Czy już wiecie, jak sobie radzę z przeszłością? Jak człowiek po śmierci potrafi żyć i nie oszaleć?
Reportaże Wojciecha Tochmana były jednymi z pierwszych, jakie czytałam. To były pierwsze książki, które musiałam odkładać w trakcie lektury, bo nie dawałam rady. Do tej pory pamiętam emocje, jakie mi wtedy towarzyszyły. I choć potem przeczytałam wiele innych reportaży, takich, które chwyciły mnie za serce i zostały na bardzo długo w głowie, to Wojciech Tochman w dalszym ciągu prowadzi w moich osobistych rankingach. To jeden z niewielu autorów, których książki czytam, niezależnie od tematu. Reportaże zazwyczaj wybieram właśnie tematycznie – czytam te, które są o ciekawych miejscach dla mnie albo opowiadające interesujące mnie historie. Wojciecha Tochmana przeczytam wszystko.
Czasami pomiędzy autorem i czytelnikiem jest chemia, to jak pisze autor jest dokładnie taką formą, w jakiej czytelnik chce, by opowiadać mu o świecie. Ja tak mam z Tochmanem. Jeśli czytaliście jego książki, wiecie, że ma specyficzny styl. Pisze zwięźle, krótkimi i prostymi zdaniami, pozornie bez emocji. Jego opowieści to rzucone hasła, puenty, podsumowania. Sceny z życia bohaterów, opisane detale codzienności, fragmentaryczność. Nie każdemu będzie to odpowiadać, nie każdy to doceni.
Ja uwielbiam. Przede wszystkim za przestrzeń, jaką autor daje mi, czytelnikowi. Podziwiam oszczędność słów – za nią idzie zwielokrotnione znaczenie każdego słowa. Każde zdanie może być punktem wyjścia do moich przeżyć i przemyśleń. Tochman pisze Sześć tysięcy ludzi bez kanalizacji i nie musi pisać więcej. To zdanie niszczy mnie bardziej, niż gdybym dostała dokładny opis na trzy strony. Po takich krótkich zdaniach, stwierdzających rzeczy oczywiste, muszę książkę odkładać na moment. Nie wiem, jak autor to robi, ale zawsze dociera do sedna, do tej najważniejszej rzeczy, którą trzeba opowiedzieć. Docenia inteligencję czytelnika, wierzy w to, że sam wyciągnie wnioski, że dostrzeże to, co ważne, że przeczyta między wierszami. Jak znaleźć odpowiednie słowo na opisanie świata po ludobójstwie? Jak rozmawiać z ludźmi, którzy to przeżyli? Jak przy tym nie wpaść w sentymentalizm, górnolotność, przesadę? Jak językiem bez emocji oddać najbardziej przerażające uczucia i sytuacje, jakich człowiek może doświadczyć? Wojciech Tochman to wszystko potrafi.
Opowiadanie o ludobójstwie do łatwych nie należy. Kambodża Wojciecha Tochmana przerażała, ale jak sam mówi ciemność jest naturalnym środowiskiem reportera. Świat jasno oświetlony nie jest dla reportera tematem. Tematem jest to, jak ludzie żyją w Kambodży 40 lat po Pol Pocie. Tematem jest więzienie ludzi psychicznie chorych w klatkach, wyzysk, niewolnicza praca dzieci, beznadziejność egzystencji i ten zaklęty krąg biedy, z którego nie sposób się wyrwać. Tematem są losy konkretnych osób – tych, co przeżyli ludobójstwo i tych, którym się to nie udało, lekarzy w kraju bez leków, dzieci w kraju, w którym okazywanie emocji jest zapomniane. Tematem jest wizyta w Muzeum Ludobójstwa, zderzenie dwóch światów (turysty i mieszkańca), zespół złamanej odwagi. Tematem jest w końcu sam świat, w którym często śmierć jest lepsza niż przeżycie.
Wojciech Tochman lepi z tego wszystkiego obraz Kambodży. Proste, krótkie zdania. Hasła. Detale, które na pierwszy rzut oka wydają się zbędne, ale które po pewnym czasie nabierają sensu. To one budują świat, który tworzy autor, to dzięki nim możemy zrozumieć bardziej to, co czytamy, choć wydaje się to zupełnie niezrozumiałe. Dzięki nim przenosimy się do Kambodży. Dodatkową wartością książek Tochmana jest to, że pisząc o ludobójstwie w dalekim kraju, jednocześnie pokazuje, że ludobójstwo to proces, który może zajść wszędzie. Zostawia w nas niepokój.
Pianie kogutów, płacz psów przeczytałam już dwa razy i wiem, że na pewno przeczytam jeszcze kilka razy. Czekałam na nią bardzo długo, zamierzać też długo ją czytać. Wam też polecam przynajmniej dwukrotną lekturę. Ta opowieść brzmi trochę inaczej za drugim razem. Bo pierwszy raz skupiamy się na warstwie informacyjnej, na poruszanych tematach, bohaterach, wątkach społecznych i politycznych. Za drugim razem dochodzą do głosu emocje.
Chciałabym, żeby Tochman opowiadał mi o całym świecie.
♦
– Jeśli temat Kambodży Was zainteresował, koniecznie sięgnijcie po książkę Uśmiech Pol Pota Petera Fröberga Idlinga
– Jedną ze wspomnianych postaci w książce jest Nhem Ein, fotograf, który robił zdjęcia więźniom przed śmiercią. Podobną opowieść mieliśmy już okazję poznać w książce Fotograf o syryjskim reżimie. Jest też przecież Wilhelm Brasse, fotograf z Auschwitz. Potrzeba uwieczniania zbrodni na zdjęciach może być ciekawym zagadnieniem do zbadania.
– Dla mnie obowiązkową lekturą po tej książce jest wspomniany esej Susan Sontag Widok cudzego cierpienia.
♦
[…] sięgnięcia po reportaż Grzegorza Sterna był trochę Wojciech Tochman i jego ostatnia książka Pianie kogutów, płacz psów. Pisze w niej o Kambodży, a ja pomyślałam, że w zasadzie naprawdę mało wiem o tamtej […]