Mam czasami takie czytelnicze zaległości, że aż się sama sobie dziwię. Isabel Allende zalicza się do najpopularniejszych pisarek Ameryki Łacińskiej i do najpopularniejszych współczesnych pisarzy hiszpańskojęzycznych. Jej Dom duchów to jeden z największych bestsellerów literatury iberoamerykańskiej, dla niektórych powieść kultowa. A ja co? Ani książki, ani filmu. Ale dzięki najnowszej powieści Allende postanowiłam trochę zmniejszyć swoje braki – najpierw książka ostatnia, a w lipcu, w projekcie likwidowania czytelniczych hańb, książka pierwsza.
Seniorzy to najzabawniejsi ludzie na świecie. Dużo przeżyli, mówią co chcą i guzik ich obchodzi opinia innych.
Japoński kochanek to historia, którą poznajemy ze strzępków wspomnień, z wielu narracji. Irina, dziewczyna uzależniona od gier komputerowych i czytelniczka powieści fantasy. Alma Belasco, starsza pani zamieszkała w domu opieki, której całe życie zostało zmienione przez II Wojnę Światową. Ichimei Fukuda, pierwszy ważny dla Almy mężczyzna, Japończyk, którego losy również naznaczone były wojną. Nathaniel Belasco, drugi mężczyzna życia Almy. Seth, wnuczek Almy… Losy tych wszystkich postaci Isabel Allende splątuje ze sobą nierozerwalnie, wracając do czasu ich młodości i pokazując, jak ich życie potoczyło się aż do współczesności.
Przede wszystkim to piękna historia o ludziach. O zwykłych ludziach, którzy spotykają się, rozstają, walczą o każdy dzień i próbują układać to swoje życie. Ludziach, których los łączy, albo rozdziela. Mi osobiście takie książki łamią serce. Bo ja bym chciała, żeby było inaczej. Żeby prawdziwa miłość zawsze wygrywała, żeby ludzie zawsze podejmowali dobre decyzje i żeby los ludziom ułatwiał życie, a nie utrudniał. I żeby definicja prawdziwej miłości zawsze była jasna, żeby nie trzeba było wybierać, a zakończenia zawsze były jednoznacznie szczęśliwe.
Ale myliłby się ktoś, kto wziąłby Japońskiego kochanka za romans. Chociaż uczucia grają tutaj pierwszą rolę, to ich rozpiętość i różnorodność nie pozwala zaklasyfikować tej powieści do jednego gatunku. Allende pokazuje losy Amerykanów, Polaków i Japończyków, splecione ze sobą na tle II wojny światowej. Pisze o obozach koncentracyjnych na terenie Polski i o obozach amerykańskich dla Japończyków. Pisze o pedofilii, o ukrywanej tożsamości płciowej, o zakazanych związkach, które po prostu nie mogły się zdarzyć. A jednak się zdarzały, bo miłość nie patrzy na rasę, na geografię, nie zwraca uwagi, czy to czas pokoju czy wojny. Kiedy tak czytam to, co napisałam przed chwilą, zaskoczona jestem ogromem tematów, które Allende włożyła do tej historii. A jeszcze bardziej zdumiewa mnie fakt, że czytelnik nie zdaje sobie z tego sprawy, dopóki nie zacznie jej rozbierać na części pierwsze. W tych chyba objawia się kunszt autorki – umiejętność łączenia tematów, pokazywania zwykłych ludzi na tle ważnych wydarzeń, opisywania relacji międzyludzkich, tworzenia nastroju. Bo książka jest niezwykle ciepła i klimatyczna, a przy tym momentami wręcz poetycka. Trzeba mieć po prostu talent, żeby o sprawach trudnych i ważnych pisać tak pięknie, z lekkością i prostotą, zostawiając ślad w sercach czytelników.
Tak sobie myślę, że takich historii świat zna dużo. Życie każdego z bohaterów Japońskiego kochanka to ponadczasowa historia. Cieszę się, że zapoznałam się w końcu z twórczością Isabel Allende. Bardzo mi się podoba, bo nie ma tutaj nic przesadzonego. Cała opowieść jest stonowana, spokojna, choć można się było pokusić o przyciągnięcie uwagi czytelnika dramatem, czy mocnymi akcentami. Isabel Allende nie potrzebuje jednak uciekać się do takich sztuczek – ona po prostu snuje historię, opowiada o ludziach, a my tego chcemy słuchać.
♦
[…] od góry. Przy okazji najnowszej powieści Isabel Allende Japońskiego kochanka przypomniałam sobie, że zawsze chciałam przeczytać Dom duchów. Ta powieść jest uznawana za […]