Fizyk jest sposobem myślenia atomów o atomach
– anonim
Bill Bryson to pisarz, który zawsze mnie rozśmiesza. Nie pamiętam już, z jaką jego książką spotkałam się najpierw, ale pamiętam, że było to zauroczenie od pierwszych zdań. Po pierwsze uwielbiam erudytów, a u Brysona wiedza i oczytanie aż skapuje ze stron. Jedno z pierwszych pytań, jakie sobie zadacie, czytając jego książki będzie Skąd ten facet to wszystko wie? Po drugie – cóż, jego poczucie humoru jest już chyba legendarne. A wiedza połączona z poczuciem humoru to najlepsza rzecz po słońcem! Bill Bryson pisze książki podróżnicze, popełnił też kilka popularnonaukowych i o jednej z nich Wam dzisiaj opowiem.
Krótka historia prawie wszystkiego jest książką, którą uwielbiam, czczę i ubóstwiam, zmusiłabym każdego do jej przeczytania. Podoba mi się w niej wszystko – treść, forma, pomysł, idea i cele, które ma spełniać. Jestem również zachwycona pięknym wznowieniem wydawnictwa Zysk. Jeśli w najbliższym czasie zastanawiacie się nad kupnem jakiejś książki – to jest ta, którą chcecie mieć na pewno! I mimo, że ją tak bardzo uwielbiam (a może właśnie dlatego) mam też z nią ogromny problem, a z napisaniem jej recenzji jeszcze większy. Bo to jedna z takich książek, które chciałoby się cytować i cytować i cytować. Już po kilku stronach wstępu (!) wiedziałam, że nie będzie łatwo (bo już zaznaczyłam całe fragmenty, którymi absolutnie koniecznie chciałam się z Wami podzielić). Nie macie wyjścia, musicie ją przeczytać!
Dzielnie powstrzymując się od cytowania (jak czytałam ją w domu, co chwila musiałam przeczytać domownikom na głos jakieś zdanie. Albo fragment. A za chwilę następny. A ten to już będzie naprawdę ostatni, obiecuję!) w dwóch zdaniach napiszę Wam o czym jest ta książka. A właściwie można by to podsumować jednym słowem – o wszystkim 🙂 Jak sam Bryson pisze, ta książka jest o tym, jak od bycia niczym przeszliśmy do bycia czymś, a następnie, jak trochę tego czegoś przekształciło się w nas, a także o tym, co się działo równocześnie oraz później. Książka powstała z ignorancji autora. Bill Bryson pewnego dnia uświadomił sobie, że nie wie nic na temat jedynej planety, na której przyszło mu żyć. Ogarnęła go chęć poznania wielu kwestii, a w szczególności tego, w jaki sposób ludzie dochodzili do odkryć, do zrozumienia działania świata. Zadawał sobie pełne zdumienia pytanie Skąd oni to wiedzą? przy jednoczesnej pełnej akceptacji oświadczeń naukowców. Postanowił dowiedzieć się podstaw z dziedzin nauki związanych z Ziemią. I podzielił się tym z nami, czyniąc po drodze bardzo ciekawe uwagi, między innymi o szkolnych podręcznikach. I to jest jedna z wielu rzeczy, na które warto zwrócić uwagę przy tej książce – gdyby szkolne podręczniki były pisane z taką pasją, ciekawością świata, fascynacją, poczuciem humoru, każdy jeden młody człowiek kochałby się uczyć. Bo wiecie, matematyka, fizyka, chemia, biologia – to tak naprawdę fascynujące przestrzenie, które dostarczają wielu skrajnych emocji. Podręczniki robią wszystko, żeby nauka była nudna. Dzisiaj na szczęście mamy wielu cudownych popularyzatorów nauki i Youtube’a, ale i tak uważam, że Krótka historia prawie wszystkiego powinna zostać oficjalnym szkolnym podręcznikiem.
To zadziwiające, gdy pomyśli się, że gdy Ford zaczął robić samochody, a komitet noblowski przyznawać nagrody, nie mieliśmy pojęcia, że Ziemia posiada jądro.
Co Bryson wziął na warsztat? Ponownie – wszystko, cały świat. Znajdziemy tam opis narodzin wszechświata w czasie krótszym niż zrobienie kanapki, oglądanie narodzin wszechświata w telewizji, australijskiego łowcę supernowych. Dowiemy się, dlaczego newton wbijał sobie szpikulec w oko, kto stworzył geologię, jak Amerykanie zmarnowali wszystkie na szanse na odkrycie dinozaurów, jak zrobić złoto z ludzkiego moczu. Przeczytamy o atomie, dowiemy się, jak poznać wiek ziemi, jak powstały kontynenty, czym są asteroidy. Zobaczymy Ziemię w nowym wydaniu – jako planetę, która jest dla nas niebezpieczna i tak naprawdę chce nas zabić. Dowiemy się, co to są wulkany, jak powstają trzęsienia ziemi i jakie były początki nauk. Na chwilę zatrzymamy się w momencie wkroczenia świata w stulecie nauki, w XX wiek, a potem pomkniemy z szybkością światła do nowoczesnych rozwiązań (nie zabrakło między innymi Plancka, Einsteina, Hubble’a, Feynmana, Schrodingera i wielu, wielu innych). Kolejną wartością tej książki jest to, że przybliża sylwetki znanych osób i daje poznać również osoby, które miały olbrzymi wpływ na kształt dzisiejszej wiedzy, ale nie miały wystarczająco dużo szczęścia, żeby zapisać się w historii. Okazuje się, że jest cała masa ludzi, których warto znać, a o których pewnie raczej bym nie usłyszała.
Im dłużej badam wszechświat i studiuję szczegóły jego budowy, tym więcej znajduję dowodów, że wszechświat w jakimś sensie musiał wiedzieć, że nadchodzimy.
Freeman Dyson
Jednym słowem Bill Bryson zebrał w tej książce świat w skali mikro i świat w skali makro. Zrobił nam przekrój od pojedynczego atomu po całe galaktyki. Erudycja autora, jego olbrzymia praca, żeby dotrzeć do tych wszystkich informacji, umiejętność łączenia faktów, wysnuwania wniosków, puentowania i ujmowania zagadnień w jednozdaniową formę oraz jego ogromne i fantastyczne poczucie humoru sprawiają, że to wyjątkowa książka. Nie wspominając o niezwykłej umiejętności tłumaczenia rzeczy trudnych i przekładania ich z naukowego języka na ludzki. Krótka historia prawie wszystkiego zostawia czytelnika w dobrym humorze, rozbawionego, usatysfakcjonowanego, pełnego nowej wiedzy i co najważniejsze, bardziej ciekawego i zafascynowanego światem. A to robią tylko najlepsze książki!
♦
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję
♦
Korzystają z okazji – poszukuję książki Billa Brysona Krótka historia geniuszy. Gdyby ktoś coś to dajcie znać!
♦
Przyznam szczerze, że piszesz o tej książce z taką dawką entuzjazmu i pozytywnej energii, że gdybym w momencie czytania miał księgarnię pod ręką, to bym chyba nie wytrzymał i kupił.
[…] głównie literaturą podróżniczą, ale nie tylko – zdarza mu się też pisać o nauce (Krótka historia prawie wszystkiego!). Bardo go lubię, przepadam za nim wręcz, ale zdaję sobie sprawę, że nie będzie pasował […]