Źródłem zmiany są leniwi, chciwi, wystraszeni ludzie, którzy szukają łatwiejszych, bezpieczniejszych i bardziej zyskownych sposobów działania. I rzadko uświadamiają sobie swoją rolę. Ian Morris, brytyjski historyk
Jakiś czas temu opowiadałam Wam o DAN-SHA-RI. Miałam wtedy trochę zarzutów, a z każdą kolejną książką o minimalizmie zaczynam się bać, że temat będzie eksploatowany już przez całą wieczność. To temat, który jest bardzo ciekawy i książki o nim mają wiele plusów, ale obwoływanie minimalizmu jedyną prawdą i najlepszą drogą do zmiany swojego życia i bycia szczęśliwym brzmi po prostu jak ściema. Doskonale to podsumował James Wallman w swojej książce, pisząc o skrajnych minimalistach – Odrzucili ostentacyjną konsumpcję, żeby oddać się ostentacyjnej antykonsumpcji. Zawsze jednak sięgam do takich książek, żeby chociaż sprawdzić, czy tym razem nie pojawiło się coś innego. I pojawiło się! Rzeczozmęczenie Wallmana na pierwszy rzut oka nie różni się zbytnio od innych pozycji o minimalizmie. Estetyczna okładka, inspirujący cytat o zmianie życie na okładce, podtytuł sugerujący, że po lekturze będziemy już wiedzieli jak żyć pełniej, posiadając mniej…
A tu niespodzianka! Ta książka wcale Was nie nauczy sprzątać, wyrzucać rzeczy, porządkować. Wcale nawet nie ma takiego zamiaru. James Wallman, dziennikarz, futurolog, prognostyk trendów i doradca marek napisał świetną, konkretną książkę, która trzyma się z daleka od wszelkich poradników. To porządne opracowanie społeczno-gospodarcze, które skupia się na fakcie posiadania rzeczy. Wallman przedstawia nam historię podejścia ludzi do posiadania, jakie czynniki wpływały na jego zmianę (fascynujące rzeczy – prawdopodobnie nie macie pojęcia, co wpłynęło na taki, a nie inny stan dzisiejszego świata i jego gospodarki!), przedstawia kolejne teorie, pomysły, działania. Pisze o ewolucji kultury wyrzucania, prawie niezamierzonych konsekwencji czy błędzie latarni. Pisze o tym, że po zniesieniu komunizmu pojawił się nowy ustrój społeczno-gospodarczy, którego częścią były wartości materialistyczne, ostentacyjna konsumpcja i nawyk wyrzucania. Czytasz i nagle zdajesz sobie sprawę, że to wszystko prawda, a na dodatek dość oczywista, tylko po prostu my się nad tym nie zastanawiamy. Wallman punktuje przyczyny, wyjaśnia skutki i opisuje przystępnie cały proces przejścia od jednego do drugiego. Mnie kupił już od samego początku, podając konkretne fakty, badania, ciekawe przykłady czy interesujących ludzi np. Briana Wansinka, nazywanym Sherlockiem Holmesem od jedzenia badającym dlaczego jemy to, co jemy.
Rzeczozmęczenie to historia jednego z najbardziej dotkliwych schorzeń współczesności, którego istnienie dopiero zaczynamy sobie uświadamiać. Opowiada o tym, jak wy, ja i całe społeczeństwo, zamiast czuć się bogatsi dzięki przedmiotom, które posiadamy, czujemy się nimi przytłoczeni. Więcej nie oznacza już dla nas, tak jak kiedyś, czegoś pozytywnego; więcej oznacza więcej kłopotów, więcej obowiązków, więcej powinności. W naszym zabieganym, przeładowanym bodźcami świecie więcej nie znaczy już lepiej. Więcej to gorzej.
Nawet to, że autor nazywa tę książkę manifestem i wezwaniem do broni bardzo mi nie przeszkadza. Główne hasło jego manifestu brzmi Zamiast kupować – przeżywaj, a akurat pod takim manifestem mogłabym się spokojnie podpisać. Autor z racji swojej wiedzy jest w stanie obiektywnie ocenić pewne procesy, które zachodzą i spojrzeć na nie z szerszej perspektywy. Docenia materializm za to, co pozwolił nam osiągnąć, ale widzi też wyraźnie, że jego rola się skończyła, że dzisiaj już się nie sprawdza. Przytacza nam wiele historii ludzi, którzy są przykładem na to, że doświadczenia dają więcej szczęścia niż dobra materialne. Książka dzięki temu jest świetna w czytaniu – historie zwykłych ludzi są wplecione w gospodarcze informacje czy fragmenty historyczne. Całość jest tak skomponowana, że nie odczuwa się ani wagi naukowej tematu, ani z drugiej strony błahości historii, że ktoś rzucił pracę i poczuł, że żyje. Jedno uzupełnia drugie, a razem przede wszystkim powodują wzrost świadomości u czytelnika, chęć opierania własnego szczęścia o doświadczenia, a nie rzeczy i pośrednio być może faktycznie zmiany na lepsze.
Wallman nazywa takich ludzi eksperymentalistami. Ale w odróżnieniu od Yamashity nie buduje żadnego kultu. Owszem, mówi o ruchu, ale nie tworzy żadnych barier, ale przede wszystkim swoje podejście mocno opiera na analizie procesów w przeszłości, używa technik naukowych, i nie stwarza czegoś z niczego. Rzeczozmęczenie to zjawisko, które po prostu musiało nastąpić. Wallman problem zauważa, nazywa, objaśnia i podaje rozwiązanie. W pierwszym odruchu myślałam, że nic nowego się nie dowiem, a okazało się, że to bardzo porządna książka i chyba najlepsza ze wszystkich, jakie czytałam o minimalizmie. Więc jeśli chcesz mieć mniej rzeczy – najpierw przeczytaj Rzeczozmęczenie.
♦
◊ Autor wspomina o Wróżce Rupieciuszce, która za nas by posprzątała. Sama takiej często potrzebuję, a nazwa jest obłędna 😀
◊ I wspomina jeszcze o filmie Miliony Brewstera. Główny bohater dostanie spadek w wysokości 300 milionów dolarów, jeśli w ciągu miesiąca wyda 1/10 tej sumy. Myślicie, że wydalibyście 30 milionów bardzo łatwo? Pewnie tak. Ale haczyk polega na tym, że nie może wydać tych pieniędzy na działalność charytatywną ani kupić żadnej materialnej rzeczy. I co teraz? 😉
♦
O książce przeczytacie jeszcze:
◊ U Kasi na blogu Droga do minimalizmu
♦
Nie jestem fanką poradników, które radzą mi zmienić moje życie, podejście do niego, ale lubię takie książki, jak ta z recenzji. Kolejna na liście do przeczytania.
Bo właśnie to nie jest typowy poradnik 🙂 Zaskoczyłam się, ale pozytywnie 🙂
Dzięki 🙂
Tak sobie przekornie pomyślałem, że przy niezbyt konsekwentnej naturze sporej części ludzi to te antykonsumpcyjne poradniki mogą okazać się bardzo prokonsumpcyjne. Weźmie sobie taki pan czy pani wyrzuci pół domostwa, poczuje zadowolenie, zadowolenie prędko mu minie i z pianą na ustach ruszy na zakupową bonanzę 😉