Stephen King napisał kiedyś: “Koszmary istnieją poza granicami logiki. Wszelkie próby ich wyjaśnienia mijają się z celem i kłócą się z poezją strachu”. W każdym horrorze ofiara pyta: “Dlaczego?”. A przecież nie ma odpowiedzi, nie powinno jej być. Zagadka bez wyjaśnienia zostaje w głowie najdłużej i ostatecznie to ją właśnie zapamiętamy. Nazywam się Alan Wake, jestem pisarzem.
Tak zaczyna się gra Alan Wake. Kiedy tylko padły te słowa, wiedziałam już, że to będzie jedna z moich ulubionych gier. Długo zbierałam się, żeby Wam o niej opowiedzieć, ale w końcu się udało. Jeśli w tym momencie tracicie zainteresowanie, bo nigdy w nic nie graliście i w ogóle was to nie kręci – poczekajcie jeszcze chwilę. Opowiem Wam świetną historię, pokażę, że granie to czasami nawet lepsza zabawa niż czytanie, a na koniec mam dla Was niespodziankę 🙂
Alan Wake to autor bestsellerowych thrillerów. W momencie, w którym go poznajemy cierpi na twórczą blokadę – od dwóch lat nie udało mu się napisać nic nowego. Jego żona, Alice organizuje krótkie wakacje w małym miasteczku Bright Falls, żeby Alan mógł odpocząć, oderwać się od zgiełku miasta, być może znowu zacząć pisać. Od samego początku czujemy przez skórę, że coś jest nie tak. Alan przed przyjazdem do Bright Falls miał koszmar, w którym mroczne cienie próbowały go skrzywdzić, a z kolei inne postacie uczyły go, jak wykorzystywać światło w walce z mrokiem. Alice boi się panicznie ciemności. Po przyjeźdie do Bright Falls, miasteczko robi przyjemne, aczkolwiek niepokojące wrażenie. Alan odbiera klucze od tajemniczej, przerażającej kobiety w czerni i odjeżdża. Scenę zamyka mężczyzna goniący samochód państwa Wake’ów z prawdziwymi kluczami…
Przyznacie, że to bardzo dobry początek historii. A potem robi się już tylko lepiej – Alice zostaje porwana, choć tak naprawdę na początku trudno nam stwierdzić, co tak właściwie się stało. Alan budzi się tydzień później, zupełnie nie pamiętając, co działo się wcześniej. Wie tylko, że zaginęła jego żona, a on musi zrobić wszystko, by ją odnaleźć. Nawet jeśli będzie to znaczyło stanięcie oko w oko z najmroczniejszą ciemnością.
Bardzo chciałabym Wam opisać, co dzieje się dalej i wspólnie powymyślać teorie dotyczące zakończenia, ale tego nie zrobię. Oczywiście jeśli będziecie chcieli, znajdziecie dokładnie przedstawione wydarzenia, czy to w opisach gry, czy w playthrough na Youtube. Ale jeśli zaciekawiła Was choć trochę ta historia, spróbujcie się z nią zmierzyć najpierw sami. Gwarantuję, że się nie zawiedziecie, a po zakończeniu jeszcze długo będziecie myśleli, co tak właściwie się przed chwilą wydarzyło 🙂 Teorii wyjaśniających wydarzenia w Alanie Wake’u jest naprawdę wiele, a skomplikowana i dopieszczona w najdrobniejszych szczegółach fabuła nie ułatwia zadania. To fabularny majstersztyk, który jest przemyślany, dopracowany, cały świat jest świetnie wymyślony od początku do końca. To sprawia, że przez całą grę w napięciu śledzimy każdy najdrobniejszy fragment, czytamy uważnie każde zdanie i z uwagą przysłuchujemy się każdemu dialogowi. Staramy się, żeby żaden szczegół nam nie umknął, ale to na nic. Nawet jeśli jesteśmy najbardziej uważni na świecie – są momenty w tej historii, które zostawią tak totalnie zaskoczonych, które zupełnie odwrócą nasze myślenie, które nagle odsłonią przed nami skrywane dotąd tajemnice. Alan Wake to fantastyczna opowieść. Strzelanie to jedynie drobny dodatek w niej, dlatego twierdzę, że to idealna gra dla mola książkowego, żeby rozpocząć swoją przygodę z graniem. Wierzcie mi, chcielibyście przeczytać taką książkę!
Po pierwsze Alan Wake to gra, która ma świetny scenariusz. To po prostu jest genialna historia, która broni się sama. Jest jakby stworzona pod moli książkowych, ale nie tylko. Głównym bohaterem jest pisarz, ale to nie jedyna ważna postać. W międzyczasie dowiadujemy się o istnieniu innego pisarza, którego postać jest dosyć kluczowa dla naszej historii. Otaczająca nas rzeczywistość zaczyna nabierać cech snu (czy koszmaru). Nagle nie wiadomo, co jest prawdą, a co nie. Co jest światem realnym, a co światem stworzonym przez pisarza? Po drugie jej absolutnym atutem są nawiązania do filmów, seriali i książek, które są już kultowe. Na każdym kroku natykamy się na jakąś wskazówkę, nawiązanie, puszczone oko do fanów. Jest tego mnóstwo, wielką frajdą jest odkrywanie tych rzeczy, ale wspomnę chociażby o inspiracji Lśnieniem Kinga (inspiracja Kingiem jest dosyć oczywista pod względem tego, jak cała gra się zaczyna <3), Ptakami Hitchcocka, Neilem Gaimanem, książką Dom z liści (polska premiera dwa dni temu!) Marka Z. Danielewskiego, Twin Peaks, czy Twilight Zone. Po trzecie sama mechanika gry jest bardzo przyjemna, dostosowana do każdego poziomu graczy, nawet tych początkujących. Grafika wręcz zapiera dech w piersiach, krajobrazy są przepiękne, a atmosfera wykreowana przez twórców gry jest naprawdę niesamowita – czuć małomiasteczkowość, unoszące się w powietrzu tajemnice, niepokój, a potem przerażenie, zdeterminowanie, walkę o żonę, o siebie i własne zmysły. A po czwarte – mimo tego, że to horror, że strzelamy do wrogów, że uciekamy ciemnym lasem z latarką w ręku, cały czas pamiętamy, że nasz bohater jest pisarzem, a fabuła kręci się wokół książek, pisania, stwarzania światów słowem. Odnajdujemy opowieść w opowieści, książkę w książce, zbieramy manuskrypt strona po stronie, by skompletować go w całości. Tylko, co się wydarzy, jak opowieść będzie skończona?
Na zakończenie niespodzianka – jeśli w dalszym ciągu nie macie ochoty grać, ale zaciekawiła Was historia, to jest książka! Tak, tak 🙂 Zdjęcie z początku wpisu to właśnie jej okładka (taka sama jak gry). Niestety tylko po angielsku. Tak bardzo się ucieszyłam, że jest, że od razu sobie kupiłam i już nie mogę się doczekać, aż porównam książkę i grę. Chociaż obawiam się, że w tym przypadku książka przegra (tak jak np. seria Assassin’s Creed). I tu dochodzimy do tego, dlaczego gry są lepsze od książek. Nie jest tak oczywiście zawsze i bezwarunkowo. Poniżej wklejam grafikę, która idealnie pokazuje to, co mam na myśli. Gra łączy w sobie wszystkie pozytywy książki i filmu, stwarzając niepowtarzalną okazję, by aktywnie wcielić się w jakiegoś bohatera. Nie tylko o nim czytamy – my nim jesteśmy. Nie tylko czytamy o świecie – możemy go kreować, eksplorować, chodzić po nim, zwiedzać, nawiązywać relacje, robić wszystko, na co tylko gra nam pozwala. Uwielbiam taką interaktywność! To zupełnie coś innego, niż czytać o bohaterze, który podejmuje decyzję i schodzi do ciemnej piwnicy, albo oglądać go podczas tej czynności. Kiedy nagle my kierujemy bohaterem, i to my musimy podjąć tę decyzję, nagle wszystko staje się trochę bardziej. Większość gier ma jakąś fabułę, ale naprawdę rzadko spotyka się takie fabularne perełki jak Alan Wake.
Alan Wake to świetnie wymyślona historia. Mimo że to survival horror, to nie jest tylko dla wielbicieli horroru (choć mocnych momentów na pewno nie zabraknie). Warto ją poznać. Gwarantuję, że Alan, Bright Falls i Pani Światła na długo zostaną w waszej pamięci. I trochę inaczej spojrzycie na proces pisania 🙂
♦
◊ Z ciekawostek – postać Alana Wake’a została stworzona na podstawie Ilkki Villego, fińskiego aktora i pisarza;
◊ Istnieje mini serial będący prequelem Alana Wake’a. Głównym bohaterem jest Jake Fisher, pisarz, którzy przybywa do Brights Falls by zrobić wywiad z doktorem Hartmanem. Podczas jego pobytu cały czas dzieją się dziwne rzeczy… Nie oglądałam, dopiero dowiedziałam się o jego istnieniu, więc nie mam pojęcia, czy warto.
Gra wręcz garściami czerpie z tytułów, o których napisałaś. Jako fan Kinga pochłonąłem ją strasznie szybko. Trochę mechanika rozgrywki jest męcząca, wolałbym serial w tych klimatach, ale naprawdę warto. Historia, szata graficzna, cholera, nawet muzyka (Nick Cave!) stoją na wysokim poziomie 🙂
Oooo tak, muzyka! Muzyka to coś, o czym też miałam napisać i zapomniałam! Jest rewelacyjna!
Graliśmy z lubym przez kilka wieczorów! 🙂 Świetna grafika i mega wciągająca historia. Dzięki za info o serialu, nie wiedziałam, że jest taki. Trzeba będzie poszukać 🙂
Jest chyba na Youtubie. To taki mini serial, nie mam pojęcia jak z jakością 🙂 Muszę się też przyjrzeć bliżej 🙂
Oglądała już Pani ten mini-serial?
[…] może nieść ze sobą naprawdę wiele znaczeń. Do tej pory z czymś takim spotkałam się w Alanie Wake’u. Sam pomysł istnienia słowa, a nie rzeczy/uczucia/zjawiska, które oznacza, jest dla mnie […]