Wystarczyłoby, by drugi dinozaur z lewej nie był tego dnia przeziębiony. A tak kichnął i przez to nie zdołał schwytać pętającego mu się pod nogami niewielkiego ryjówkokształtnego zwierzątka, które tym sposobem zostało przodkiem wszystkich żyjących na Ziemi ssaków; to dzięki temu kichnięciu jesteśmy tutaj. I wszyscy zawdzięczamy swą egzystencję takiemu zbiegowi nieprawdopodobieństw.
Nadrobienie lektury Boga urojonego Richarda Dawkinsa zbiegło się z wydaniem jego nowej książki (a może bardziej nawet z tomem drugim, bo pierwszy był wydany w maju, a drugi ukaże się już za chwilę). Apetyt na cuda. Przepis na uczonego to pierwszy tom wspomnień Dawkinsa, które postanowił sobie (i nam) sprezentować z okazji 70. urodzin.
Richard Dawkins to znana postać, niestety głównie ze swojego wrogiego nastawienia do religii i ateizmu. Bóg urojony przyniósł mu rozgłos, do jakiego wcześniejsze prace i osiągnięcia nie miały szansy nawet się zbliżyć. Sam Dawkins przyznaje, że był to przełom w jego życiu – pewnie nie bez powodu pierwszy tom kończy się w momencie wydania właśnie Boga urojonego. Lubimy kontrowersyjne historie, a taką zdecydowanie jest naukowiec-ateista, który na każdym kroku podkreśla, że Bóg nie istnieje, a religia to największe zło tego świata. I podaje całkiem rozsądne argumenty za tym, że jednak ma rację. Dlatego tym bardziej cieszę się, że powstała taka książka jak Apetyt na cuda. Przypuszczam, że po jego książki z dziedziny biologii sięgnie niewielu (choć ja mam w kolejce już kilka i będę Was przekonywać, że jednak warto), a Apetyt na cuda z jednej strony zaspokoi kontrowersyjne ciągoty, a z drugiej pokaże, jak bardzo nauka jest fascynująca i jak cudowna jest ciekawość świata. Pokaże Richarda Dawkinsa jako naukowca, proces jego kształtowania się, dochodzenia do tego, kim chce być, pierwsze decyzje, błędy, prace badawcze. Poznamy go również jako osobę prywatną. Całkiem nieźle będziemy mogli zajrzeć w jego życie i dowiedzieć się mnóstwa naprawdę interesujących (i zaskakujących) faktów. Jest to tym bardziej cenne, że do tej pory nie było do tego zbyt wielu okazji. Mnie na przykład bardzo zaskoczył fakt, że Dawkins miał rodziców służących w służbach kolonialnych, urodził się w Kenii i w Afryce spędził pierwszych osiem lat życia. Cieszę się, że od teraz, zamiast myśleć tylko o Dawkinsie-ateiście, będę myślała o kimś, kto uwielbia poezję i często się przy wierszach wzrusza oraz nie ma za grosz zdolności plastycznych.
Czy dzieci od najmłodszych lat nie powinny być uczone krytycznego oraz sceptycznego myślenia? Czy my wszyscy nie powinniśmy być uczeni by wątpić, ważyć czegoś wiarygodność, żądać dowodów?
Wspomnienia i wszelakie pamiętniki zazwyczaj powinniśmy traktować z przymrużeniem oka i z ostrożnością, bo ludzie często, nawet nieświadomie, piszą tak, żeby przedstawić się w jak najlepszym świetle. Mam wrażenie jednak, że Richard Dawkins doskonale zdawał sobie sprawę z tej ludzkiej przypadłości i dzielnie z nią walczył. Bardzo wyraźnie widać, że jest dumny ze swojego pochodzenia i z rodziny, ale nie jest to pean na jej cześć. Dawkins tak samo jak chwali, tak krytykuje. Jest w stanie wymienić wstydliwe momenty ze swojego życia, rzeczy, z których zrobienia nie jest dumny i do tej pory zachodzi w głowę, dlaczego to zrobił. Zachowuje równowagę pomiędzy pozytywami i negatywami, tak samo jak zachowuje ją w podziale prywatność-praca naukowa. Obserwowanie jak rodzi się naukowiec, jest fascynującą sprawą. Jeśli ten proces jest jeszcze opisany przez tak zręcznego pisarza jak Dawkins, robi się z tego całkiem niezła lektura. Już na samym początku Dawkins zaznacza, że jego zainteresowanie biologią rozpoczęło się od ciekawości, skąd wzięło się życie i jaka jest jego natura, a nie, tak jak to w większości przypadków, od miłości do przyrody. Przekraczanie kolejnych stopni, kończenie szkół, poznawanie ludzi, którzy wpłynął na wybór ścieżki życiowej – Dawkins wraca myślami do swojej przeszłości, żeby to wszystko odtworzyć, usystematyzować, powspominać. Widać, że z przyjemnością myśli o swoim życiu, o ludziach, których spotkał. Tak jak w pierwszym cytacie, bije z tej książki radość i docenienie życia.
Ale Dawkins nie pisze tylko o swoim prywatnym życiu. Sporo miejsca poświęca również swoim pierwszym eksperymentom, swoim pierwszym pracom i naukowym działaniom. Bardzo szczegółowo je opisuje, więc jest to idealna okazja to przyjrzenia się z bliska, jak powstaje naukowiec. A mnie zawsze fascynowały naukowe środowiska i skupiska naukowców, więc jest to również idealna okazja, by zajrzeć trochę do Oxfordu. Tym bardziej, że w życiu Dawkinsa przewijają się wybitni naukowcy, zdobywcy Nobla, geniusze w swoich dziedzinach…
Ostateczny wniosek po przeczytaniu tej książki może być taki, że okazuje się, że naukowiec też człowiek. Trochę z przymrużeniem oka, ale prawdziwy. Richard Dawkins pozwolił poznać się w tej książce przede wszystkim jako człowiek i jako naukowiec, który kocha życie, zachwyca się nim, i który nad wszystko ceni sobie logiczne myślenie, krytycyzm i możliwość wątpienia. O ile możecie go sobie wyobrażać jako sztywnego Brytyjczyka, który w kółko gada o tym, że Bóg nie istnieje, to po tej książce zmienicie diametralnie zdanie. Jego apetyt na cuda jest zaraźliwy. Naprawdę warto!
♦
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję
♦