Pomiędzy reportażami, książkami podróżniczymi czy kryminałami czasami mam potrzebę sięgnięcia po książkę, którą przeczytam tylko i wyłącznie dla rozrywki. Nawiązana współpraca z Virtualo była doskonałą okazją do znalezienia takowej lektury. I znalazłam – Lot widmo Beara Gryllsa. Bear kojarzy mi się głównie z gościem z telewizji, który zjada żywe robaki. A okazuje się, że to bardzo krzywdzące spojrzenie. Więc najpierw zrehabilituję się na tym polu.
Tak, Bear Grylls to pan z telewizji, znany głównie z programu Szkoła Przetrwania. Ale to przede wszystkim podróżnik i alpinista. Służył w brytyjskich siłach specjalnych SAS, ma rekord Guinnessa w najdłuższym lataniu w tunelu aerodynamicznym, przemierzył zamarznięte Morze Arktyczne, jest najmłodszym Brytyjczykiem, który zdobył Mount Everest, jest instruktorem skautów i robi milion innych ważnych i dobrych rzeczy. Pisze również książki – jest autorem serii poradników o szeroko rozumianym przetrwaniu. Napisał również serię książek przygodowych dla młodzieży. Lot widmo jest jego debiutem powieściowym dla dorosłego czytelnika.
Do przeczytania tej książki skusiło mnie nazwisko autora, ale i zapowiedź na okładce “Zostawili go na pewną śmierć. Teraz wraca, by się zemścić”. Zawsze lubiłam takie historie – kiedy człowiek, po którym nikt się niczego nie spodziewa, udowadnia, że wszyscy się mylili. Numerem jeden z takich książek jest oczywiście “Hrabia Monte Christo” Aleksandra Dumasa. Niestety w tym przypadku zapowiedź jest myląca, bo ani nikt go nie zostawia na pewną śmierć, ani on nie wraca, by się zemścić. Mimo wszystko to bardzo porządna przygodowa powieść. Ma wszystko, co powinna posiadać taka historia. Może jest nawet “za dobra”. Ale po kolei.
Głównym bohaterem jest Will Jaeger, były oficer SAS. Naznaczony prywatną tragedią, z dziedzictwem na ramionach, którego jeszcze tak do końca nie rozumie. Podręcznikowy bohater akcji – silny, mocny, ale dobry i prawy. Posiada umiejętności i wiedzę, które pozwalają przetrwać mu w najtrudniejszych warunkach. W jego najbliższym otoczeniu znajdują sie oczywiście również byli komandosi, którzy nawet po zakończeniu służby trzymają się razem i ratują sobie życie bez względu na wszystko. Will zostaje szefem ekspedycji, która ma za zadanie odkryć zawartość tajemniczego samolotu, zlokalizowanego w amazońskiej dżungli.
Pomysł świetny. Tak świetny, że czytając, miałam wrażenie, że Bear Grylls oczami wyobraźni widział już film albo serial nakręcony na podstawie jego książki. Jest w tej opowieści wszystko. Mocny główny bohater, który ratuje wszystkich z opresji. Jest też piękna blondynka, która ratuje naszego głównego bohatera. Jest ekspedycja, złożona z samych indywidualności, każda kolejna osoba jest ciekawsza od poprzedniej. Jest tajemnica II wojny światowej i nazistowska orgnizacja, która odradza się w czasach współczesnych. Jest osobista historia bohatera, w jakiś sposób powiązana z misją bohatera. I dziedzictwo rodzinne, którego tajemnicę zdaje się posiadać dziadek Will’a. Jest amazońska dżungla ze swoimi wszystkimi zagrożeniami – jadowitymi pająkami, zabójczymi kajmanami, ścieżkami i wodospadami nie do przebycia. Jak na dżunglę przystało, są tam też plemiona, które do tej pory nie miały kontakru z białym człowiekiem, ale które bardzo chętnie pomogą naszej ekspedycji. Być może jeszcze o czymś zapomniałam, ale i tak musicie przyznać, że to dużo.
Jako serial taka historia sprawdziłaby się doskonale. W książce czegoś zabrakło. Czasami mniej to więcej i mam wrażenie, że tutaj autor powinien zastosować to w praktyce. Bear Grylls zabrał najlepsze cechy od bohaterów sensacyjnych i przygodowych opowieści i zlepił z nich Will’a Jaegera. Nie jest to właściwie zarzut, bo bohater sam w sobie jest bardzo spójny i wiarygodny, da się do lubić i można mu kibicować. Jednak ilość przygód na stronę książki, ilość wrażeń, zabójczych zwierząt, zdrad, zatrutych strzał i pocisków Hellfire jest tak duża, że czytelnik czuje się tym wszystkim przytłoczony. Ja w pewnym momencie nawet byłam znudzona. Wszystkie elementy osobno są świetne. Wątek historyczny – doskonały. Ale razem, w takim natężeniu sprawiły, że historia nie udżwignęła tego ciężaru i przestała być wiarygodna.
To mogłaby być też doskonała gra. Gry rządzą się swoimi prawami i coś, co nie wygląda dobrze w książce, sprawdzi się idealnie w grze. Tutaj tak właśnie jest. To idealny scenariusz na grę przygodową. W grach takie natężenie przygód jest bardzo pożądane, wręcz obowiązkowe. Jest w tej książce wszystko, co sprawia, że gry odnoszą sukces. Taki Tomb Raider na papierze.
Podsumowując, dobrze się bawiłam, czytając tę książkę, choć cały czas myślałam, że lepiej by się to oglądało albo grało. Cieszę się, że miałam okazję przyjrzeć się bliżej autorowi, a jeśli kogoś interesuje II wojna światowa, zdecydowanie polecam. Na pewno z ciekawości sięgnę po kolejną część, mając nadzieję, że Bear Grylls powściągnie swoje pomysły i skupi się na mniejszej ilości wątków. Wyszłoby to zdecydowanie na dobre.
♦
Za książkę serdecznie dziękuję
Z góry (nie) przepraszam za czepialstwo, ale edytorsko-filololo natura nie da mi spokoju, jeśli nie zwrócę uwagi: zgodnie z zasadami traktowania apostrofów w języku polskim godność autora powinno odmieniać się Beara Gryllsa. Szczegóły: http://sjp.pwn.pl/zasady/;629618
Dzięki! Już poprawiam 🙂 zastanawiałam się nad tym, ale jak szukałam info, to spotykałam się i z taką pisownią i z taką 🙂 A mistrzem w odmianie nazwisk nie jestem, więc cieszę się, jeśli ktoś, kto się zna, napisze, jak powinno być 😀