Po pierwsze warto było założyć bloga, żeby móc rozmawiać z takimi ludźmi ♥ Po drugie – tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że uwielbiam i kocham wszystkich nerdów i geeków. Pewnie dlatego Mark zrobił na mnie takie wrażenie. Ja też, tak jak autor książki, chciałabym być taka jak on. Choć Andy Weir jest trochę bliżej 🙂 Zapraszam Was na krótką rozmowę z super fajnym autorem Marsjanina. Ciepłym, otwartym kosmicznym nerdem, który realizował swoją pasję długo i konsekwentnie, aż zachwycił cały świat.
♦
Jest Pan programistą i inżynierem. Skąd pomysł napisania książki? Zawsze wydawało mi się, że inżynieria i literatura są od siebie raczej oddalone.
Tak, może się tak wydawać. Ale ja zawsze chciałem być pisarzem. Byłem wielkim fanem powieści sci-fi przez całe życie. I sam piszę przecież już prawie dwadzieścia lat. Marsjanin jest moim pierwszym wielkim sukcesem.
Czyli da się połączyć umysł programisty i pisarza. Ale jednak – czy napisanie książki było trudne? Czy może ma Pan łatwość pisania?
Nie, napisanie książki to dosyć trudne zadanie. To bardzo dużo pracy, dużo zbierania materiałów i dużo zmuszania samego siebie do pracy. Nie ma żadnych skrótów. To po prostu bardzo dużo starań i wysiłku.
Proszę opowiedzieć o wydaniu Marsjanina. To dosyć ciekawa historia…
Na początku książka była po prostu kolejnymi odcinkami, które umieszczałem na swojej stronie. Kiedy skończyłem opowieść, zacząłem dostawać sygnały, że ludzie chcą ebooka, żeby nie musieć czytać książki w przeglądarce. Więc zrobiłem ebooka i umieściłem go na mojej stronie. Wtedy odezwali się kolejni ludzie, którzy pisali, że chcą przeczytać książkę, ale nie potrafią ściągnąć pliku z mojej strony i umieścić go u siebie na czytniku. Pytali, czy nie mógłbym zrobić wersji na Kindla, żeby po prostu mogli ją kupić na Amazonie. Więc to również zrobiłem. Ustawiłem cenę na najmniejszą możliwą, jaką Amazon akceptuje, czyli na 99 centów. Więcej osób kupiło książkę przez Amazona niż ściągnęło ją za darmo z mojej strony. Amazon ma naprawdę niesamowity zasięg na rynku czytelniczym.
Książka trafiła na różne listy najlepiej sprzedających się książek na Amazonie. To zwróciło uwagę Juliana Pavia z Crown. Powiedział o tym agentowi literackiemu, swojemu koledze Davidowi Fugate. Skończyło się na tym, że David został moim agentem, a Julian zaoferował umowę na książkę. To było jak trąba powietrzna, bo w tym samym tygodniu 20th Century Fox zakupiło prawa do filmu. To było dziwne uczucie. Nigdy nie spodziewałem się, że książka stanie się tak popularna. Myślałem, że piszę ją dla niszowej grupy hardkorowych nerdów takich jak ja. Dlatego jest tak pełna technicznych szczegółów.
Bo to nie jest typowe sci-fi. To powieść o człowieku, który musi walczyć o przetrwanie. Mark symbolizuje wiele uniwersalnych prawd i dlatego ludzie go pokochali. Jak pan wymyślił fabułę? Dlaczego Mars?
Wyobraziłem sobie załogową misję na Marsa, składając wszystkie jej elementy w głowie. Oczywiście, przy takich wydarzeniach zawsze trzeba brać pod uwagę możliwość porażki i mieć przygotowany plan dla załogi, co w takiej sytuacji robić. Zdałem sobie sprawę, że te “scenariusze porażek” mogą być podstawą całkiem niezłych historii. A dlaczego Mars? Wybrałem tę planetę, bo to następny oczywisty krok w eksploracji wszechświata i to jest właśnie to, co większość ludzi interesuje.
Mark Watney jest perfekcyjnie napisanym bohaterem. Muszę zapytać – ile w Marku jest Andy’ego Weira?
Mark jest oparty na mojej własnej osobowości. Jest oczywiście mądrzejszy i odważniejszy niż ja. No i nie ma moich wad. Myślę, że jest po prostu kimś, kim ja chciałbym być.
W książce mamy do czynienia z wieloma technicznymi i naukowymi wyjaśnieniami. Poczynając od fizyki lotów kosmicznych, przez procesy chemiczne aż po zasady uprawy ziemniaków. Ile z tego jest prawdziwe, a ile wymyślone?
Prawie wszystko w książce jest prawdziwą technologią, która aktualnie istnieje albo jest wiarygodnym rozszerzeniem technologii, którą już mamy. Jest jednak parę miejsc, gdzie zrobiłem ustępstwo dla udramatyzowania historii. Na przykład burza piaskowa jest dużo silniejsza niż jakakolwiek prawdziwa burza piaskowa na Marsie mogłaby być.
Czy chciał Pan zostać kiedyś astronautą? Gdyby miał Pan możliwość lotu na Marsa, poleciałby Pan?
Nie bardzo. Bardziej chciałbym być facetem w kontroli misji, jednym z kontrolerów lotu. Piszę o odważnych ludziach, ale nie jestem jednym z nich. Nie mam żadnego interesu w opuszczeniu Ziemii 😉
To teraz pytanie do pisarza – co Pan czyta i kto Pana inspiruje?
Moją największą inspiracją są klasyczne historie sci-fi z lat 50. i 60. Mój tata miał ogromną kolekcję takich opowieści. Niestety, nie czytam nawet w przybliżeniu tyle, ile bym chciał i ile powinienem. Ale z ulubionych książek i autorów, którzy mnie inspirują mogę wymienić Tunnel in the Sky Roberta A. Heinleina, Pozytonowy detektyw Isaaca Asimova i cykl Rama Arthura C. Clarke’a.
Jak wygląda Pana tryb pisania? Co Pan lubi najbardziej w byciu pisarzem?
Piszę głównie popołudniami i wieczorami. Rano zazwyczaj trochę trwa, zanim się obudzę. I muszę być sam, żadnej muzyki. Po prostu nie umiem pisać w inny sposób. Nie mogę się wtedy skoncentrować.
To, co najbardziej lubię w byciu pisarzem to możliwość kontroli całego projektu. Mam ostateczny głos co wchodzi do historii, a co z niej wypada. Co nie znaczy, że jestem dyktatorem, redaktor ma również coś do powiedzenia, to wspólny proces. Ale lubię być twórcą historii i arbitrem, decydować w którą stronę historia pójdzie i co się wydarzy.
Film Marsjanin właśnie miał premierę. Czy miał Pan jakiś wpływ na cenariusz lub wybór obsady? Jest Pan zadowolony z efektu końcowego?
Scenarzysta Drew Goddard dzwonił często do mnie, kiedy pracował nad scenariuszem. Nie miałem żadnej władzy, ale to bardzo miłe, że postanowił włączyć mnie do swojej pracy. O tym, kto zagra w filmie, nie mogłem decydować i nie miałem nic do gadania. Nie wtrącałem się i nie miałem żadnego problemu, żeby pozostawić całą pracę w rękach zawodowców (nie to, żebym miał jakiś wybór). Ale jestem bardzo zadowolony z końcowego efektu. Wykonali kawał dobrej roboty i stworzyli naprawdę porywający film.
Jaką muzykę, książki i seriale zabrałby Pan na lot na Marsa?
Muzykę synth z lat 80., powieści sci-fi z lat 50. i Doktora Who.
Na koniec, czy może Pan zdradzić coś o swojej następnej książce?
Właśnie ją piszę. To będzie już bardziej tradycyjne sci-fi, z obcymi, podróżami szybszymi niż światło i tak dalej. Roboczy tytuł to Zhek. Powinna być gotowa pod koniec 2016 roku.
♦
.
Razem z Wydawnictwem Akurat mamy dla Was dwa egzemplarze tej świetnej powieści. Obiecuję Wam, że pokochacie Marka! Napiszcie w komentarzu pod postem, jaką muzykę, seriale i książki zabralibyście ze sobą, gdybyście lecieli na Marsa 🙂 W niedzielę o godz. 20:00 wybiorę dwóch szczęśliwców, do których poleci Marsjanin
W taką podróż warto zabrać albo książkę, co do której mamy pewność, że się nie znudzi albo taką, która na przeczytanie czekała całe nasze życie, ale dotąd się nie doczekała. Tej decyzji podjąć nie umiem.
Za to jestem pewna muzyki. Mój ulubiony islandzki zespół Árstíðir nagrał utwór “Shine”, inspirowany właśnie rozważaniem o wyprawie na Marsa. A ponieważ w odróżnieniu od SF wygląda na to, że byłby to raczej bilet tylko w jedną stronę – piosenka jest swego rodzaju pożegnaniem, pogodzeniem się i rozliczeniem ze wszystkim, co byśmy za sobą zostawili Trochę tęskna, niezwykle piękna, nie wyobrażam sobie lepszej oprawy.
“Ja lecę. Teraz wasza kolej, żeby zabłysnąć.”
Gdybym poleciała na Marsa? 🙂 jeśli muzyka to w wykonaniu Comy, polskiego zespołu rockowego i do tego bym dorzuciła płytę nostalgicznej Ani Dąbrowskiej 🙂 najbardziej by pasowała “Samotność o zmierzchu” 🙂 nad serialem nie ma co się zastanawiać i byliby to “Przyjaciele” 🙂 szok? Zaskoczenie? 🙂 serial nie nowy ale bawi mnie nawet dzisiaj i mam do niego sentyment 😉 największy byłby problem z książkami ponieważ bagaż na Marsa by mnie ograniczał więc wybrałabym TYLKO: Trylogię “Millenium” Stiega Larssona, “Autobiografia” Agathy Christie, “Nie mów nikomu” Harlana Cobena i “Sto odcieni bieli” Preethi Nair 😉 książki które można czytać w kółko, bez końca i się nie nudzą 🙂
Zacznę pytaniem- czy na Marsa zabiera się walizki??? Ciekawa jestem w co się pakuje wszystkie swoje osobiste rzeczy. Anyway… Ja i Mars. Uuuu… co zapakować? Mam problemy z pakowaniem się na urlop nad morzem a co dopiero na Marsa! Ok! Do dzieła! Seriale? Proszę bardzo- “Przyjaciele” (do pośmiania), “Medium” (żeby się troszkę przestraszyć), “Gra o tron” i “Downton Abbey” (tu nie będę oryginalna- zwyczajnie uwielbiam te seriale). Muzyka… jakaś składanka podobna do tej jaką miał Peter Quill :)) i muzyka z filmów: “Ghost in the shell” i “1492: Wyprawa do raju”. Z książek to Tolkien, Sapkowski, Trylogia Sienkiewicza i “Przeminęło z wiatrem” 🙂 Jeśli NASA pozwoli to dorzucam “Pestkę” A. Kowalskiej. Dziękuję za uwagę.
Jak muzyka to tylko taka jaką lubię czyli polski rap i indie pop! 🙂 Z pewnością muzyka się przyda, bo to dobry czasoumilacz. Wzięłabym dużą ilość playlist, ponieważ każda muzyka z czasem zaczyna się nudzić, a na Marsie nie możemy zanudzić się na śmierć! 🙂 Jeśli chodzi natomiast o seriale to definitywnie zabrałabym “Sherlocka” abym mogła poduczyć się trochę detektywistycznych sztuczek. Drugim serialem na pewno byłby “The walking dead” a skąd możemy wiedzieć czy na Marsie nie ma zombiaków? Wtedy wiedziałabym jak się bronić i oczywiście czas spędzony na tej planecie by mi się tak nie dłużył. Kolejnym serialem byłyby “Pamiętniki wampirów”, które obejrzałam do 2 sezonu i szybko lecący czas nie pozwolił na dalsze oglądnie. Z wielkiej ciekawości zabrałabym też pewnie “Breaking Bad”, serial który bardzo mnie ciekawi od dłuższego czasu, wszyscy polecają więc chciałabym się przekonać czy warto było poświęcić na niego czas. 🙂 A jeśli chodzi o książki to z pewnością zabrałabym wszystkie jakie stoja na mojej półce nieprzeczytane, a mam ich cały zapas. Do tego najlepiej jakieś poradniki jak przetrwać życie na innej planecie oraz poradniki związane z ciekawymi i przydatnymi sztuczkami. Najlepsze musiałam zostawić na koniec, więc wraz ze mną poleciałby “Marsjanin” książka, na której mam nadzieje, ze sie nie zawiodę. 🙂
Skoro tak kusisz “Marsjaninem” to ja też wezmę udział, a co 😉
1) muzyka – musi być to coś energetycznego i pozytywnego, żeby w chwilach kosmicznej samotności dodawało mi mocy. Myślę, że byłby to klasyczny rock’n’roll z lat 60!
2) seriale – coś co by mi przypominało życie na ziemi, za którym na pewno będę mocno tęsknić. Więc najlepiej obyczajowe, z dużą ilością różnorodnych bohaterów – może “Beverly Hills, 90210 albo “Ranczo”? 😀
3) książki – no cóż, żeby mi się nie nudziło musiałabym zabrać całą moją biblioteczkę. Ale statki kosmiczne są chyba dość pojemne, prawda? 😉
Zacznę od książek, gdyż niemal od razu przez moją głową
zaczynały przewijać się różnorakie tytuły o mniej lub bardziej fantastycznej,
smutnej, poruszającej czy też optymistycznej wymowie. Pomijając rzecz jasna książki w typie
poradników „Jak przeżyć choćby dzień na Marsie nie robiąc krzywdy sobie i
nikomu z ewentualnego otoczenia” ;„Jak do jasnej anielki zapiąć ten skafander
by się nie udusić?” czy też „Jak nie
zniszczyć wszechświata?” wzięłabym ze sobą książki najpiękniejsze jakie dane mi
było przeczytać. Chciałabym dzięki nim
znaleźć się trochę bliżej domu, wspomnień towarzyszących mi podczas ich lektury.
Na pewno postawiłabym na „Spóźnione
wyznania” Johna Boyna, gdyż była to jedna z książek, która uświadomiła mi jak
bardzo kocham i jednocześnie nienawidzę czytać. Miejsce w moim podręcznym
bagażu znalazłby na pewno również „Cyrk nocy” Erin Morgenstern dbając o to bym
za pomocą odrobiny magii znów poczuła się jak dziecko. Przechodząc do muzyki,
myślę, że utwory zespołu „30 seconds to mars” byłyby zbyt oklepaną i banalną
odpowiedzią, więc postawię na „Florence and the machine”, której piosenki
wznoszą mnie gdzieś wysoko ponad siebie samą, dodają energii i mobilizują. No i
oczywiście jakieś mocne brzmienie! Nikt przecież nie krzyczałby na mnie, że mam
ściszyć muzykę! Co do seriali, znowu postawię na swój ulubiony, czyli „The
Walking Dead” – świetna lekcja przerwania, a i jakoś spokojniej na duchu czułabym
się oglądając go n i e na Ziemi, jeśli wiesz co mam na myśli! Myślę, że
postawiłabym jak autor na „Doctora Who”; na przygody latającego po całym
kosmosie, niebieską budką Doktora oraz jego towarzyszy. Rozrywka + przydatne rady przy spotkaniu z
Marsjaninami oraz panującymi tam warunkami, to połączenie, które zafundować
może mi tylko ten serial. Tak naprawdę najchętniej wzięłabym całą biblioteczkę,
MP3 ze wszelkimi słuchanymi przeze mnie piosenkami i dyskiem z załadowanymi
wszystkimi oglądanymi przeze mnie serialami, lecz… gdybym to zrobiła mogłabym
się pożegnać z podróżą kosmiczną i Marsem, ponieważ z takim obciążeniem, statek
kosmiczny nie wzniósłby się nad Ziemię nawet o kilka centymetrów.
Jeśli chodzi o muzykę na pewno zabrałbym dużo pop-u. Kocham Beyonce, Lady Gagę i Maroon 5. Z rocka zabrałbym ze sobą Beatlesów (moim ulubionym jest John Lennon). Z książek uuuu całą moją biblioteczkę choć nie jest jeszcze zbyt dużo za to wiele jeszcze czekających na przeczytanie, do tego może trylogię Sienkiewicza (trzeba w końcu się przemóc). Ulubionych autorów King, Tolkien, Sapkowski, Martin i wielu wielu innych. Trochę kryminałow oczywiście tych najlepszych Jo Nesbo, Stieg Larsson i może w końcu uda mi się zdobyc Horsta. Z seriali moje ulubione postapokaliptyczne The Walking Dead i Fear The Walking Dead, do tego coś śmiesznego The Bing Bang Theory, Przyjaciele, obowiązkowo Ranczo i Daleko od noszy. Żeby się też nie nudziło wziąłbym wiele horrorów i serial American Horror Story. Sądzę, że to już wszystko.
PS. Byłbym zapomniał jeszcze moją kotkę i 15- letni zapas herbaty.
Autor wydaje się przesympatyczny 🙂 Nie mogę się już doczekać jego kolejnej książki. Sięgnę po nią na pewno 😉
No ja właśnie nie jestem przekonana, ale kto wie. Może Andy nawróci mnie na sci-fi 🙂
[…] kredyt zaufania, nawet jeśli nie zawsze rozumiem to, o czym pisze Przy okazji odsyłam do rozmowy z Weirem – sami zobaczycie, jaki z niego fajny gość. A Artemis poza tym, że ma przecudną […]
[…] Hadfield jest niesamowity – dla mnie wszyscy astronauci są. Ja jestem jak Andy Weir – nie mam żadnego interesu w opuszczeniu Ziemi Więc tym bardziej otwieram buzię ze […]
[…] na moje pytania i zrobił to praktycznie od razu. Dzięki temu możecie na blogu przeczytać krótką rozmowę z Andym Weirem. A zrobiło na mnie to wrażenie, bo napisałam do niego od razu po premierze filmu, więc […]