Lubię czytać o kobietach. Ale najbardziej lubię czytać o inspirujących ludziach i nie miałoby znaczenia, czy o kobietach, czy mężczyznach, gdyby nie właśnie mężczyźni. To oni przez właściwie całą historię naszego gatunku mieli w sobie to dziwne przekonanie, że są lepsi, że bardziej nadają się do wielu rzeczy, że są mądrzejsi, że to oni mają rządzić światem. Kobiety nie były brane pod uwagę, a jeśli już były zauważane to jedynie jako maszyny do rodzenia, gotowania i wyszywania. To mężczyźni utrudniali kobietom życie, zabraniali im wielu rzeczy, ograniczali, wiedzieli lepiej, co jest dla nich dobre, co powinny, a czego nie. Natomiast kobiety od samego początku musiały wykazać się sprytem, determinacją, czasami wręcz zawziętością, by coś osiągnąć, zdobyć czy zrobić. Przez to właśnie są tak inspirujące – bo osiągały często coś wydawałoby się nieosiągalnego. Ta relacja występuje zawsze, w każdej epoce, choć oczywiście jest to duże uproszczenie w tym momencie, bo nie chcę wchodzić zbyt głęboko w historię kobiet. Wydawałoby się, że dzisiaj, we współczesnym świecie, gdzie żyją ludzie świadomi i wykształceni, gdzie mamy równouprawnienie, takie problemy międzypłciowe nie mają prawa istnieć. A jednak! Efekt Matyldy (w skrócie chodzi o deprecjonowanie osiągnięć naukowych kobiet, ale warto zgłębić temat, bo jest bardzo ciekawy!) o którym wspomina jedna z bohaterek książki, Anna Okopińska, ma się dobrze i w dzisiejszych czasach.
O kobietach w nauce już trochę pisałam, ale spychanie kobiet na margines i otwarta niezgoda na ich działalność nie jest charakterystyczna tylko dla nauki. Himalaizm i w ogóle wspinaczka wysokogórska mogą się pochwalić całkiem długą i bogatą historią nieakceptowania płci pięknej. Ale Mariusz Sepioło, pisząc Himalaistki nie miał zamiaru skupiać się na tym aspekcie, choć oczywiście nie dało się go w zupełności pominąć.
W Himalaistkach. Opowieści o kobietach, które pokonują każdą górę znajdziemy 14 biogramów. Bardzo podoba mi się forma książki – zestawienie wczoraj (siedem himalaistek, które wspinały się kiedyś) z dzisiaj (również siedem kobiet, które wspinały/wspinają się współcześnie). Każdy rozdział to sylwetka jednej z himalaistek, pięknie i bogato ilustrowana. Oczywiście jest to dosyć pobieżne przedstawienie postaci – autor musiał zmieścić aż 14 biografii w swojej książce i wybrać najważniejsze rzeczy z każdej z nich. Udało mu się to bardzo dobrze, zwłaszcza, że informacje biograficzne uzupełnił rozmowami z samymi himalaistkami, ich rodzinami, dziećmi, przyjaciółmi. W każdym z nich znajdziemy trochę o dzieciństwie, o tym, co daną kobietę ukształtowało, o początkach wspinania, o największych osiągnięciach.
Czytając te rozdziały i historie o konkretnych himalaistkach od razu po sobie, bardzo wyraźnie widać, jak zwarte jest to środowisko, jak ci wszyscy wspinacze się znali, brali udział w tych samych wyprawach, mijali się w górach, jak to wszystko jest blisko siebie, mimo olbrzymiej górskiej przestrzeni. Jest to zarówno plus jak i minus książki. Każdy rozdział osobno, jako szkic i opowieść o danej himalaistce jest w porządku. Ale wszystkie teksty, zebrane w jednej książce, czytane po sobie trochę tracą siłę. Tak jakby autor nie umiał ich skleić w jedną całość, dostosować tak, żeby przejścia między nimi były płynne. Powtarzają się te same rzeczy, te same sytuacje, w wielu miejscach autor przypomina coś, co pisał już wcześniej. To naturalne, skoro himalaistki brały udział w tych samych wyprawach, powiecie. Oczywiście, ale pisząc o nich i mając w głowie, że nie jest to zbiór artykułów, tylko książka, którą najprawdopodobniej będzie się czytać w jednym ciągu, można było w kilku miejscach coś inaczej poukładać. Stworzyć jedną spójną opowieść o polskich himalaistkach, nawet podzieloną na rozdziały. W tym momencie mam trochę wrażenie, że autor poszedł na łatwiznę, nie szukając pomostów pomiędzy kolejnymi biogramami.
Przesadą jest również pisanie, że ta książka po raz pierwszy odsłania historię polskich himalaistek, a właśnie takie zdanie znajdziemy na okładce. Ani historia polskich himalaistek nie jest jakoś zasłonięta, żeby ją odsłaniać, ani nie dzieje się to po raz pierwszy. Wiem, wiem, marketing się rządzi swoimi prawami, ale chyba nigdy nie zrozumiem, co by szkodziło napisać prawdę, ujętą w nawet najbardziej górnolotny sposób. Co nie zmienia faktu, że ja szalenie się cieszę, bo każda górska książka skupiona tylko i wyłącznie na kobietach jest warta uwagi.
Himalaistki to taka historia polskiego himalaizmu kobiecego w pigułce. Lektura obowiązkowa dla każdej osoby zainteresowanej tematyką górską – początkujący mogą dowiedzieć się, że po górach wspinały się inne kobiety, a nie tylko Wanda Rutkiewicz, a ci bardziej zaawansowani mogą poukładać sobie fakty, przypomnieć, spojrzeć na pewne historie z innego punktu widzenia. Bardzo się cieszę, że Sepioło oddał głos samym himalaistkom albo ich rodzinom, że nie jest to jedynie sucha kompilacja wcześniejszych materiałów. I choć zabrakło wielu rzeczy – wybór himalaistek (dlaczego tylko 14? dlaczego te, a nie inne?), brak wielu pytań, które ja sama jako kobieta, ale też jako czytelnik sobie stawiam, nierówność rozdziałów, brak spójnej całości, brak refleksji społeczno-historyczno-psychologicznej – to książkę polecam z czystym sumieniem. Bo mimo wszystko Sepioło wykonał kawał porządnej roboty, a wiem, że przecież nie można wszystkiego wpakować do jednej książki. Być może w kilku przypadkach była to jedna z ostatnich okazji, by posłuchać wspomnień bezpośrednio od bohaterki, poznałam też sylwetki kobiet, o których wcześniej nie słyszałam. No i wydanie – jest po prostu przepiękne. Warto mieć na swojej górskiej półce, warto przeczytać, a niedosyt zaspokoić kolejnymi górskimi pozycjami 🙂
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Wydaję sie, że “Himalaistki” to kawał porządnej lektury 😉
Może kawałeczek – mogło być dużo lepiej!
Szkoda, że autor nie skupił się na tym aspekcie spychania kobiet na margines. Zwłaszcza w świetle niedawnego skandalu związanego z wyprawą na K2.
Autor w ogóle nie skupił się na trudnych sprawach. Trochę szkoda, bo to taki temat, że można stworzyć rewelacyjny reportaż.
Po przeczytaniu “Kukuczki” nabrałam chęci na lektury górskie, nie mogę za bardzo chodzić po górach to przynajmniej poczytam 🙂 mam na półce “Wandę”, która czeka na swoją kolej także po “Himalaistki” również sięgnę 🙂
Na “Ja, Pustelnik” też mam zakusy 🙂
[…] Oczywiście musiały się u mnie pojawić kobiety gór – himalaistki czy te, którym udało się wejść na […]