komentarzy 6

  1. 16 lipca 2017

    Nie jestem wielką amatorką publikacji traktujących o wspinaczce, ale myślę, że na tę książkę mogłabym zwrócić uwagę. Podejrzewam, że pewnie też nie zrozumiem motywacji bohaterów, bo nie pojmuję narażania życia i doprowadzania bliskich do takiego stresu, ale z pewnością dowiem się czegoś nowego.

    • 19 lipca 2017

      Na pewno się czegoś dowiesz 🙂 Ja z kolei uwielbiam wszelkiego rodzaju takie publikacje, choć sama nigdy nie miałam chęci się wspinać. Pewnie dlatego lubię o tym czytać 🙂

      • 21 lipca 2017

        Też nigdy nie ciągnęło mnie do wysokogórskiej wspinaczki, zdobywanie szczytów w Tatrach to już górny pułap moich możliwości 🙂

  2. 17 lipca 2017

    A to ciekawe. Nie powinno być tak, że śmierć na “dużych” wyprawach trudniej zaakceptować? Tam wszystko jest profesjonalne, przygotowane i tak dalej. Tam jakaś poważna katastrofa może do tragedii doprowadzić. W przypadku takiej amatorskiej, na dziko urządzonej wyprawy można się własnie spodziewać gniewu gór.

    • 19 lipca 2017

      Tutaj odezwała się moja niegodność i brak empatii. Bo jak ktoś jest profesjonalnym alpinistą, idzie w góry przygotowany, robi wszystko, żeby przeżyć, ale jednak mu się nie udaje – to jest tragedia i dramat, ale wszystko jest wpisane w kalkulacje, ryzyko. A jak ktoś idzie tak jak bracia i ginie – to po prostu mu się należało i tyle. Oczywiście, że im się nie należało, ale taki mam pierwszy odruch. Tak jak z turystami, którzy giną robiąc sobie selfie. Naturalna selekcja i tak dalej…;-) Ale chodziło mi bardziej o sam ton książki – po prostu miałam wrażenie, że gość chwali się swoją głupotą na zasadzie “patrzcie, poszliśmy sobie w góry i hahaha, nieprzygotowani, ale było śmiesznie, trochę strasznie, ale hahaha przygoda” 🙂 Poczytałam później o jego dalszej działalności i wrażenie to trochę przygasło. Być może na moją reakcję miał też wpływ to, że równolegle czytałam “Przeżyć jeden dzień jak tygrys”, biografię Alexa MacIntyre’a, niesamowitej postaci i zdolnego alpinisty, który rozumiał góry jak mało kto i mógł wnieść do himalaizmu naprawdę wiele, czy to w teorii czy w praktyce, a który zginął absolutnie przypadkiem w wieku 28 lat.

      • 20 lipca 2017

        Rozumiem tok myślenia, ale pozostaję przy swoim. Kalkulacja kalkulacją, ale w tej kalkulacji chodzi właśnie o zminimalizowanie ryzyka, ograniczenie go tak, jak tylko się da. Owszem, to ryzyko jest wpisane i śmierć nawet na profesjonalnych wyprawach nie jest rzadkością, ale i tak.

Brak możliwości komentowania.