Wiecie bardzo dobrze (bo wcale tego nie ukrywam ;-)), że zdecydowanie bardziej lubię książki niż ludzi. Dlatego też od wszelkich imprez masowych raczej trzymam się z daleka, nawet jeśli są to imprezy książkowe. Targi wydają się być moim największym koszmarem – te warszawskie odwiedzam tylko w czwartki, a w pozostałe dni nawet nie zbliżam się do stadionu. Jest jednak w Warszawie impreza, która trochę wymyka się ustalonym stereotypom, a jest to Big Book Festival. W tym roku odbyła się już piąta edycja, a każda z nich spełniła moje oczekiwania i była w stanie mnie też zaskoczyć. Po festiwalach za dużo nie jeżdżę, więc na pewno jest gdzieś godny towarzysz Big Booka (ktoś wspominał Literacki Sopot) o którym nie wiem, ale na dzień dzisiejszy Big Book to mój zdecydowany faworyt. Raczej nie piszę relacji ze spotkań i innych imprez, w których biorę udział, ale czasami robi wyjątki, bo chcę się po prostu z Wami tym dobrem podzielić 🙂 Tak było z Tomkiem Michniewiczem, a teraz muszę napisać kilka słów o Big Booku.
Dlaczego Big Book jest wyjątkowy? Anna Król, dyrektor festiwali mówi, że tegoroczne hasło czyli Powrót do początku to metaforyczny powrót do czasu, w którym zaczynaliśmy czytać książki, gdy pisane opowieści uczyły nas marzyć, podróżować i tęsknić. Czytanie obudziło w nas jako dzieciach pierwsze pragnienie innych doznań i dalekich spraw. Bohaterowie i ich przygody przeżywane z wypiekami i wielkimi emocjami uruchomiły naszą wyobraźnię. Od nich zaczęło się wszystko, co w życiu ważne. A Paulina Wilka, wicedyrektor dodaje – Także sam festiwal wraca do pragnień, które towarzyszyły nam na początku jego tworzenia. Zamiast dojrzewać i osiadać, pozostaniemy bezpretensjonalnym i prostolinijnym spotkaniem czytelników z autorami i tekstami. Nie przestajemy eksperymentować. Podobnie jak w pierwszej edycji – Big Book Festival zaskoczy nieoczywistymi pomysłami na doświadczanie literatury.
Uwielbiam ten festiwal właśnie za to – za wyjątkowe połączenie rozmachu i kameralności, za bezpretensjonalność i prostolinijność. Dobór miejsc jest zawsze oryginalny i ciekawy. Czasami niektórym miejsce podoba się bardziej, czasami mniej, wiadomo, ale zawsze jest dobrze wymyślone, dobrze przygotowane, z pomysłem. Tym razem to była opuszczona szkoła, co miało swoje plusy (klimat) i minusy (duchota). Spotkania odbywały się w salach, na korytarzach. Mimo że na każdym spotkaniu były tłumy, nie przeszkadzało to i nie dało się tego odczuć. Lubię też festiwale i imprezy, które zamiast budować dystans pomiędzy autorem a czytelnikiem, zmniejszają go. Na dużych spotkaniach autorskich czy wielkich imprezach nie jest to realne. Big Book, mimo że mały nie jest, zachowuje własnie tą kameralną postać. Autorów wszelakich można było spotkać na korytarzach, spacerujących, chodzących, biorących udział w innych wydarzeniach, pocących się podczas gry w kosza ;-). Przed spotkaniem można było podejść, zaczepić, porozmawiać. Po spotkaniu – na spokojnie wziąć autograf, zamienić kilka słów, zrobić zdjęcie. Wszystko bez presji, na spokojnie, na luzie. Sama przyjemność obcowania z literaturą i ludźmi , którzy ją tworzą.
Kolejna rzecz, która mi się podoba i osobiście bardzo mi pasuje – Big Book ma bardzo dobrze rozplanowaną przestrzeń. Wszędzie jest blisko i wszystko jest pod ręką. Każdy znajdzie tam coś dla siebie. Wiele osób pisze, że taki festiwal to okazja, żeby spotkać się z innymi ludźmi, ze znajomymi itd. Ja wprawdzie nie mam pojęcia kiedy to robić, bo program jest tak napakowany, że można sobie zaplanować cały dzień samych spotkań autorskich i wykładów, ciągiem bez żadnych przerw. Ale jeśli ktoś chce sobie taką zrobić, może posiedzieć na dworze, poleżeć na trawie albo na leżaku, poczytać przygotowane książki, pójść coś przekąsić… Podoba mi się wybór i to, że nic nie jest z góry narzucone. Mogę cały dzień leżeć na leżaku i czytać i też będę miała niesamowite poczucie, że jestem częścią festiwalu.
Rozpiętość programowa też powinna zadowolić wszystkich – są zajęcia dla dzieci, był mecz koszykówki, były otwarte obrady i dyskusje, spotkania autorskie, również bardzo zróżnicowane. Nie będę tu wymieniać wszystkich spotkań, bo możecie sobie zajrzeć po prostu do programu – było ich bardzo dużo, a co ciekawe również ich forma była różna. Były tradycyjne spotkania, ale można było wziąć udział również w Domowych Pieleszach – bardzo kameralnych (tylko 5 osób!) spotkaniach z pisarzami w domach. Ja z tej bogatej oferty wybrałam spotkanie z Matthew Knealem i Kazuki Sakurabą, co akurat wymagało trochę gimastyki, bo spotkania były w tym samym czasie. Potem był fantastyczny wykład Umysł: Jak czyta mózg? dr Pawła Boguszewskiego, a przed nim był wykład prof. Magdaleny Fikus Ciało: Czy musimy umierać? na który niestety nie udało mi się dotrzeć (bo spotkania). To kolejny wielki plus dla tego festiwalu. Osobiście jestem zachwycona wpleceniem wątków popularnonaukowych w festiwal literacki i bardzo liczę na to, że stanie się to standardem! 🙂 Dzień kończyło spotkanie z Dmitrym Glukhovskim.
W niedzielę niestety nie udało mi się dotrzeć na bicie rekordu świata w czytaniu na głośnym powietrzu. Bardzo ciekawiło mnie spotkanie ze Stefanem Hertmansem, ale nie czytałam żadnej jego książki do tej pory, więc pierwszym autorem, którego słuchałam w niedzielę był Simon Beckett. Potem już tylko opowieść Anny Kamińskiej o Wandzie Rutkiewicz i może było tanecznym krokiem zakończyć tegoroczną edycję na imprezie urodzinowej George’a Michaela.
Podsumowując. Podoba mi się to, że w organizatorach da się wyczuć pasję i miłość do literatury, że robią to, bo chcą, a nie z żadnych innych powodów. Tylko wtedy fajne rzeczy udają się tak wyśmienicie, a Big Book Festival przez te pięć edycji wpisał się już na stałe w literacki rozkład jazdy. Podoba mi się, że nic nie muszę, a wszystko mogę – tak jak pisałam, nie czuć presji, czasu, tłumu. Człowiek nie spina się, tylko cieszy się, że tam jest. Niezależnie od tego, co robi – czy przyszedł spotkać się ze znajomymi, czy poczytać, czy wziąć udział w spotkaniach. Podoba mi się w miarę swobodny dostęp do autorów – nawet jeśli nie mam potrzeby rozmawiać z każdym czy stać w kolejce po autograf, lubię ich obserwować z bliska. Atmosfera jest fantastyczna i autorzy też to czują – są bardziej swobodni, pozwalają sobie na luz, widać, że cieszą się, że tu są.
A dla wszystkich, którzy kochają Big Booka mała informacja (a w zasadzie wielka ;-)) Wiecie, że buduje się Big Book Cafe? Jak to powiedziała Paulina Wilka będziemy robić dla Was Big Booka cały rok! Jeśli się zastanawiacie, czy warto przyjechać – warto! Spotkać się ze swoimi idolami, ulubionymi pisarzami, ale też dowiedzieć się mnóstwa nowych rzeczy, poznać nowych autorów i po prostu pobyć na Big Booku. Bo nie wiem, czy już to mówiłam, ale atmosfera jest naprawdę fantastyczna!
PS Z pewnością jest wiele innych festiwali literackich, które mogłyby się pochwalić również fantastyczną atmosferą. Mogłabym mieć pracę, polegającą na jeżdżeniu po takich imprezach i zdawaniu relacji 🙂 Ale dopóki pracuję na etacie, który raczej uniemożliwia beztroskie poruszanie się po Polsce, Big Book pozostanie w moim czytelniczym sercu na pierwszym miejscu 🙂 Jeśli byliście na jakimś literackim festiwalu, który uwiódł Was zupełnie, piszcie w komentarzach! Może za rok zrobię jakieś plany 🙂
Super! Mam nadzieję, że pomysł na Domowe Pielesze przetrwa na kolejne edycje 🙂
Żałuję, ze do Warszawy mam tak bardzo daleko, bo chociaż podobnie jak Ty nie przepadam za masowymi imprezami, w tej z chęcią wzięłabym udział. I do kawiarenki też bym wstąpiła, ale nadal nie rezygnuję z marzenia, że może kiedyś uda mi się otworzyć moją własną książkową kawiarnię 🙂
Zaplanuj sobie za rok i zrób sobie wycieczkę do Warszawy na Big Booka 🙂 Też mi się kiedyś marzyła książkowa kawiarnia 🙂
Ja żałuję, że byłam tylko na dwóch spotkaniach 🙂 Niestety za bardzo się w ten weekend rozleniwiłam 🙂 Ale bardzo podobał mi się klimat tego miejsca. I ogólnie – te dwa spotkania również były ciekawe. 🙂
O! A ja w czwartek (dwa dni przed Festiwalem) byłam na takim przedpremierowym spotkaniu w Big Book Cafe – Creative Mikser: Czytaj i promuj czytelnictwo. Tworzy się tam naprawdę świetne, klimatyczne miejsce dla książkoholików.
Już wiem, że będzie to moje ulubione miejsce w Warszawie 🙂
Ja jakoś przegapiłam informację o tym spotkaniu! Ale na pewno kiedyś się tam wybiorę i coś czuję, że będę częstym gościem 🙂
Mam szczerą nadzieję, że uda mi się kiedyś dotrzeć na Big Booka 🙂 Ten Glukhovsky…
Myśl przewodnia wykładu też brzmi świetnie – wysłuchałabym z przyjemnością!
Wykład był bardzo ciekawy i można było się wielu rzeczy dowiedzieć 🙂 Za rok, planuj na za rok 😉
Nie byłam przez złamaną nogę, a bardzo żałuję psotkania z Beckettem 🙁 Mam nadzieję, że za rok nadrobię 🙂
Beckett był świetny! To przeuroczy gość 🙂
Warto wpaść, chociaż na chwilę 🙂
Moje serce należy do Festiwalu Conrada, ale przyznać muszę, że organizatorzy Big Booka wykazują się większą fantazją, i chyba też luzem – bo nie wyobrażam sobie na przykład meczu koszykówki na Conradzie :). Conrad jest trochę bardziej na poważnie, no i jest też dłuższy, bo trwa cały tydzień, co w zależności od punktu widzenia może być i wadą, i zaletą – bo więcej spotkań, więcej rozmów, więcej gości, ale po takim intensywnym tygodniu (bo siedzę co roku praktycznie codziennie od rana do wieczora) człowiek pada z nóg, podczas gdy weekend jest jeszcze do przeżycia :). Na Big Booku zdecydowanie też podoba mi się ta tradycja różnych ciekawych lokalizacji, dzięki temu to bardziej klimatyczna impreza.
Na Literackim Sopocie byłam raz, oczywiście jak gościem specjalnym były Czechy :). Przyjemny festiwal, no i w bardzo przyjemnej scenerii, tylko dla mnie trochę daleko, żeby jeździć co roku, zwłaszcza jeśli w roli głównej jest akurat literatura z kraju, którego literacko za dobrze nie znam. Lubię też Miesiąc Spotkań Autorskich we Wrocławiu, ale to cały miesiąc, więc trzeba wybierać najciekawsze spotkania. I Międzynarodowy Festiwal Opowiadania we Wrocławiu jest spoko!
Też mam ten problem, że pracuję na etat, ale w festiwalowe weekendy czasem sobie takie dłuższe wycieczki robię, a żeby być na Conradzie, po prostu biorę wolne na cały tydzień. Na Conrada nie żałuję :).
A, jeszcze co do wspomnianego przez Ciebie spotkania z prof. Fikus – mnie trochę rozczarowało, bo tematyka bardzo ciekawa, ale podana odrobinę chaotycznie. Za to pani profesor zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie i postaram się sprawić sobie tę książkę-wywiad z nią. Zgadzam się też z Tobą, że rozszerzanie literackiego festiwalu o nauki ścisłe i przyrodnicze jest super :).
Czołowy malkontent Pożeracz zjawia się by malkontencić. Otóż mi festiwal podpadł brakiem korekty angielskiego tłumaczenia hasła przewodniego. “Back to beginning” jest niepoprawne w takim kontekście. Nie podobało mi się też dziwne tłumaczenie, gdy na Facebooku zwróciłem uwagę na ten fakt.
nie mialam okazji byc na tym festiwalu, ale bardzo mnie zachęciło co o nim napisalas. Musze sobie wpisac do kalendarza na nastepny rok! 😀
[…] Wam napisać coś o Simonie Becketcie już od Big Book Festiwalu, na którym miałam przyjemność Simona posłuchać na żywo. Oczarował mnie absolutnie, ujął […]