Edward Brooke-Hitching // Tłumaczenie Janusz Szczepański
W tamtym roku bardzo głośno mówiłam Wam o mojej miłości do tego autora. Zachwycił mnie absolutnie wszystkim! Jego najnowszą książkę przeczytałam sobie po cichu, chcąc przez chwilę zachować ją tylko dla siebie. Ale nie mogę roku zakończyć bez jej obecności na blogu, więc oto jest! Ale zanim o samej książce, kilka słów przypomnienia o tym, co już na blogu znajdziecie i gdzie odsyłam was na początku. We wcześniejszych tekstach pisałam sporo o samym autorze. Najpierw był Atlas lądów niebyłych a potem Złoty Atlas. Koniecznie też przeczytajcie moją rozmowę z Edwardem Brooke-Hitchingiem – jestem pewna, że po niej zakochacie się tak samo jak ja! Miał niesamowite dzieciństwo, o swoich książkach opowiada z wielką pasją, a w planach pisarskich ma jeden szczególny tytuł, którego nie mogę się doczekać.
Atlas nieba zachwyca. Tematem, okładką, wydaniem, podtytułem. Bo czy najwspanialsze mapy, mity i odkrycia we Wszechświecie nie brzmią inspirująco i zachęcająco? Jak widzę taką książkę to rzucam wszystko i idę ją głaskać i czytać. Taki odruch. Przy tym autorze zupełnie się też nie boję, że może mnie rozczarować, albo że coś może być nie tak. Jestem pewna, że każda jego książka będzie świetna. Pewnie ma to związek z tematyką – mapy są jednym z moich ulubionych tematów. A jeśli do tego dochodzi jeszcze wszechświat i inne kosmiczne sprawy – to po prostu musi się udać!
Tym razem Edward Brooke-Hitching opisuje mapy, które powstały przez spoglądanie człowieka w niebo. Na okładce przeczytamy, że oto niebo w postaci, w jakiej nigdy przedtem go nie przedstawiano: królestwo gwiazd i planet, lecz również bogów, demonów, planetników, podniebnych żeglarzy, średniowiecznych kosmitów, mitycznych stworzeń i grasujących duchów. Autor doskonale łączy naukę z legendami – co w początkowym okresie rozwoju nauki było właściwie jednym i tym samym. Ale sam proces kształtowania się nauki, wyłaniania się jej z ludzkich spostrzeżeń, które najpierw były zamknięte w mity i legendy, jest fascynujący i warty uwagi. Za to właśnie lubię jego książki – opowiada nie tylko o mapach, ale mapy u niego są bazą, na której buduje opowieść o całym świecie i ludziach. Pokazuje ile rzeczy można z map się dowiedzieć, ile zauważyć, wyczytać. W jego opowieściach mapy mówią, opowiadają całe historie. Przypuszczam, że gdybym miała takie książki do czytania w szkole, lekcje geografii nie byłby moim największym szkolnym koszmarem (nie cierpiałam podchodzić pod mapę i szukać jakichś rzeczy!).
Tematyką jestem zachwycona (wiem, już to pisałam, ale to słowo padnie tu jeszcze kilka razy). Atlas nieba to w zasadzie chronologiczne kompendium tego, jak ludzie patrzyli w niebo i co widzieli. Wiecie, czytałam kilka książek o historii astronomii, były bardzo ciekawe, ale jednak kluczowe w tych opowieściach są ilustracje. Brooke-Hitching świetnie to wyczuł – dodając je do swojej książki, wyniósł ją o poziom wyżej. Mam wrażenie, że dzięki temu jest też bardziej dostępna. O ile po historię astronomii może sięgnęłoby niewiele osób, to już po Atlas nieba, pięknie błyszczący i zachęcający, sięgnie już dużo więcej czytelników. Z czego się bardzo, bardzo cieszę.
Czego więc się z niej dowiemy? Zobaczymy czym było niebo dla starożytnych, a nawet dla ludzi jeszcze wcześniej (jednocześnie poznamy termin archeoastronomia). Kiedy czytamy o ludziach prehistorycznych, raczej rzadko natkniemy się na kosmiczne tematy. A jednak, nawet oni spoglądali już w niebo i próbowali zapisać i namalować to, co widzą. Czy to nie jest fascynujące, taka próba wyobrażenia sobie, co człowiek prehistoryczny myślał na temat gwiazd? Autor pisze na przykład o pewnym chińskim miasteczku (już nie prehistoryczne, a starożytne), którego mieszkańcy żyli w lęku, że niebo może na nich spaść i ich zmiażdżyć. Coś, co dzisiaj wydaje nam się śmieszne, oczywiste, albo może nawet głupie, kiedyś było traktowane poważnie. Legendy i mity, które dzisiaj traktujemy jako ciekawostki, były dla ówczesnych ludzi sensem życia, poważnym i wiarygodnym wyjaśnieniem zjawisk zachodzących na niebie. Brook-Hitching poświęca również dużo miejsca nauce średniowiecznej – nic dziwnego, w końcu wiele się tam działo, miały miejsce zdarzenia, które wpłynęły na całą późniejszą naukę. Jest oczywiście rozdział o początkach naukowego patrzenia na niebo oraz o współczesnej nauce – od narodzin astrofizyki aż do przełomowych odkryć XX wieku i późniejszych.
Jak widzicie, niewiele napisałam o samej treści. To dlatego, że musiałabym przepisać całą książkę, bo dla mnie wszystko jest w niej interesujące. Takie książki mają niesamowitą wartość – poprzez poznanie światopoglądu ludzi z epok wcześniejszych i obserwację kształtowania się nauki może spojrzeć całkiem świeżym okiem na teraźniejszość. Z dystansem, z większą świadomością. A to bardzo ważne.
Na sam koniec muszę powiedzieć jedno – cała seria to jedne z najpiękniej wydanych książek, jakie widziałam. Jeśli chcecie komuś zrobić zachwycający prezent – te książki sprawdzą się doskonale. Pełne są starych map, pięknych ilustracji, rycin, wszystko jest kolorowe i dynamiczne, tekst dobrze skomponowany ze zdjęciami, grubszy papier. Można siedzieć i tylko je oglądać (choć nie do końca się to sprawdza, bo odruchowo zaczyna się czytać!).
♥