Przy prawach fizyki wszystko inne to opinia.
Najbardziej na świecie cieszy mnie, kiedy modne stają się książki popularnonaukowe. Czy może być coś lepszego? Uwielbiam połączenie czynności czytania ze zdobywaniem wiedzy. A jeśli przy okazji doskonale się bawię i dowiaduję się nie tylko poważnych rzeczy, ale również ciekawostek i w sposób dostępny poznaję dziedziny bardzo mi odległe, to jest to dla mnie sytuacja idealna i podręcznikowe zrealizowanie celów, jakie stawia się przed każdą książką.
Już kiedyś wspominałam, że ogromnym uczuciem darzę wszelakich popularyzatorów nauki. Tak się składa, że ci, których lubię najbardziej zajmują się fizyką. Traktuję to trochę jako oko puszczone do mnie przez Wszechświat, bo akurat fizyki to ja nie lubiłam bardzo długo. I w sumie dalej nie lubię jej szkolnego wydania. Ale kiedy poznałam Sagana, Tysona, Feynmana okazało się, że fizyka to jedna z najbardziej fascynujących nauk – tylko trzeba wiedzieć gdzie i jak patrzeć.
Z Neilem Degrasse Tysonem znam się naprawdę długo. Nie będzie chyba przesadą, jeśli napiszę, że obejrzałam wszystko, co jest na Youtubie o nim i z nim. Uwielbiam to jak mówi, jak przekazuje wiedzę, jak gestykuluje. W każdym wypowiedzianym zdaniu czuć pasję do nauki i wiedzy, i szczerą chęć jej przekazania i sprawienia, by jego słuchacz zrozumiał i spojrzał na świat z kosmicznej perspektywy.
Astrofizyka dla zabieganych to zbiór jego esejów z lat wcześniejszych. Jeśli słuchaliście jego wystąpień znajdziecie tu znajome elementy i wątki. Nie przeszkadza to jednak w cieszeniu się tekstem – akurat Tysona można czytać i słuchać, nawet jeśli mówi rzeczy, które już słyszeliśmy. A nawet przeciwnie – wzbudza radość i reakcję hej, a ja to już wiem!
Kolejną rzeczą, którą zauważyłam przy lekturze jest to, że jeśli znasz Tysona i styl jego przemówień, podczas lektury będziesz słyszeć jego głos 😀 Serio – ja cały czas miałam wrażenie, że stoi obok i mi wykłada. To niesamowite uczucie, które jeszcze bardziej potęguje wrażenia z lektury. Ta książka to dla mnie taka wisienka na torcie w znajomości z Tysonem. W końcu mam jego książkę, i to po Polsku. Jest wydana fantastycznie i w bardzo przemyślany sposób. Jest malutka – taka, że można ją mieć zawsze przy sobie i sięgać do niej w każdej chwili. To książka z tych, do których się wraca, którą się czyta na wyrywki po pierwszym czytaniu całościowym.
Choć nie jest to książka łatwa. Na pewno nie tak fajna i śmieszna jak Nie mamy pojęcia. To książka astrofizyka – i choć ten astrofizyk ma poczucie humoru i luzackie podejście do tematu, dalej pozostaje naukowcem, używa naukowych zwrotów i porusza się w dziedzinie astrofizyki, która przecież do najłatwiejszych nie należy. Tym bardziej trzeba docenić działalność takich ludzi jak Tyson. Sam fakt, że tyle ludzi poznaje teraz zagadnienia astrofizyczne w całkiem dostępnej formie jest niesamowity. Bo mnie to naprawdę zadziwia! Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę kiedyś dla przyjemności czytała książkę, w której będą użyte słowa atomy, kwarki i zderzacze hadronów, uśmiechnęłabym się z politowaniem. To jest największa wartość takich książek – popularyzacja nauki! Tyson jest uważany czasami nie za prawdziwego naukowca, a za celebrytę, któremu lepiej wychodzi robienie z siebie pajaca na scenie niż Poważne Zajmowanie się Nauką. Cóż, nie mi to oceniać, na astrofizyce aż tak się nie znam, żeby zarzucać coś Tysonowi. Mi wystarczy fakt, że oglądają, słuchają i czytają go miliony ludzi, a to jest naprawdę niezły wynik, jeśli chodzi o tak abstrakcyjną rzecz jak astrofizyka. Jest trudna, odległa i wydawałoby się, że nie można poczytać o niej do poduszki. Tacy ludzie jak Tyson udowadniają, że wcale nie jest tak trudna (skomplikowana – tak, ale nie trudna), wcale nie tak odległa (w końcu nie tylko my żyjemy we Wszechświecie – Wszechświat też żyje w nas) i spokojnie można czytać ją do poduszki.
Czego dowiecie się z tej książki? Tak jak wspomniałam wcześniej, nie jest to łatwa lektura. Ale jest bardzo przyjemna, a Tyson zadbał o to, żeby w momentach, w których moglibyśmy poczuć zmęczenie czy znużenie zbyt dużą ilością fizycznych terminów pojawiały się rozpraszacze, śmieszne historie, ciekawe porównania. I tak na przykład dowiemy się między innymi które nazwy cząstek pochodzą od dzieła Jamesa Joyce’a i że Muru Chińskiego wcale nie widać z Kosmosu. Będziemy śledzić włóczące się elektrony, udowadniać prawa fizyki za pomocą bitej śmietany i obserwować latające spodki lądujące przed Białym Domem i idealne sferyczne krowy.
Ale oprócz takich żartobliwych stwierdzeń, które mają na celu zaprzyjaźnienie z astrofizyką zwykłego czytelnika, jest też masa konkretnej wiedzy. Są galaktyki i pierwiastki, atomy, światło, materia i antymateria, grawitacja. Jest Newton, Einstein i moj ulubiony Cavendish. Jest powstawanie Wszechświata, jego kształtowanie się, są rozważania o możliwości istnienia innego życia. Całkiem sporo jak na taką malutką ksiażeczkę.
Ja w stosunku do Tysona nie jestem obiektywna, przyznaję. Mam słabość do mądrych ludzi z poczuciem humoru. Kiedy do tego potrafią mówić o skomplikowanych rzeczach w sposób prosty – jestem kupiona w stu procentach. W tekstach Tysona czuć łatwość poruszania się w tej tematyce i jego erudycję. Astrofizyka dla początkujących to piękne spotkanie z tą dziedziną. Na tyle przyjemne i łatwe, by się nie zniechęcić, na tyle intrygujące i fascynujące, by zrozumieć pewne procesy i zainteresować się nimi. Tyson pokazuje nam kosmiczną perspektywę – która ostatecznie okazuje się chyba najbardziej słuszną ze wszystkich. Przeczytajcie i przekonajcie się sami.
Czasami jego tekst brzmi jak bajka:
Po dziewięciu miliardach takiego wzbogacania w niczym niewyróżniającej się części wszechświata (na peryferiach Supergromady w Pannie), w niczym niewyróżniającej się galaktyce (Drodze Mlecznej), w niczym niewyróżniającym się jej obszarze (Ramieniu Oriona) narodziła się niczym niewyróżniająca się gwiazda (Słońce).
No sami powiedzcie czy to nie początek pięknej baśni? 🙂 Aż by się chciało dopisać ciąg dalszy 🙂
♦
Za możliwość przeczytania i dumny patronat dziękuję
ROZDANIE!
Razem z Wydawnictwem mamy dla Was aż trzy egzemplarze książki. Jak zawsze jedną możecie zdobyć tutaj pod wpisem, jedną na Facebooku, a jedną na Instagramie 🙂 Zostawiajcie komentarze, a wśród komentujących osób w przyszłą środę (15.11) wybiorę osoby, do których polecą książki 🙂 polecam, bo naprawdę warto!
♦
W moich dalekosiężnych zakupowo-książkowych planach mam ją dopiero na przyszły rok, a tu taka okazja, żeby przeczytać już wkrótce! Zgłaszam się i pozdrawiam 🙂
Tak mnie wciągnęła Twoja recenzja, tak mnie zaciekawiła, że też chcę poczytać ją do poduszki! I dlatego też… zgłaszam się 🙂
Czuję się zachęcona do poznania tego pana. I tak pewnie bym zwróciła uwagę na książkę ze względu na przepiękną okładkę. A bardzo chcę ją dać mężowi, który kocha te klimaty i pana zapewne zna. I też czyta głównie dla wiedzy. A potem mnie zaskakuje kolejną ciekawostką przy jakiejś rozmowie….^^ Tak więc zgłaszam się 🙂
Ja jestem bardzo zabiegana, więc chętnie poczytam o astrofizyce. 😉
Ojej.! Jest śliczna.!
Chciała bym ją bardzo 🙂
Zgłaszam się .!
Zgłaszam się! 🙂
Zgłaszam się. Wszechświat, gwiazdy, astrofizyka połączyła mnie i mojego męża. Czarował mnie na randkach opowieściami o kosmosie i pokazywał gwiazdy. Chyba dlatego mam taki sentyment do tego tematu i z wielką przyjemnością poczytam tak lubianego przez ciebie autora 🙂
Jak Ciebie i męża połączył Wszechświat, to książka musi polecieć do Ciebie 😉 Podeślij adres 🙂
szukałam baardzo długo książki popularnonaukowej, którą z chęcią bym przeczytałam i niedawno coraz częściej właśnie Astrofizyka dla zabieganych zaczęła pojawiać się wszędzie przed moimi oczami – czy to nie jest przeznaczenie? Ja myślę, że to zdecydowanie nie jest przypadek! Dlatego zgłaszam się, bo wierzę, że jesteśmy z Astrofizyką sobie pisane 🙂 miłego dnia!
Znów chciałabym trafić do kosmosu, więc zgłaszam się 🙂
Neil to klawy gość i tyle. Nie obchodzi mnie go kogo ma za naukowca, a kto nie, ale jestem pewien, że dla popularyzowania nauki i naukowego myślenia zrobił baaardzo dużo.
Wydaje mi się tak niesamowitym to, że ostatnimi czasy wydawnictwa zasypują nas tymi popularnonaukowymi cudenkami! Gdzieś kiedy wyczytałam, że opanował nas zielony nurt i chociaż ta książka bardziej pasuje do granatowego nurtu (w końcu to kosmos) to jestem jego wielką fanką! Kilka miesięcy temu przeczytałam książkę “Pan raczy żartować panie Feynman” i zakochałam się w tym umilowaniu natury i nauki! Marika kiedyś śpiewała “…jedni wierzą w Boga, drudzy w NASA…” Hahah to ja jestem z tych co w NASA 😛
Po serialu “Kosmos” też przestałam być obiektywna i podzielam Twoją słabość, dlatego chętnie przeczytam książkę 🙂
Bardzo bym chciała ją przeczytać 😀
Zgłaszam się!
Uwielbiam fizykę, dlatego chętnie przeczytałabym tę książkę 🙂
Aż by się chciało przeczytać 🙂 Jak się nie uda jej zdobyć u Ciebie to z pewnością ją sobie kupię. Pozdrawiam serdecznie.
Astrofizyka! Poproszę!
zgłaszam się 🙂
Ostatnio miałam okazję przeczytać “Wszechświat w twojej dłoni” i bardzo mi się podobała, ta również zachęca 🙂
Zgłaszam się!
Pozdrawiam
to jest pierwszy wpis jaki tutaj przeczytałam i muszę powiedzieć, że chyba będę zaglądała tu częściej 🙂 dzięki Tobie moja lista książek ,,must have” powiększyła się o kilka, jak nie kilkanaście pozycji! Za co właściwie Ci dziękuję, bo zachęcasz niesamowicie 😀
Największą atrakcją w szkole podstawowej były dla mnie wyjścia do Planetarium w Chorzowie. Pamiętam jak kupiłam sobie taką mapę nieba, gdzie były wszystkie gwiazdy widoczne u nas. Od tamtego czasu moje zainteresowania tym tematem nieco się rozwinęło, więc ta książka idealnie trafia w moje gusta 😀 Zgłaszam się do konkursu
[…] Na naszym rynku pojawiła się (w końcu!) jakaś książka Neila deGrasse Tysona. Była to Astrofizyka dla zabieganych, zbiór jego esejów z wcześniejszych lat. Zajrzyjcie do tamtego wpisu, bo w nim właśnie […]
[…] gościa. Pisałam o jego dwóch wcześniejszych książkach, pierwszych wydanych po polsku – Astrofizyka dla zabieganych i Kosmiczne zachwyty. Najlepsze jest to, że w tym roku powinna wyjść jeszcze trzecia […]
[…] Neil deGrasse Tyson mówił kiedyś o kosmicznej perspektywie (możecie o niej przeczytać w Astrofizyce dla zabieganych), o tym, jak taka obserwacja nieba działa na człowieka. Ja uświadamiam sobie własną małość […]
[…] pokazują, że nauka jest fascynująca, ciekawa i fajna! O samym Neilu pisałam sporo przy okazji Astrofizyki dla zabieganych i Kosmicznych zachwytów,więc teraz już nie będę tego robić. Wpadnijcie do […]