nie jest czyste i islamskie. Z tym wiąże się trzecia opowieść – o polityce i religii. Poznamy historię powstania ugrupowania terrorystycznego Al-Kaida islamskiego Maghrebu, scenę międzynarodową, walkę o wpływy na terenie Timbuktu. Wszystkie te trzy światy łączą się w jednym punkcie – kiedy rękopisom grozi realne niebiezpieczeństwo zniszczenia, Haidara razem z pracownikami swojej biblioteki podejmuje decyzję przeprowadzenia niebezpiecznej i skomplikowanej akcji wywiezienia ich z Timbuktu. I o tym jest ta książka…
Jedyną rzeczą do jakiej mogę się przyczepić jest zdominowanie historii samych rękopisów przez historię polityczną. Autor szczegółowo wprowadza nas w sytuację w Timbuktu i całym Mali. Jest to oczywiście ważne i daje ciekawy wgląd w islamski świat, jednak w tym przypadku trochę hamuje właściwą historię. Nie zmienia to faktu, że książkę warto przeczytać i warto zainspirować się do dalszych lektur w tym temacie. Próbowałam znaleźć spisane dzieje Timbuktu, ale nie udało mi się, więc jeśli wiecie o jakiejś książce, koniecznie podzielcie się w komentarzu! I oczywiście nie muszę dodawać, że Hardcorowi bibliotekarze to gotowy scenariusz na film i grę komputerową. O jak ja bym się z takiej gry ucieszyła!
Na zakończenie coś fajnego. W książce nie ma zdjęć, ale jeśli temat Was zainteresował, odsyłam Was do kilka miejsc. Po pierwsze na stronie Unesco, w ramach projektu Pamięć Świata możecie zobaczyć strony z manuskryptów z Mali. Nie jest ich za wiele, ale zawsze… Przeczytajcie artykuł autora książki o Haidarze, a przede wszystkim obejrzyjcie świetne zdjęcia Brenta Stirtona, które pozwolą Wam zobaczyć i bohatera książki, i cenne manuskrypty. Kolejnym miejscem do zajrzenia jest strona Projektu, na której znajdziecie wszystkie informacje o szukaniu i zbieraniu manuskryptów, o bibliotekach, wydarzeniach, publikacjach, jednym słowem – o wszystkich aktualnościach. Do obejrzenia poniżej koniecznie wystąpienie Hammera oraz dokument BBC Zaginione biblioteki Timbuktu.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Bardzo ciekawa historia, bardzo “książkowa”. Kończę właśnie “Książkę” Keitha Houstona i z niej dowiedziałem się z kolei, że w europejscy kolonizatorzy spalili całe mnóstwo azteckich kodeksów religijnych.
O, a ja na nią czekam dopiero 🙂 Na studiach uwielbiałam się uczyć historii książek 🙂
[…] że historię przecież już znałam. Pamiętacie mój entuzjazm, kiedy wyszła książka Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu? Odsyłam Was do tamtego tekstu, bo on zawiera wszystko – mój zachwyt historią, […]
[…] http://bardziejlubieksiazki.pl/ksiazki/reportaze/hardkorowi-bibliotekarze-z-timbuktu/ […]