Kiedyś na blogu było bardzo dużo literatury górskiej. Czytałam ją ciągle, dużo o niej pisałam. Ale przyszedł taki moment, kiedy się nią nasyciłam – okazało się, że po wielu lekturach relacje z wypraw brzmią dla mnie bardzo podobnie, że te historie już nie budzą takich emocji. A do tego medialny szum wokół wyprawy na Broad Peak, a potem na K2 skutecznie odciągnął mnie od tego tematu. Jakoś tak mam, że zniechęcam się do tego, co modne i popularne. Trochę odpoczęłam od górskich książek, a potem zaczęłam szukać takich, które by ten górski temat pokazywały z innej strony i perspektywy. Taką książką jest właśnie Niech to szlak. Kronika śmierci w górach Bartłomieja Kurasia.
Autor jest dziennikarzem, który od lat pisze o górach, zwłaszcza o Tatrach i Podhalu. I to widać bardzo wyraźnie w książce. Nie wiem, do końca czy to jest zarzut, ale na pewno mi tę książkę czytało się bardziej jak zbiór artykułów powiązanych ze sobą tylko górami niż książkę, która jest całością. A trochę szkoda, bo całościowa opowieść mogłaby być fenomenalna! Nie zmienia to oczywiście tego, że w takiej formie książka też jest bardzo ciekawa – Kuraś bierze na warsztat śmierć w górach, tajemnicze zaginięcia, uderzenia piorunów, nieodpowiedzialnych turystów. Jest trochę sensacyjnych historii, trochę tajemniczych, kilka śmiesznych, a kilka mrożących krew w żyłach. Kuraś nie skupił się tylko i wyłącznie na wypadkach śmiertelnych – znajdziemy tu bardzo dużo ciekawej historii – dowiemy się między innymi tego, jak powstało Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, jak można zostać pasterzem owiec i skąd się wziął krzyż na Giewoncie. Znajdziemy inspiracje do kolejnych górskich lektur. Dowiemy się też, jakim turystą nie być w górach. Przytoczone przykłady mogą wydawać się zabawne, ale niejednokrotnie kończyły się tragicznie. Uświadomimy sobie też, jak bardzo kosztowna jest górska pomoc i jakimi bohaterami są ratownicy górscy.
Dodatkowo Kuraś pokazał, że śmierć w górach to nie tylko domena alpinistów i himalaistów podczas wypraw na ośmiotysięczniki. To również śmierć na wycieczce szkolnej, bo spadła lawina, to spadnięcie ze szlaku, bo ktoś się poślizgnął, to śmiertelne uderzenie pioruna, bo nie zdążyło się uciec przed burzą… Dużo nie trzeba, by w górach wydarzyła się tragedia. Jedną z rzeczy, które mogą nas uchronić przed nią jest myślenie. Drugą – przygotowanie. I takie książki doskonale pokazują, że bez nich naprawdę nie warto ryzykować. Warto zwrócić uwagę jeszcze na dwie rzeczy – po pierwsze śmierć w górach to również śmierć w jaskiniach. Na pierwszy rzut oka wydaje się to absurdalne, ale kiedy się nad tym zastanowimy, już nie tak bardzo – przecież w górach są jaskinie. Zresztą jaskinie i ich eksploracja to kolejny fascynujący temat, o którym chętnie przeczytałabym coś więcej. Po drugie – śmierć w górach to nie zawsze jest śmierć ludzka. Kuraś pisze o zagrożonych gatunkach, o turystach, którzy zabili małego niedźwiadka, o roślinach, które są zadeptywane przez tłumy turystów. Jest też śmierć tradycji i zwyczajów.
Myślę, że to taka książka, którą powinien przeczytać każdy, kto w góry się wybiera. Razem z TOPR.Żeby inni mogli przeżyć. Z tych dwóch książek powinien być egzamin przed wyjściem na szlak. Po prostu zróbcie to dla siebie i przeczytajcie te książki. O ile TOPR był dla mnie kompletną lekturą, tak w Niech to szlak czegoś mi zabrakło. Może to ta fragmentaryczność, którą wspominałam wcześniej. Może lekki chaos w samym tekście, gdzie w jednym momencie czytam o czymś, by w następnym akapicie czytać o czymś innym. Chciałabym chyba też więcej – tekstów, historii, opowieści. Do tego historie pozornie niezwiązane z tematem mogą czytelnikowi przeszkadzać – bo czyta przecież książkę o śmierci w górach, a tu historia gościa, która chciał zostać pasterzem. W każdym razie ja polecam – może nie jest idealna, ale zawiera w sobie wiedzę, która może przydać się na szlaku. Nawet jeśli będzie to wiedza takiego typu, że nie chcesz być właśnie tym turystą, który potrzebuje pomocy w górach, bo jest nieprzygotowany i nie ma pojęcia, co robi.
♦