Jedyny łatwy dzień był wczoraj
motto Fok
Mark Owen to pseudonim byłego członka Navy SEALS, który po odejściu ze służby napisał dwie książki. W pierwszej, Niełatwy dzień, opowiada o swoich misjach, najwięcej miejsca poświęcając operacji Trójząb Neptuna, której celem było zabicie Osamy bin Ladena. Nie czytałam jej, ale już druga jego książka zwabiła mnie tytułem. Zwykły bohater obiecywał coś więcej niż tylko wspomnienia żołnierza o misjach i walkach. Tematyka sił specjalnych bardzo mnie interesuje, ale bardziej z perspektywy psychologicznej, zaglądania od kuchni, jak to działa niż same misje, opisy walk, broni i taktyk. Cóż, może dlatego, że dziewczę ze mnie 😉 W każdym razie sięgnęłam po Zwykłego bohatera i jestem bardzo zaskoczona. Już piszę dlaczego.
W książce Mark opowiada o swoim życiu – od początku fascynacji siłami SEALS, przez egzaminy do jednostki, słynny Hell Week, pierwsze misje, aż do pozycji jednego z lepszych operatorów i podjęcia decyzji o odejściu. Myślę, że kluczem do tej książki jest motywacja autora do jej napisania. Mark Owen przyznaje, że chciał pokazać, że komandosi nie są superbohaterami. To ludzie, którzy swoim charakterem, swoją ciężką pracą, podejściem do życia i do kolegów z zespołu stali się najlepsi. Mark pokazuje proces przekształcania się młodego chłopaka pełnego ideałów w najlepszego komandosa. Bycie w Navy SEALS to jest bohaterstwo, ale zwykłe, bo ludzkie.
Kilka faktów. Siły SEALS to Siły Specjalne Marynarki Wojennej. Skrót pochodzi od angielskich słów określających trzy główne środowiska działania – sea, air i land. I coś, co mnie totalnie zaskoczyło swoją dziwnością – Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych dysponuje delfinami butlonosymi, przeszkolonymi do zwalczania płetwonurków przeciwnika! Książka została ocenzurowana, w zamieszczonych zdjęciach twarze są zakryte. Nie przeszkadza to w czytaniu, do zdjęć wybrałam fragmenty najbardziej rzucające się w oczy. Nadaje to jedynie taki ciekawy smaczek, bo podświadomie czytelnik zaczyna się zastanawiać, co tam jest pod tymi czarnymi paskami.
Mark wyznaje bardzo bliską mi filozofię życiową – “skup się na swoim małym świecie”. To myślenie, które uwalnia nas od rzeczy, na które nie mamy wpływu. Okazuje się to być podstawą szkolenia w siłach specjalnych, podstawą przetrwania. Niby proste, ale jak bardzo często ludzie nie umieją odpuścić, marnują życie na przeżywanie spraw, których nie mogą zmienić, spalają się. Drugie, najbardziej fantastyczne rozwiązanie, jak radzić sobie z problemami i ze stresem: “Wiesz jak się je słonia? Po kawałku”. Jeden problem naraz. Ignorujemy rzeczy, na które nie mamy wpływu. Tak samo robił mój ukochany Mark z Marsjanina. W połączeniu ze sobą, te dwa hasła urastają do rangi przepisu na dobre życie. Dlatego książka tak bardzo mnie zaskoczyła i mogę ją polecić każdemu, nawet komuś, kogo siły specjalne w ogóle nie interesują.
Strach i stres to zupełnie różne sprawy. Kontrolowanie małego świata jest kluczowym sposobem na pokonanie strachu, ale stres jest znacznie trudniejszy do opanowania, ponieważ powodują go rzeczy, które nie są pod twoją kontrolą
Książka jest o komandosach, ale te wszystkie rady, spojrzenie na świat, które jest w niej zawarte, warto sobie przyswoić. My nie idziemy na wojnę, małe szanse, żebyśmy zostali komandosami, ale one najzwyczajniej w świecie robią z nas mądrzejszych, bardziej świadomych ludzi. Kolejna rzecz, która zwróciła moją uwagę – autor ma lęk wysokości, ale w czasie swojego szkolenia zgłaszał się na każdy skok spadochronowy na jaki mógł, bo wiedział, że nie ma lepszego sposobu, żeby pokonać swoje ograniczenia. Kto tak robi w swoim życiu? Uciekamy od tego, czego się boimy. Jeśli mamy lęk wysokości, po prostu nie wchodzimy na wysokie budynki (tak jak ja). W codziennym życiu nie mamy aż tak wielkiego parcia na to, żeby pokonywać swoje ograniczenia. Akceptujemy je, może nawet lubimy, bo przecież tacy jesteśmy, to nasza tożsamość. Przebiega tutaj bardzo cienka granica pomiędzy faktycznym brakiem potrzeby samorozwoju, a lękiem przed wyjściem z własnej strefy komfortu.
Po raz kolejny – jestem bardzo, ale to bardzo zaskoczona tą książką. Tak bardzo, że nawet nie wiem co napisać. Bo z jednej strony wiem, że czytałam książkę członka jednych z najbardziej elitarnych sił specjalnych na świecie, żołnierza, opowiadającego o misjach i trudach służby. Z drugiej strony czuję się tak, jakbym przeczytała poradnik psychologiczny pod tytułem “Jak dobrze żyć”. Oczywiście jest mnóstwo opisów z akcji, opisów baz wojskowych i tego całego życia w oddziałach specjalnych. Więc jeśli ktoś sięga po nią właśnie dlatego, nie zawiedzie się. To, o czym ja mówię, to wartość naddana. Wartość, której się nie spodziewałam po takiej książce i dlatego mówię o tym głośno. Jeśli wpadnie wam w ręce – to czytajcie. Okazuje się, że SEALS zna receptę na dobre i udane życie. To niesamowite, jak bardzo szkolenie wojskowe i podejście do wielu spraw może przekładać się na codzienne życie zwykłego człowieka. Przecież nie każdy nadaje się się na bycie żołnierzem. A okazuje się, że to, czego uczą ich w jednostce specjalnej, powinno być pakowane do głowy każdemu człowiekowi. Może w trochę mniej brutalnej formie, ale jednak.
Ta książka i jej autor mają w sobie taką cudowną mądrość życiową. Każdy rozdział ma pewnego rodzaju podtytuł. Cel. Pewność. Strach. Stres. Nastawienie. Zaufanie. Komunikacja. Relacje międzyludzkie. Odpowiedzialność za czyny. Dyskomfort. Ewolucja. Szufladkowanie. Brzmi trochę jak z jakiegoś poradnika, prawda? A jednak w ustach byłego członka Navy SEALS nabierają one kształtu, sensu i wartości. Ta książka jest po prostu o tym, jak pokonywać przeszkody stojące na drodze do bycia lepszym – “Jednym z powodów, dla których moi koledzy i ja umiemy tak wiele, jest stała chęć rozwijania się”.
Poznajemy również trochę historii tworzenia sił specjalnych. Mark Owen zwraca uwagę na jedną ciekawą rzecz, kiedy pisze o tym, że oddziały sił specjalnych zawsze składały się i składają z ludzi, którzy potrafią działać zespołowo, a ponadto nigdy się nie poddają i za wszelką cenę chcą zrealizować zadanie. Owen przywołuje ogłoszenie, które Ernest Shackleton zamiesił w gazecie w poszukiwaniu uczestników na ekspedycję na Antarktydę:
Poszukiwani mężczyźni na niebezpieczną wyprawę. Niska płaca, wściekle zimno, ciągnące się godziny w zupełnych ciemnościach. Bezpieczny powrót niepewny. Zaszczyty i uznanie, jeśli się uda
Piękne prawda? Nikt o zdrowych zmysłach nie powinien odpowiedzieć na takie ogłoszenie. Dzisiaj zostałoby ono wyśmiane i zrównane z ziemią. Być może nie przez wszystkich, ale raczej przez większość. A jednak są jeszcze ludzie, którzy widzą więcej niż czubek własnego nosa, którzy robią więcej niż większość z nas, którzy mają marzenia, cele i zadania i robią wszystko, by je zrealizować. Są jeszcze wariaci, którzy pomagają bezinteresownie, którzy chcą robić w życiu coś niezwykłego, którzy nie chcą być przeciętniakami. I to jest fantastyczne, bo od takich ludzi właśnie, taki przeciętniak jak ja, może się uczyć, może ich podziwiać i mogą go inspirować. A każda osoba zainspirowana w jakiś sposób staje się za każdym razem trochę mniej przeciętniakiem, a trochę bardziej takim samym wariatem jak oni 🙂
Dla osób z zewnątrz kurs BUD/S wygląda jak chory sen sadysty, ale właśnie podczas niego nie tylko uczymy się adaptacji do trudnych warunków, ale też zaczynamy je doceniać
ps Mark Owen był członkiem ekipy, która odbijała kapitana Philipsa. Możecie obejrzeć film Kapitan Phillips ze świetnym jak zawsze Tomem Hanksem
Zawsze lubiłem oglądać na Discovery i innych takich programy poświęcone komandosom i ich szkoleniom. Była w tym jakaś fascynacja tym, jak człowiek potrafi przekraczać siebie. Zdaję sobie sprawę, że przynależność od najlepszych służb wymaga też inteligencji, ale i tak duży dyskomfort budzi we mnie to, że jednym z głównych celów, do których są szkoleni jest zabijanie. Jest to nieodzownie wpisane w ten “zawód”.
Dokładnie taka sama fascynacja mnie pcha do takich książek 🙂
Raczej rzadko sięgam po tego typu tytuły, jednak ta powieść bardzo mnie ciekawi, a zwłaszcza te paski, które zakrywają zdania. Mam nadzieję, że uda mi się ją w najbliższym czasie zdobyć i przeczytać 🙂
Zaciekawiła mnie ta recenzja. Lubię czytać o ludziach, którzy swoim życiem pokazali, że bycie bohaterem to nie tylko gloria ale i przede wszystkim poświęcenie. Jak się odkopię z czytelniczego dołka, na pewno sięgnę po tę książkę 🙂
Pozdrawiam,
Ja też uwielbiam takie historie 🙂 Dlatego “Zwykły bohater” tak bardzo mnie zakoczył, pozytywnie 🙂
Ta książka może być ciekawa i może mi się spodobać. 🙂
[…] weźmiecie z niej bardzo dużo Przy okazji chciałabym wam przypomnieć inną książkę – Zwykłego bohatera Marka Owena. Książka o komandosach w dalszym ciągu pozostaje jedną z lepszych motywacyjnych […]
[…] mogłabym na podstawie tego, co piszą, stworzyć receptę na dobre życie. W recenzji książki Zwykły bohater zachwycałam się podejściem i radami komandosa. Teraz zachwycam się radami astronauty. Tak […]
[…] kto myśli, że jest pępkiem świata i że inni odnoszą sukcesy, bo na pewno mają łatwiej. I Zwykły bohater, książka o tyle zaskakująca, że jest napisana przez byłego członka Navy SEALS. I powiem wam, […]