Przy Bolku i Lolku okazywało się, że czasem każdy jest małym dzieckiem.
Chyba podświadomie walczę z ponurym listopadem, wybierając bardzo żywe i egzotyczne książki. Poprzednio było Australia, a dzisiaj wyruszamy do Indii. I to nie byle z kim, tylko z Bolkiem i Lolkiem.
Najpierw zakochałam się w okładce. Ostatnio coraz częściej mi się to zdarza. Oczywiście, treść książki w dalszym ciągu jest najważniejsza, ale jeśli dostajemy do tego okładkę, od której nie można oderwać oczu i którą chce się głaskać, tym lepiej. Ta od Tuk Tuka jest świetna, tak kolorowa i pozytywna, że idealnie poprawia humor w listopadowy dzień. Ale nie z powodu okładki książka znalazła się na blogu. To, co mnie zachwyciło to pomysł. Bo Robert Maciąg wymyślił sobie, że będzie jeździł po Indiach tuk tukiem i będzie wyświetlał polskie kreskówki indyjskim dzieciom. Tak, dobrze przeczytaliście. Ja w tym momencie przepadłam – uwielbiam takie pomysły i uwielbiam ludzi, którzy je realizują. Bo trzeba być ciekawym, inspirującym człowiekiem, żeby w ogóle wpaść na taki pomysł – a potem może być już tylko lepiej. Chciałabym Was odesłać w tym momencie do strony Roberta i Ani Ku Słońcu, która oprócz bardzo ładnego szablonu, ma inne zalety 😉 Z niej dowiecie się więcej o autorze (a warto, bo to nie jest jego pierwsza przygoda, ani też pierwsza książka!), sprawdzicie jak zaprosić go na pokaz slajdów, warsztaty albo szkolenia, poczytacie o fundacji Szkoły na końcu świata. To wszystko składa się na świat autora i warto się trochę w nim pokręcić.
Więc najpierw ten zachwycający pomysł! Narodził się na festiwalu Trzy Żywioły w Krakowie, zostały zebrane pieniądze i Robb Maciąg wyruszył z Delhi do Kalkuty. Wprawdzie skuterem, a nie tuk tukiem, ale dla wyprawy nie miało to większego znaczenia. Dla historii – i owszem, bo podróż skuterem, w którego nie wierzył nikt, oprócz jego sprzedawcy, była momentami bardzo ciekawa i dostarczała ogromu przygód i opowieści. Motywy autora, by odbyć taką podróż to jedna z ważniejszych rzeczy w tej książce. Taka, którą powinniśmy zapamiętać, wziąć sobie do serca i próbować powtarzać ją w naszych własnych wyjazdach. Bo Robb Maciąg chciał pojechać do Indii, ale tym razem chciał coś po sobie zostawić. Nie chciał tylko czerpać z podróży dla siebie, chciał coś dać od siebie. Pomysł z kinem wydał się naturalny. Robb wiele pisze o turystach, o podróżowaniu, o tym, że ludzie w innym kraju pozwalają sobie na więcej rzeczy; że turyści robią coś, co nigdy nie przyszłoby im do głowy u siebie. Pada niewypowiedziane pytanie, czy inność i egzotyka są usprawiedliwieniem dla wszystkiego? Te refleksje nie są niestety typowe dla turystów, a powinny. Uważam, że każdy, kto myśli o wyjeździe do Indii, nawet czysto turystycznie, powienien przeczytać tę książkę. Robb Maciąg, chociaż doskonale wie, o czym pisze, nie robi tego z perspektywy znawcy i wszystkowiedzącego podróżnika. Daje sobie prawo do błędów, do niewiedzy, do głupich i śmiesznych wpadek, ale jednocześnie rozumie ich źródło. Ma świetną umiejętność dostosowywania się do panujących warunków i tylko czasami jeszcze odzywa się europejczyk, który gdzieś się śpieszy, albo jest zdenerowany, że coś długo trwa. Większość czasu Robb Maciąg przyjmuje indyjską przeczywistość, po prostu w niej jest. I my dzięki temu doświadczamy Indii bardziej prawdziwych. Nie tych jedynych, bo Indie wymykają się wszelkim ramom, mimo że każdy próbuje je w nie wcisnąć. Tak jak Robb napisał: Świat jest bardziej skomplikowany niż wrażenia i przemyślenia naiwnych gości z Europy. I choć autor również jest gościem z Europy, jest jednocześnie świadomym podróżnikiem, który stara się zrozumieć otaczający go świat, a nie tylko zrobić mu zdjęcie na pamiątkę.
Indie są dokładnie takie, jakie myślisz, że są.
Już te trzy rzeczy – pomysł, indyjski świat opisywany przez mądrego podróżnika i chęć zostawienia czegoś pozytywnego po sobie wystarczą, żebym mogła Wam polecić tę książkę. A do tego dochodzi jeszcze fakt, że Robb Maciąg naprawdę fajnie pisze. Ma umiejętność wciągania nas do swojego świata. Już od pierwszych zdań czytelnik wie, że będzie kolorowo, dynamicznie, ciekawie. Cała książka jest pełna smaków, zapachów, gorącego powietrza, kurzu, tłumu na ulicach. Robb Maciąg doskonale wie, że poznać i opisać Indie to rzecz niemożliwa i wcale nie próbuje tego zrobić. A jednak trochę mu się udaje. Bo sama świadomość niemożliwości poznania powoduje inne patrzenie na rzeczywistość. Tuk Tuk Cinema czyli historia o Indiach, Gangesie, radości życia, wiecznie psującym się skuterze i Bolku i Lolku to inspirująca lektura – choćby do tego, że najprostsza rzecz może sprawić największą radość i że podróżując warto dawać coś od siebie, a nie tylko brać. To również ciekawy wycinek indyjskiego świata, z wielkimi miastami i malutkimi wioskami, z indyjskimi legendami, wierzeniami i ulicznym sprytem. To również uczciwe spojrzenie na nas, turystów. Mam nadzieję, że czytelnicy tej książki wyniosą wiele dobrego dla siebie i swojego podróżowania. Warto!
♦
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję
♦