Z premedytacją nie czytałam do tej pory żadnego tekstu o tej książce, choć wiem, że większość jest bardzo pozytywna. Bardzo. A wiadomo, że takich książek należy się bać, bo najczęściej nie są tak wspaniałe, jak próbuje się nam wmówić. Nie chciałam się niczym sugerować, chciałam, żeby na mój tekst miała wpływ tylko i wyłącznie sama opowieść. Zwłaszcza, że jak wiecie, ja rzadko sięgam po powieści, a jeszcze rzadziej o nich piszę. W tym przypadku od razu muszę napisać jedno – cokolwiek dobrego przeczytacie o Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie to będzie to prawda! Nie bójcie się wszechobecnych zachwytów. To jeden z tych przypadków, kiedy są zasłużone. Bo to taka książka, która mimo że mówi o bardzo konkretnych rzeczach, jest jednocześnie uniwersalna i każdy czytelnik może odebrać ją osobiście. To książka dotykająca trudnych tematów w tak doskonały sposób, że trafia do czytelnika bezbłędnie i powoduje, że czuje się on fizycznie źle podczas czytania. Książka, która uświadamia moc słów.
Przy takich tytułach bardzo doceniam wszystkich ludzi, którzy potrafią celnie je opisać. Kiedy książka wzbudza wielkie emocje, świadczy to o talencie autorki i tłumacza. Ale jak w obliczu takiej książki napisać tekst o niej, żeby nie był sentymentalny, tani albo egzaltowany? Taki, która odda siłę historii zawartej w opowieści? Chyba niewiele osób piszących o książkach jest w stanie to zrobić. Ja nawet nie będę próbować. Ale napisać czytajcie! muszę.
O czym jest książka? Opis na okładce jest przykładem perfekcyjnego opisu fabuły – mówi wszystko, ale tak naprawdę nic. Rzadko kiedy trafia się tak fantastycznie skonstruowany opis, dający przestrzeń czytelnikowi i szansę na to, by odkrywał książkę samodzielnie. Inni powinni brać z tego przykład: Trzynastoletni Jojo na swój sposób próbuje zrozumieć, co znaczy być dobrym człowiekiem. Stopniowo poznaje świat, czerpiąc zarówno z bliskich mu wzorców, rodzinnych opowieści oraz legend. Splot wydarzeń zabierze go w podróż do więzienia stanowego Parchman w mrocznym sercu Missisipi, gdzie natrafi na pewnego udręczonego chłopca, który nosi w sobie całe zło amerykańskiego Południa. On również nauczy Jojo czegoś na temat człowieczeństwa, a także dziedzictwa, przemocy i miłości.
Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie to historia, która zostanie z wami na dłużej, mogę wam to obiecać. Opowieści osadzone na amerykańskim Południu z reguły są mocne, większość z nich dotyka przecież istoty człowieczeństwa. Jesmyn Ward w historii jednego trzynastoletniego chłopca zamknęła wszystko to, co najważniejsze. To obraz Stanów, ale nie tych pięknych turystycznych, a tych codziennych, wykluczonych, na obrzeżach, biednych i bez przyszłości. To obraz ludzi i ich wzajemnych relacji, a przede wszystkim obraz rodziny. Dziedziczona bieda i beznadziejność losu, mieszane związki, przemoc, narkotyki, więzienie, niewolnictwo, duchy – to wszystko tu znajdziecie. Nawet pozytywne emocje i uczucia, takie jak miłość, oddanie, poczucie, że powinno się robić to, co właściwe, są skażone i nie takie, jakie być powinny. Jest w tej książce dużo chęci, dużo planów i zamierzeń, które życie ściera w proch i nie pozostawia żadnych złudzeń co do możliwości ich realizacji.
Ward umiejscawia swoich bohaterów w ciasnym świecie, z którego nie mają szans się wyrwać, a jednocześnie pokazuje, że na ich życie ma wpływ o wiele więcej czynników, niż się wydaje. Każdy z bohaterów zmaga się z własnymi demonami, każdy z nich mógłby być nazwany pełnoprawnym bohaterem opowieści, mimo że to Jojo jest naszym głównym narratorem. Losy ich wszystkich są tak mocno splecione ze sobą, że zachowanie jednej osoby ma natychmiastowy wpływ na inną. A czytelnik? Cóż, ja byłam mocno sponiewierana. Podczas lektury chce się coś zrobić, coś zmienić, uratować choć jednego bohatera. Chcemy, choć wiemy przecież, że to niemożliwe. Ta bezsilność jest obezwładniająca.
Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie to tekst przesiąknięty rozczarowaniem. Światem i ludźmi, zwłaszcza tymi najbliższymi. Każdy bohater ma swoje, ale to największe należy do Jojo. Im więcej Jojo uczy się o świecie, im więcej widzi i rozumie, tym bardziej jest rozczarowany. Każdy kolejny zawód jest jeszcze bardziej przeszywający. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się to najbardziej przejmującym uczuciem. Bo kiedy jesteś zły, przerażony albo kiedy ci smutno – to są emocje, z którymi można coś zrobić. Kiedy jesteś rozczarowany – nie pozostaje ci już nic.
Więc czytajcie. To piękna literatura, ta najlepsza, bo zostawiająca ślad w czytelniku.
♦
To mnie teraz zaciekawiłaś! książka książką A to jak ją przedstawiłeś i oposałaś daje nadzieję i chęci by sie przekonać i chcieć 🙂
Bardzo Ci dziękuję! O to chodziło!
Nie słyszałam o tej książce, a tu pojawia się informacja, że wszyscy chwalą 🙂 To trochę niepokojące, że ominęła mnie tak dobra powieść, ale nic straconego, postaram się nadrobić, mimo że już czuję się przytłoczona beznadzieją i smutkiem ogarniającym bohaterów.
Nadrabiaj, nadrabiaj 🙂 To bardzo przytłaczająca książka, ale zdecydowanie warta pozania 🙂
Raczej unikam takich powieści, ale jednak czasami nie mam ochoty uciekać od trudnych czy przytłaczających tematów, więc postaram się przeczytać.
Szczerze, nie miałam zamiaru po nią sięgać, choć czytałam kilka pozytywnych recenzji. Po Twojej recenzji nie mam jednak wyjścia. Uwielbiam książki, które zostawiają coś po sobie. Sięgnę:)
Koniecznie daj znać, czy Ci się podobała! 🙂