Harald Jähner || Tłumaczenie Arkadiusz Żychliński
Holocaust odgrywał w świadomości większości Niemców w okresie powojennym szokująco niewielką rolę. Niemało osób zdawało sobie wprawdzie sprawę ze zbrodni na froncie wschodnim, uznawano także fundamentalną winę wywołania wojny, jednak w myśleniu i odczuwaniu nie było miejsca na milionowe wymordowanie niemieckich i europejskich Żydów.
Bardzo lubię historyczną serię Wydawnictwa Poznańskiego, bo dzięki niej poznaję historię w bardzo przyjemny sposób. Gdyby ktoś mi kazał czytać podręcznikowo albo bardzo naukowo napisane opracowanie sytuacji w Niemczech po wojnie, w życiu bym tego nie zrobiła! Ten temat aż tak bardzo mnie nie interesuje! Ale czy na pewno? Bo historia podana w lżejszej formie, pod postacią tekstu dla wszystkich jest najczęściej ciekawa, niezależnie od tematu, jakiego dotyczy. Zwłaszcza, jeśli opowiada się o ludziach – a Harald Jähner w swojej książce właśnie na ludziach skupia się najbardziej.
Wojna pozostawiła w Niemczech około pięciuset metrów sześciennych ruin.
Zdecydowana większość książek, jakie czytałam na temat II wojny światowej były o Polsce. Nie jest to okres, który interesuje mnie jakoś mocno, ale wiecie, że bardzo lubię czytać literaturę obozową. Uważam, że takie książki powinno się czytać, nawet jeśli ich lektura nie jest komfortowa. Nie powinna być. Natomiast bardzo ciekawym doświadczeniem była lektura o powojennym świecie, ale niemieckim. To ważna książka, choćby właśnie z tego powodu – bardzo uświadamia, że Niemcy w świadomości dużej liczby osób są kimś, kto wojnę wywołał (więc w domyśle zasłużył na wszystko, co najgorsze), ale zazwyczaj zapomina się o tym, że Niemcy to również kraj złożony ze zwykłych obywateli, ludzi, którzy wojny wcale nie wybrali, ludzi, których wojna zniszczyła tak samo, jak obywateli innych krajów. Do tego oni musieli sobie poradzić z potężnym piętnem.
W postać w swego rodzaju powojennej wróżki przeobraziła się przy tym Trümmerfrau, kobieta ruin. (…) W Berlinie najcięższe prace były sprawą kobiet. W szczytowym momencie prac porządkowych harowało tutaj 26 tysięcy kobiet i tylko 9 tysięcy mężczyzn.
Jak to zrobić? Udawać, że nic się nie stało? Brzmi brutalnie i co najmniej dziwnie, ale okazuje się, że to była wykorzystywana strategia. Autor pisze o pierwszych dziesięciu latach po wojnie w Niemczech i przedstawia sytuację z bardzo różnych punktów widzenia. O większości spraw nie miałam pojęcia, dowiedziałam się dopiero z tej książki. Jak wyglądało odgruzowywanie miast? Kto to robił i dlaczego? Dowiedziałam się o istnieniu turystyki rumowiskowej – czegoś bardzo przerażającego, ale tak naprawdę wcale nie zaskakującego. Były nawet kursy fotografii na rumowiskach – jak zrobić zdjęcie, żeby było bardziej dramatycznie. Wyobrażacie to sobie?
W lecie 1945 w czterech strefach okupacyjnych żyło około 75 milionów ludzi. Ponad połowa nie tam, gdzie było ich miejsce albo dokąd chcieli trafić. Wojna zadziałała niczym potężna maszyna do mobilizacji, przesiedleń i deportacji. Kto przeżył, tego w końcu gdzieś wyrzuciła, często jednak daleko od miejsca, które kiedyś było jego domem.
Są w niej fragmenty trudne i trudniejsze – okazuje się, że trauma i tragedia ludzi jest wszędzie taka sama, niezależnie od ich narodowości. Jak wyglądała integracja ludzi napływowych z miejscowymi, jak nowa rzeczywistość była widziana oczami fotografów, artystów, jak była odzwierciedlana w filmach, piosenkach książkach. Jak wyglądały powroty z wojny i jakie problemy przez nie powstały, między innymi w wychowaniu dzieci. O czym pisano w czasopismach dla kobiet, jak niezależność kobiet stała się bodźcem do aktywności seksualnej, jakie były różnice między Niemcami Wschodnimi a Zachodnimi. Jak wyglądał czarny rynek, jak ludzie wykorzystywali trudne czasy od razu po wojnie i jak stolik w kształcie nerki wpłynął na zmianę myślenia.
Lata powojenne wyobrażamy sobie jako śmiertelnie poważne (…) A jednak w owych latach niewiarygodnie dużo było także tańca, zabaw, flirtów i miłości. Rzadko dochodzi to do głosu w filmach i opracowaniach literackich; tym rzadziej, im późniejsze są daty. Beztroskie ożywienie nie pasuje do fabularnej powagi jaką chciałoby się przedstawiać.
Jest w tej książce wielka historia, ale też mnóstwo ciekawostek. Nie miałam pojęcia na przykład, że to Adolf Hitler w 1933 roku nakazał Ferdinadowi Porschemu zaprojektowanie pojazdu o nazwie Volkswagen (z niem. „samochód dla ludu”). Nie miałam też pojęcia o Beathe Uhse, niemieckiej pilotce i biznesmence, która była założycielką pierwszego na świecie sex shopu. Dlatego to książka, którą warto przeczytać, nawet jeśli II wojna światowa nie pasjonuje was jakoś mocno. To książka, która pozwala spojrzeć na powojenny świat z całkiem nowej perspektywy.
W którymś momencie w tekście przeczytamy takie zdanie: W ruinach obok rabusiów i złodziei węgla brnęło także mnóstwo diagnostów współczesności, którzy próbowali nadać imię nieszczęściu. Harald Jähner próbował zrobić to samo po latach, patrząc na wszystko z perspektywy czasu. Moim zdaniem zrobił to bardzo dobrze, a czas, który minął okazał się niezbędny w diagnostyce tamtych czasów. Czas wilka to książka, dzięki której zwrócimy uwagę na rzeczy dotychczas niedostrzegalne, nauczymy się nowych rzeczy i przyjmiemy inna perspektywę patrzenia, choćby tylko na krótki czas lektury. To bardzo wartościowa rzecz!
♦
Zapowiada się bardzo ciekawa książka. Podobnie jak ty, pewnie nie sięgnęłabym po akademicki podręcznik opisujący to zagadnienie, ale taka publikacja może mnie już zaciekawić. Myślę też, że odpowiedni dystans czasowy od wojny jest potrzebny, żeby czytelnik był w stanie pomyśleć o tamtych czasach z zupełnie innej perspektywy niż zawsze, czyli właśnie o zabawie, rozrywce, niewygodnych tematach.
PS. Czemu zrezygnowałaś z komentarzy disqus? Zawsze wydawały mi się super opcją, ale nie było mnie trochę w blogosferze, więc może coś się zmieniło?
Hej! Bo niestety, ale wprowadzili reklamy albo opłaty. A komentarzy na blogu nigdy nie było za dużo, większość dyskusji toczy się jednak na Insta albo YT więc na razie usunęłam 🙂 Reklam nie chcę na pewno 🙂
Opłaty albo reklamy? Nie zauważyłam. Kurcze, to strasznie kiepsko, bo też nie chciałabym reklam. Wybacz, że tak drążę, ale wróciłam do blogowania po dłuższej przerwie i jak widać nie ogarniam. U siebie nie zauważyłam reklam, ale może to kwestia czasu?