Beata Sabała-Zielińska jest autorką książki, która zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Głównie za sprawą bohaterki, ale jednak o takich sprawach też trzeba umieć pisać. Mam na myśli tutaj książkę Jak wysoko sięga miłość, rozmowę z Ewą Berbeką, już po Broad Peak. Wiele razy już Wam wspominałam o niej – to jedna z tych książek, które trzeba przeczytać. Traktuję ją jako literaturę górską i w tej kategorii zajmuje jedno z ważniejszych miejsc na mojej półce.
Kiedy znalazłam w zapowiedziach nową książkę tej autorki, wiedziałam, że przeczytam. Tym bardziej, że znowu są górskie klimaty, ale z tak bardzo innej perspektywy! Bo wiecie, górskie książki trochę zaczęły mnie już nudzić. Nie wiem, czy macie tak jak ja, że jak coś jest modne, to raczej od tego uciekacie. Moda na górskie książki z jednej strony jest fajna, bo pojawia się więcej tytułów, ale oczywiście ma to swoje minusy. Nie wszystkie z nich powinny się ukazać, każdy wspinacz nagle pragnie napisać swoją książkę, każdy ma coś do powiedzenia w tym temacie. Zawsze przychodzi moment nasycenia i myśli się ile jeszcze. A przecież góry to nie tylko himalaiści i alpiniści, ośmiotysięczniki i wielkie wyprawy.
TOPR. Żeby inni mogli przeżyć jest książką, którą powinien przeczytać każdy, kto deklarował zainteresowanie literaturą górską. Co więcej, powinien przeczytać ją każdy, kto w góry się wybiera, albo wybierać się będzie. A w zasadzie mogę napisać, że powinien przeczytać ją każdy. Dlaczego?
Bo jest o wyjątkowych ludziach. Sami tak by się nie nazwali, ale ja bezkarnie mogę to zrobić. Beata Sabała-Zielińska łączy w swojej książce dwa plany – historię TOPR-u jako instytucji i jej współczesny obraz. O ile historia jest częścią, która może na początku ciut znużyć (choć przecież jest niezbędna w tej opowieści!), o tyle dalsze rozdziały po prostu zmiatają czytelnika. Narracja nie jest prowadzona tylko przez autorkę, bardzo chętnie oddaje ona głos ratownikom, a ich opowieści można słuchać bez końca. I tak jest ten tekst podzielony – autorka opowiada nam o historii, o tym, jak do TOPR-u się dostać (wiedzieliście, że mają tam nawet kandydatów na kandydatów?), o regulaminach, technicznych szczegółach, o pensjach, o tym, jak środowisko męskie przyjęło damskie ratowniczki i dlaczego helikopter jest taki ważny. Opisuje działalność TOPR-u perspektywy osoby, która rozumie to środowisko i zna, ale jednak jest z boku.
Toprowcy natomiast opowiadają swoją własną historię – o tym dlaczego to robią, z czym to się wiąże, ile od nich wymaga i jak sobie z tymi wymaganiami radzą. Wspominają przeróżne akcje, pokazują na czym polega praca ratownika górskiego, co muszą umieć. Opisy tych akcji wbijają w fotel – ja przed lekturą tej książki wiedziałam, że tak są ratownicy i tak, ratują ludzi, jak im się coś w górach stanie. Teraz, kiedy mam szczegółowy obraz sytuacji, nie mogę wyjść z podziwu. Wielkiego podziwu. Ile oni muszą umieć, na ilu rzeczach się znać! Do tego dochodzą techniczne umiejętności, kondycja, ale przede wszystkim głowa. Jacy oni są mądrzy, poukładani, rozsądni. A do tego odważni. I dobrzy.
Wiem, wyszedł z tego obraz superbohatera, ale trochę nimi są. Nie są nieśmiertelni, nie latają i nie są w stanie przeskoczyć ludzkich granic. Ale trochę są. Bo jak nazwać kogoś, kto ryzykuje własne życie po to, żeby uratować kogoś innego? Obcą osobę, która często z własnej winy lub swojej głupoty znalazła się w tarapatach? Beata Sabała-Zielińska nie robi z nich świętych, żebyście nie bali się laurek czy patosu wylewającego się z każdego zdania. Nie znajdziecie tego w ogóle, wręcz przeciwnie. Bycie ratownikiem to dla nich praca, którą uważają za coś normalnego i oczywistego. A jak rewelacyjnie klną! No i najpiękniejsze opowieści z całej książki to te o głupich ludziach, turystach, którzy albo wpakowali się w kłopoty na własne życzenie, często mocno absurdalne, albo próbują wykorzystać ratowników bo żonę bolą bogi.
Warto tę książkę przeczytać dlatego, że uczy i uświadamia. Dowiecie się, że TOPR to nie tylko ratownictwo górskie (które zresztą też dzieli się na ścianowe i lawinowe). To również ratownictwo jaskiniowe, nurkowe i medyczne. Ratownicy opowiadają o tym, jak wyglądają akcje ratownicze z ich perspektywy – często my jako świadkowie albo uczestnicy zdarzenia nie mamy pojęcia jak się zachować. Ta książka uczy nas tego – dowiecie się między innymi dlaczego raczej warto powstrzymać się przed machaniem do helikoptera albo tego, żeby nie sprawdzać działania aplikacji do lokalizowania od razu po zainstalowaniu. Działa. Nie mówiąc o ważniejszych sprawach – nie ignorować prognoz pogody i komunikatów, słuchać mądrzejszych od siebie i zawsze być w górach przygotowanym.
Dla mnie dodatkową radostką podczas lektury było pojawienie się mojego rodzinnego miasta. Czytajcie, bo to doskonale napisana książka o ważnych sprawach i ludziach, których warto doceniać. Ja dalej pozostaję pod wielkim wrażeniem i chyba tak już zostanę.
♦
tak tak tak ! Po takiej recenzji nie pozostaje mi nic innego jak szybko kupować 🙂 I nawet mam plan kupienia dla męża na Mikołajki ( musi być jakiś pretekst, a przy okazji też przeczytam ), będzie wilk syty i owca cała 😀 już nie mogę się doczekać 🙂
Rozwiązanie idealne! 🙂
Środowisko GOPR i tematykę ratownictwa znam od podszewki, ale na książkę i tak poluję. Póki co u nas w biblio nie ma. Polecam “Wołanie w górach”.
[…] że to taka książka, którą powinien przeczytać każdy, kto w góry się wybiera. Razem z TOPR.Żeby inni mogli przeżyć. Z tych dwóch książek powinien być egzamin przed wyjściem na szlak. Po prostu zróbcie to dla […]