Powieściopisarze to gatunek ludzi, którzy celowo zmieniają rzeczy niepotrzebne w potrzebne
Uwielbiam Murakamiego. Przeczytałam wszystko, co napisał. Żartuję, że czytałam go zanim był modny. I choć naprawdę bardzo lubię jego pisanie, wcale nie jestem w grupie która dałaby mu literackiego Nobla. Zawód: powieściopisarz to gratka dla wielbicieli Murakamiego – to możliwość zajrzenia w jego życie, poznania od tej bardziej prywatnej strony. W serii esejów dzieli się z czytelnikami poglądami, zdaniem na wiele spraw. Opowiada o wydarzeniach ze swojego życia. Wszystko obraca się wokół pisania, ale ponieważ pisanie wypełnia całe życie Murakamiego i jest mu w jakiś sposób podporządkowane, siłą rzeczy opowiada po prostu o sobie.
Nikt nie lubi samotności. Ja tylko nie próbuję się z nikim na siłę zaprzyjaźniać. To prowadzi do rozczarowań – Norwegian Wood
Jeśli ktoś lubi styl Murakamiego, jego pisanie, to książka zdecydowanie jest dla niego. Jeśli natomiast nie przekonał Was w żadnej powieści, tu również Was nie przekona. Zwłaszcza, że to taki Murakami w pigułce, jego kwintesencja, wyciągnięta i opisana przez niego samego. O czym jest ta książka? Murakami pisze po prostu o tym, czym dla niego jest pisanie. Opisuje swoje początki, opowiada o pierwszej powieści i o tym, dlaczego (i jak) ją w ogóle napisał. Zdradza, jak pisze, ile godzin dziennie, jak wygląda jego rytm dnia. Zastanawia się, czy pisarze są tolerancyjni, co to znaczy być oryginalnym i dla kogo tak naprawdę pisze swoje książki. Znajdziecie kilka słów o nagrodach literackich, znaczeniu i wartości szkoły, o wolności pisarza i możliwości stawania się codziennie kimś innym. Jest Hemingway, jest Zbigniew Herbert, jest gimnastykujący się Kafka. Jest Murakami w pigułce czyli literatura, muzyka, bieganie i baseball.
Muszę powiedzieć, że rzadko kiedy mam poczucie duchowego pokrewieństwa z innym człowiekiem. Spotkałam kilka takich osób w życiu, ale w stosunku do znanych ludzi raczej takich uczuć nie miewam (a przynajmniej wyrosłam z tego ;-)). A jednak z Murakamim jest trochę inaczej. Zawsze coś mnie do niego ciągnęło, a kiedy zaczęłam się nad tym zastanawiać, co to takiego, wymyśliłam. On jest człowiekiem składającym się ze wszystkich cech, które podziwiam, wyznającym i kierującym się w życiu zasadami, które ja również uważam za istotne.
Pierwsze wrażenie, jakie możecie odnieść po lekturze tej książki jest takie, że Murakami bardzo dużo przeprasza i bardzo często podkreśla, że to co pisze, to tylko jego własne, osobiste zdanie. To niesamowicie mądry facet, kosmopolita, a jednocześnie tak bardzo japoński. Wyznaje między innymi zasady żyj i daj żyć innym, nie wyciągaj pochopnych wniosków i nic na siłę. Dla niego wszystko jest tak po prostu. Lubię takie podejście, bo jest ono bardzo rzadkie. Ludzie nie są w stanie znieść innych ludzi z taką filozofią. Cały czas martwimy się, co inni powiedzą i co wypada, a co nie. Myślimy i przekonujemy sami siebie, że jesteśmy na coś za starzy, za młodzi, że coś jest nieodpowiedzialne albo głupie, że nie mamy talentu i żeby lepiej się nie wygłupiać.
Jesteśmy przede wszystkim wolnymi ludźmi, nie artystami. Zgodnie z moją definicją wolny człowiek robi co chce, kiedy chce i jak chce. Zamiast być artystą, który musi się przejmować opinią społeczeństwa i wkładać na siebie sztywny, formalny strój, lepiej jest być najzwyklejszym, wolnym człowiekiem.
A Murakami to człowiek, który nigdy w życiu nie zrobił czegoś przeciw sobie. Chciał prowadzić bar – to prowadził bez względu na to, co mówili inni. Chciał napisać powieść – to po prostu to zrobił. Chciał biegać, choć wszyscy się patrzyli na niego jak na idiotę? Po prostu zaczął biegać. Nie interesują go inni ludzie, interesuje go własne życie. Słucha się intuicji, żyje swoim rytmem, w zgodzie przede wszystkim z samym sobą. Imponuje mi to, staram się być taka sama. Moim zdaniem to najlepszy przepis na satysfakcjonujące życie. Łączy nas też kotowaty charakter – jeśli ktoś każe iść w prawo, ty odwracasz się w lewo.
Dlaczego powieści Murakamiego tak bardzo zapadły mi w serce? Myślę, że głównym powodem jest to, że nic się w nich nie dzieje, a jego głównymi bohaterami są ludzie, z którymi ja mogę się identyfikować – zwykli, często przezroczyści, samotnicy i odludkowie. Okazuje się, że sam Murakami taki jest i że bardzo dużo dał z siebie swoim bohaterom. Jak sam pisze, z natury nie bardzo lubię się przyłączać do jakichś grup i robić coś wspólnie z nimi. Ale to tak naprawdę temat na całkiem osobny wpis…
Podsumowując – jeśli lubicie Murakamiego, ta książka będzie dla Was wielką przyjemnością. To spojrzenie oczami ulubionego pisarza na świat, to podróż w jego towarzystwie, to wizyta w jego gabinecie. Poznacie trochę japońskiego świata, choć nie nastawiajcie się absolutnie na jakieś literaturoznawcze eseje. Murakami na każdym kroku podkreśla, że pisze o sobie i swoim postrzeganiu. Ale pisząc o sobie jest w stanie też wiele przekazać o swoim otoczeniu.
♦
I na koniec cytat (długi, ale warto go przytoczyć w całości), który idealnie określa Murakamiego (i mnie, i pewnie wielu z Was):
Nie mam w sobie nic zwariowanego.Naprawdę tak uważam. Może nie można mnie nazwać przeciętnym, ale nie jestem zwariowany. Jestem wyjątkowo normalny na swój sposób. Bardzo prosty. Prosty jak strzała. Istnieję tylko ja w bardzo neutralny nieunikniony sposób. Jest to oczywisty fakt i nie przejmuje się za bardzo jak inni mnie postrzegają. To jak inni mnie widzą nie ma ze mną żadnego związku. To nie mój problem lecz ich. Pewnego typu ludzie uważają mnie za wyjątkowego głupca, inni uważają mnie za wyjątkowo wyrachowanego. Mnie to specjalnie nie robi różnicy. Nie jest to ważny problem. Na świecie nie ma nieporozumień, są tylko różnice zdań.Przynajmniej taka jest moja opinia.
Są także tego typu ludzie których pociąga ta moja normalność. Jest ich bardzo niewielu lecz niewątpliwie istnieją. Przyciągamy się wzajemnie i oddalamy bardzo naturalnie, jak planety zawieszone w ciemnej przestrzeni kosmosu. Przychodzą do mnie stykamy się,a pewnego dnia odchodzą. Stają się moimi przyjaciółmi kochankami a nawet żonami. W niektórych wypadkach dochodzi między nami do konfrontacji, ale tak czy inaczej wszyscy ode mnie odchodzą. Rezygnują albo tracą nadzieję, milkną i odchodzą. W moim pokoju jest dwoje drzwi. Jedne są wejściem, drugie wyjściem. Nie działają wymiennie. Nie można wejść wyjściem ani wyjść wejściem. Tak jest ustalone. Ludzie przychodzą wejściem i odchodzą wyjściem. Są różne sposoby wychodzenia i wychodzenia, lecz tak czy inaczej wszyscy wychodzą. Niektórzy odeszli chcąc wypróbować inne możliwości, inni nie chcieli tracić czasu. Niektórzy zmarli. Nie pozostał nikt. W pokoju nie ma nikogo. Tylko ja. Zawsze jestem świadom nieobecności tych którzy odeszli. Widzę jak tu i tam unoszą się po kątach niczym pył w powietrzu wypowiedziane przez nich słowa, ich oddechy i piosenki które lubili nucić. Zdaje się, że widzieli mnie takim jakim byłem w rzeczywistości. Dlatego przyszli do mnie i wkrótce odeszli. Uznali moją normalność i szczere intencje (nie przychodzi mi do głowy inne określenie ), by tę normalność zachować. Próbowali mi coś powiedzieć, otworzyć się przede mną. Większość z nich miała dobre serce, lecz ja nie mogłem im nic dać. Nawet gdyby udało mi się coś dać, nie byłoby to wystarczające. Zawsze starałem się dać im tyle, ile mogłem. Zrobiłem wszystko, co mogłem. Ja też u nich czegoś szukałem, ale w końcu nic z tego nie wyszło i odeszli.
Oczywiście bardzo mnie to bolało.
Jeszcze boleśniejsze było to że odchodzili zawsze smutniejsi niż kiedy do mnie przyszli. Odchodzili lecz coś się w nich zużywało. Zdawałem sobie z tego sprawę. O dziwo wyglądali na znacznie bardziej zużytych ode mnie. Dlaczego? Dlaczego zawsze jestem opuszczany? Dlaczego zawsze zostaje mi w dłoni czyjś zużyty cień? Dlaczego? Nie wiem.
Dane są niewystarczające. Dlatego nigdy nie ma odpowiedzi. Czegoś brakuje.
Tańcz , tańcz , tańcz
♦
O tej książce przeczytacie jeszcze:
◊ Koniecznie u Kota Nakręcacza
◊ Na stronie Krytycznym Okiem
◊ I na stronie Szczere Recenzje
♦
Ja nie przeczytałam jeszcze wszystkiego Murakamiego, ale również go uwielbiam i też zwykłam mówić, że czytałam go zanim to było modne. 😉 Choć możliwe, że nie całkiem tak było i siedem lat temu był już modny, ale ja o tym nie wiedziałam i w moim środowisku tylko ja go czytałam, stąd takie moje przekonanie. 😉
Mnie także, jak i Ciebie, zawsze bardzo ciągnęło do Murakamiego, choć z trochę innych powodów – taki typowy bohater jego książek to po prostu osoba, z którą mogłabym się zaprzyjaźnić, a w czasach, gdy byłam samotnym nerdem nieznającym blogosfery oraz innych nerdów spoza niej, czułam, że czytanie jego książek jest jak spotkanie z przyjacielem, którego wtedy nie miałam. To mi dużo dawało i nadal, gdy mam zły humor, dużo daje.
Ach, wychodzi na to, że Murakami ma naprawdę mądre podejście do życia – koniecznie muszę tę książkę przeczytać. 😉
Też mam podobnie. Nie mam pojęcia, co jest w książkach Murakamiego, ale trafiają bezbłędnie 🙂 Spodoba Ci się ta książka 🙂
Herbert?? Heeerbert??
Przyznaję, że bardzo mnie tym zaskoczyłaś 😉 ogólnie nie lubię prozy Murakamiego, chociaż co jakiś czas robię kolejne podejścia (ostatnio były to opowiadania “Mężczyźni bez kobiet”, taknamarginesie.wordpress.com/2017/09/01/w-poszukiwaniu-kompasu-haruki-murakami-men-without-women/)… i wcale nie zamierzałam czytać “Zawód: powieściopisarz”, bo mogłoby to okazać się kolejnym zawodem… Za to przytoczony przez Ciebie cytat zachęcił mnie do lektury “Tańcz, tańcz, tańcz” ;D i kto wie, może to będzie coś łatwiej dla mnie strawnego.
Pozdrawiam!
Bo w Murakamim można znaleźć coś dla siebie – myślę, że każdy by mógł. Ale ma specyficzny sposób pisania, który potrafi odstraszyć 🙂 I tak, w środku jest wzmianka o Herbercie 😉
Ja pozostanę przy czytaniu recenzji tej akurat książki. Murakamiego lubię, bardzo lubię lub uwielbiam (zależnie od książki), ale jakoś nie chcę go aż tak dobrze poznawać. Ale “Tańcz, tańcz, tańcz” to chyba moja ulubiona książka tegoż autora. A Twoje jakie są?
Zaczynałem od “Norwegian Wood” – akurat, gdy powoli zaczynała się moda. Miałem tę przewagę, że wpadł też przyjaciel i po angielsku dużo go czytaliśmy.
O, a wiesz, jakoś nie pomyślałam, że akurat Ty możesz go uwielbiać (nie pytaj dlaczego!). Myślę, że możesz spokojnie ją przeczytać – może mówi o sobie trochę, ale ciągle czuć dystans i to, że nie zdradza wszystkiego. Dalej pozostaje tajemniczy i trochę nieokreślony, tak mi się wydaje…
A ulubione książki? To trudne pytanie, bo większość czytałam dawno temu. Zaczęłam od “Przygody z owcą” i mam do niej olbrzymi sentyment. Najbardziej chyba lubię “Tańcz, tańcz, tańcz”, “Norwegian Wood”, “Kronika ptaka nakręcacza” 🙂
[…] zakładki z okazji premiery odcinków Gilmore Girls. Rok z życia. A teraz, pod wpływem lektury Zawód: powieściopisarz Murakamiego przypomniałam sobie, jak bardzo podobają mi się cytaty z jego powieści. I pomyślałam, […]
[…] razy się załapał – przy okazji zbioru opowiadań Mężczyźni bez kobiet, książki Zawód: Powieściopisarz i ostatniej powieści czyli Śmierć Komandora. Zrobiłam też kiedyś zakładki ze swoimi […]