“Wiedział, że przeżył więcej niż inni – i niebezpieczeństw, i rozpaczy, i strachu, i rozkoszy. Nie każdemu było dane żyć w mieście, nad którym trzepotały cztery różne flagi – austriacka, polska, ukraińska i sowiecka. Nie każdy musiał dokonywać bolesnych rewolucyjnych przewrotów w swym życiu, a on tego właśnie doświadczył – raz gdy porzucił cały swój podziw dla świata niemieckiego, by przeciwko temu światu walczyć na śmierć i życie, i po raz drugi, gdy po wojnie wyciągnął rękę do Ukraińców, by walczyć z nimi w Bieszczadach ramię w ramię przeciwko UB i NKWD. Nie każdy wojował w trzech wojnach – dwóch światowych i jednej w obronie ojczyzny przed bolszewikami – i nie każdy utracił na zawsze ukochaną córkę i jedynego wnuczka; ją jako psychicznie chorą rozstrzelali Niemcy, jego jeszcze przed wojną porwali bandyci lub Cyganie”. Z drugiej strony mało kto był takim rex vivendi jak on, kiedy w czasach wiedeńskich studiów jadł najbardziej wymyślne potrawy, kiedy w niewoli rosyjskiej w roku 1915 wygrywał fortuny od carskich oficerów, by potem topić je w morzu spirytusu, czy kiedy jako znany lwowski “pulicaj Łyssy” uprawiał dziką rozpustę z dwiema ladacznicami naraz w salonce relacji Lwów-Kraków”
Arena szczurów to najnowsza książka Marka Krajewskiego, siódma z cyklu o Edwardzie Popielskim. To swojego rodzaju pożegnanie z tym bohaterem, ostatni rozdział jego literackiego życia. Powyższy cytat podsumowuje w krótki i elegancki sposób Popielskiego. Marek Krajewski stworzył bohatera, który już na stałe wpisał się w polską literaturę i polski kryminał.
Wypadałoby czytać serię po kolei. Ale jeśli ktoś nie zna wcześniejszych przygód Edwarda Popielskiego, a chce przeczytać Arenę szczurów to może. Ryzykuje jedynie brak emocjonalnej więzi z bohaterem, bo cała reszta jest doskonała, jak na Marka Krajewskiego przystało.
W Arenie szczurów mamy dwie narracje. Poznajemy losy Edwarda Popielskiego, który po ucieczce z Wrocławia przebywa w Darłowie jako nauczyciel. Jest rok 1948. Będąc Popielskim nie jest wcale tak łatwo się ukryć – przeszłość bardzo szybko daje o sobie znać. Druga narracja przenosi nas do roku 2013, w którym syn Popielskiego, Wacław Remus, prowadzony przez dzienniki ojca, próbuje rozwikłać ich zagadkę i zbrodni, o jakiej pisze Popielski. Cóż, o książce mówi się, że to najbardziej mroczny z kryminałów Krajewskiego. I to prawda. Opowieść nas wciąga od samego początku, a z każdą stroną robi się bardziej zagadkowo i bardziej niepokojąco. Warto przejść przez niekończące się pokłady brutalności, zbrodni, tortur i cierpienia, by na końcu zadać sobie pytanie “Czy można dla ocalenia własnego życia zabić niewinnych ludzi?”. Jeśli nie oczekujecie od kryminału jedynie lekkiej i przyjemnej rozrywki na popołudnie, to najnowsza powieść Marka Krajewskiego was zachwyci. Ta książka was przeczołga – wywoła emocje, których się nie spodziewaliście, zada pytania, które będą was męczyć, a na koniec i tak zostawi bez odpowiedzi.
Marek Krajewski jest wyjątkowym pisarzem, ojcem kryminału retro w Polsce. Jest filologiem klasycznym, specjalistą w zakresie językoznawstwa łacińskiego i doktorem nauk humanistycznych. Wykształcenie i pasję Pana Marka widać w każdym zdaniu jego powieści. Jego język jest piękny, zadbany. Kryminały Krajewskiego czyta się z najwyższą przyjemnością – czuć, że autor kocha słowa i umie ich używać. Widać również pasję historyczną, dbałość o szczegóły i odzwierciedlanie przed i powojennej rzeczywistości. Możemy być pewni, że wszystko zostało dokładnie sprawdzone i zbadane. I to mnie chyba pociąga w kryminałach Krajewskiego nawet bardziej niż przysłowiowy trup i zagadka.
Osobiście widzę Marka Krajewskiego w książkach popularnonaukowych i historycznych. Pięknie opisywałby historię czy zagadki naszego świata. Plan autora z kolei jest taki, że do sześćdziesiątki pisze kryminały, a po sześćdziesiątce powieści historyczne o starożytnym Rzymie. Jest na co czekać.
♦
Na koniec ja w wersji rudej w naturalnym otoczeniu pracowym z Markiem Krajewskim na spotkaniu autorskim ♥ Marek Krajewski robi niesamowite wrażenie – dżentelmenów z taką klasą chyba rzadko już się spotyka. Erudycja, elokwencja, a przy tym ogromne ciepło, uważność i poczucie humoru. No i mam słabość do łaciny. Uwielbiam!
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak ♥
1) Na wszystkich zdjęciach, które widziałam Marek Krajewski nigdy się nie uśmiechał, a tu proszę, jaki radosny :D;
2) też najbardziej lubię w jego powieściach tło historyczne, warstwa kryminalna jest na drugim miejscu;
3) starożytny Rzym?! Nie mogę się doczekać!
“Areny szczurów” jeszcze nie czytałam, ale na pewno już niedługo po nią sięgnę, bo Krajewskiego uwielbiam 🙂
Bo akurat sobie trochę żartowaliśmy w tym momencie 🙂 Bardzo miło wspominam to spotkanie, w takich momentach uwielbiam swoją pracę 🙂 A na starożytny Rzym przyjdzie nam trochę poczekać, ale jestem pewna, że to będzie znakomite! 🙂
Też mam słabość do łaciny, zwłaszcza jak mnie coś wkurzy 😉 A tak na serio, to również z niecierpliwością czekam na rzymskie książki pana Marka. Od czasów “Quo Vadis” Sienkiewicza mało kto się tym w Polsce zajmował. Nie napiszę, że “nikt”. bo pewnie ktoś by się znalazł, ale jakoś do szerszego grona czytelników chyba nikt się nie przebił.