Wiele nauczyłem się od ludzi z drugiego końca świata, którzy ciężko pracują na każdą garść ryżu i kawałek jednego dachu nad głową (…) Nauczyli mnie, jak czekać na miłość i jak pokochać czekanie, które jest piękniejsze od samego celu. Nauczyli mnie, jak znajdować radość w drobnych rzeczach, które na pierwszy rzut oka wydają się całkiem zwyczajne, zamiast pragnąć wielkich wyczynów pozostających na granicy mojej egzystencji. Nauczyłem się, że mogę osiągnąć nawet to, co wydaje się nieskończenie odległe, niedostępne, jeśli tylko będę nieskończenie cierpliwy i poddany się równie niedostępnej tęsknocie.
Nejc Zaplotnik Pot
Bernadette McDonald to kanadyjska autorka, która pisze o wspinaczce wysokogórskiej. U nas na rynku ukazały się jej dwie książki. Ucieczka na szczyt to historia polskiego himalaizmu. To książka, którą właściwie każdy powinien przeczytać (w tym momencie mój własny egzemplarz patrzy na mnie z wyrzutem, bo ciągle stoi w kolejce). W październiku 2015 roku została wydana kolejna książka McDonald – Alpejscy wojownicy. Trochę później nawiązałam nową współpracę z księgarnią Nieprzeczytane.pl i długo nie zastanawiałam się nad wyborem – to musiała być książka McDonald!
Alpejscy wojownicy to opowieść o słoweńskich wspinaczach. Dla mnie to absolutnie nowy teren. Czytałam już wiele książek o wspinaczach, wiele mówi się, że zimowe wspinanie wymyślili Polacy i że jesteśmy w tym najlepsi. Często spotyka się różne nacje w opowieściach z gór – Amerykanów, Australijczyków, Rosjan, Włochów itd. Ale próbuje przypomnieć sobie chociaż jedno nazwisko jakiegoś Słoweńca i nie umiem. Wynika to oczywiście tylko i wyłącznie z moich braków. Więc tym bardziej ucieszyłam się, że autorka postanowiła wziąć na warsztat tym razem Słoweńców. Jak sama pisze – Pragnęłam szukać prawdy o tym pokoleniu wspinaczy, którzy wyrośli na gruzach drugiej wojny światowej, w nowej Jugosławii, i którzy przeżyli potem jej tragiczny i gwałtowny rozpad. O grupie ludzi, którzy doświadczyli trudów codzienności i biedy, którzy walczyli w podłych wojnach, za co ich później potępiono, i którzy próbowali zrozumieć otaczającą ich retorykę ideologiczną, podległą ciągłym zmianom. W całym tym zamęcie nie stracili nigdy pasji do wspinania.
McDonald opowiada nam o słoweńskim wspinaniu przeplatając ze sobą rozdziały o historii kraju z biografiami konkretnych wspinaczy. Łączy te rozdziały w sposób wręcz niewidoczny, tak, że mamy wrażenie czytania jednej, długiej opowieści. A jednocześnie poznajemy słoweński himalaizm z tylu stron, z ilu się da. Od najszerszej perspektywy ideologicznego państwa, wydarzeń historycznych i ich konsekwencji, do tej najwęższej perspektywy jednego człowieka, dla którego czasami liczy się tylko on i góra.
Poznajemy nazwiska, twarze, historie konkretnych, tych najlepszych wspinaczy. Nejca Zaplotnika, którego książka Pot ukształtowała filozofię wspinania Słoweńców. Aleša Kunavera, który jest nazywany założycielem jugosławiańskiego himalaizmu. I wielu, wielu innych – Stane Belak (Šrauf), Marjan Manfreda, Viki Grošelj, Marko Prezejl, Silvo Karo, żeby wymienić tylko kilku. Czytamy o młodych chłopakach, którzy chcieli się wspinać i czuć wolność. Aby to robić, budowali sami swój sprzęt i wspinali się tam, gdzie tylko mogli. Słoweńcom nic nie przeszkadzało snuć ambitnych planów, które nijak nie przystawały do rzeczywistości. Czytamy o wielkiej sile marzeń, o tym, jak jeden człowiek może inspirować i stać się siłą sprawczą czegoś wielkiego.
Poznajemy również ducha całego narodu, i to co ich ukształtowało. McDonald pisze o dwóch cechach, które dla wszystkich Słoweńców są wspólne – samowystarczalność i zapał, ukształtowane przez historię kraju oraz gotowość do obrony ich narodu, języka, kultury oraz alpinistycznej reputacji. Czytamy o najwyższej górze Słowenii Triglav, która jest jednocześnie symbolem narodowym. Większość wspinaczy przyznaje, że ich dusze ukształtowały się właśnie pod wpływem tych gór, które w ich ojczyźnie zawsze miały symboliczne, niemal mityczne znaczenie. Poznajemy ich dążenia do tego, by zadziwić świat i ambicje – jugosłowiańska specjalnością stało się wyznaczanie nowych tras, a nie wchodzenie znanymi już szlakami.
McDonald zabrała nas w podróż od samych początków słoweńskiego himalaizmu, kiedy nikt się po nich niczego nie spodziewał, i kiedy w ogóle nie istnieli w światowym himalaizmie, przez złote lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte, kiedy byli najlepsi (lata siedemdziesiąte były okresem zmiany podejścia do najwyższych szczytów, wtedy to bowiem najambitniejsi himalaiści porzucili oczywiste (i łatwiejsze) trasy na rzecz potężnych ścian, a w tym Słoweńcy byli najlepsi), aż po wspinaczy okresu przejściowego, którzy należeli do starej generacji, ale ich metody już do przyszłości. Swoją opowieść kończy ostatecznie na zmierzchu starego pokolenia i pojawieniu się nowego, czasów, kiedy indywidualne sukcesy i osobiste cele stały się ważniejsze od sukcesów zespołowych ku chwałę ojczyzny.
Jestem pod ogromnym wrażeniem. Czuję się tak, jakbym poznała grupę nowych przyjaciół. Książki o wspinaczach, o himalaiźmie i wspinaczce wysokogórskiej zawsze są fascynujące, ale Bernadette McDonald ma talent do opowiadania o tym temacie. Wyszła jej w sumie całkiem romantyczna książka – bo Słoweńcy to ostatecznie romantyczni goście. McDonald perfekcyjnie ujęła połączenie tej wrażliwości z brutalnością wspinania, poezji z fizycznością. Naprawę świetna rzecz! I mnóstwo kolorowych zdjęć! ♥
♦
Recenzja powstała we współpracy z księgarnią internetową
[…] My mogliśmy do tej pory przeczytać dwie – Ucieczkę na szczyt o polskich wspinaczach i Alpejskich wojowników o wspinaczach słoweńskich. Krzysztofa Wielickiego chyba nie trzeba przedstawiać – napiszę […]