Wszyscy wokół albo oszuści, albo komedianci, albo ludzie bezdennie słabi. Ja miotam się bezsilnie, bo oczywiście „babie” nie pozwoli przecież nikt z tych mężów stanu polityki prowadzić, a tymczasem wierzcie mi, że my byśmy tę politykę o całe niebo dalej i lepiej prowadziły niż oni! – pisała w 1916 r. do męża Zofia Moraczewska.
Czasami pojawiają się książki niespodzianki. Takie, przy których byłam pewna, że raczej mnie nie zainteresują. Posełki przez chwilę były taką opowieścią – ale bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że przecież to bardziej opowieść o kobietach niż o polityce. Ja jestem bardzo apolitycznym stworzeniem i wszystko, co z nią związane niemiłosiernie mnie nudzi i bardzo mnie nie obchodzi. Pewnie to trochę niedobrze, ale nikt nie może być idealny. Kiedy przyjrzałam się bliżej Posełkom zmieniłam zdanie i rzuciłam się na czytanie. I przeczytałam w jeden dzień, bo nie mogłam się oderwać!
Olga Wiechnik opowiada kilka historii jednocześnie, a wszystkie je zamyka w ramach biografii ośmiu kobiet. Tych, które weszły do Sejmu Ustawodawczego po odzyskaniu niepodległości. O niektórych wiemy bardzo dużo, o innych prawie nic, ale autorka starała się pokazać je wszystkie jak najpełniej. Zofia Moraczewska, Zofia Sokolnicka, Maria Moczydłowska, Jadwiga Dziubińska, Anna Piasecka, Gabriela Balicka, Franciszka Wilczkowiakowa i Irena Kosmowska. Niesamowite kobiety, które obchodziła przyszłość własnego kraju, które chciały go ulepszać, kształcić mieszkańców i dawały bardzo dużo z siebie. Olga Wiechnik opisuje ich życie, pokazuje drogi, jakimi trafiły do sejmu, rolę, jaką tam odegrały i jak ich obecność wpłynęła na polską politykę, a tym samym na polską rzeczywistość – ówczesną i tą dzisiejszą.
Na kawałku kartki notuje listę zakupów: trzy pary kalesonów, dwie pary mankietów, trzy kołnierzyki, trzy pary skarpetek.
A na odwrocie zapisuje najważniejsze sprawy do załatwienia: równa płaca za równą pracę, dopuszczenie kobiet do stanowisk, rewizja prawa cywilnego, ochrona macierzyństwa
(notatka Zofii Moraczewskiej w zbiorach Biblioteki Narodowej)
To wszystko jest szalenie ciekawe, ale ponad to wybijają się bohaterki. Te charaktery! To zdecydowanie! Ta odwaga! Czytałam z zapartym tchem, ze strony na stronę coraz bardziej zadziwiona! Dlaczego my nic o nich dzisiaj nie wiemy? Zofia Moraczewska to nauczycielka, działaczka, założycielka wielu organizacji, żona Jędrzeja Moraczewskiego (premiera i ministra, co znaczy tylko tyle, że go nigdy w domu nie było, a poza tym to nie te czasy, żeby mężczyzna domem się zajmował), matka czwórki dzieci, wszystkie umarły przed nią. Zofia Sokolnicka założyła również wiele organizacji, nauczała tajnie języka polskiego, walczyła o finansowanie i rozwój nauki. Miała fenomenalną pamięć, którą wykorzystywała w byciu szpiegiem i przenoszeniu tajnych informacji. Straciła wzrok. Z Marii Moczydłowskiej zawsze była trochę aktorka, co wykorzystywała w sejmie uciekając się do sprytnych forteli, gdy nie chciała głosować. Jadwiga Dziubińska była autorką nowatorskich programów pedagogicznych i założycielką wielu szkół rolniczych, o Annie Piaseckiej wiadomo najmniej, ale wystarczy jedna fotografia z pogrzebu, żeby rozpoznać jej charakter, a Gabriela Balicka była doktorem botaniki, kobietą, której mąż stwierdził (po 20 latach małżeństwa), że jednak nie jest jego ideałem żony. Franciszka Wilczkowiakowa ze swoim podejściem do życia (bardzo trudnego!) dzisiaj pewnie byłaby coachem, Irena Kosmowska z posłanki i współtwórczyni konstytucji odznaczonej przez państwo stała jego wrogiem, wrzuconym do więzienia.
I to wszystko w skrócie i dużym uproszczeniu! W dalszym ciągu pozostaję pod olbrzymim wrażeniem tych kobiet! Nie tyko tego, co zrobiły, ale jakie były. Żyły w trudnych czasach i politycznie, i społecznie. Nie zważały na nic, wykorzystywały okoliczności, realizowały swoje cele i pomysły, po każdym upadku podnosiły się i działały dalej. Nic nie mogło stanąć na przeszkodzie, a jeśli jeden sposób nie zadziałał, próbowały drugiego. Były pełne chęci do działania, do służenia krajowi, do dawania tego, co potrafiły najlepiej – pisania, uczenia, organizowania. Walczyły o obecność kobiet w przestrzeni publicznej, rozumiejąc, że samo prawo głosu tak naprawdę nic nie znaczy. Że to nie koniec walki, a dopiero początek. Bo trzeba jeszcze kobiety nauczyć, jak z tego prawa korzystać. Przekonać je do tego. Niejednokrotnie łączyły życie osobiste, prowadzenie domu, wychowywanie dzieci z bardzo aktywnym życiem zawodowym. I nagle powiedzenie przeze mnie, że czegoś mi się nie chce, staje się bardzo mocno nie na miejscu.
Życie w ogóle tylko tyle jest warte, ile w nie wlejemy pogody i chęci do czynu, poza tym to przecież dla wszystkich tylko męka.
Zofia Moraczewska
To książka przede wszystkim o kobietach, ale odbijają się też w nich mężczyźni. Ci prywatni (ojcowie, mężowie, synowie) i ci mający władzę (ministrowie, posłowie, wojskowi). Najczęściej ich wizerunek jest negatywny, są zacofani, niechętni, bojący się władzy kobiet. Czasami zdarza się inne podejście, ale to raczej w ramach wyjątku. Swoje bohaterki Olga Wiechnik osadza bardzo mocno w konkretnej przestrzeni i czasowej, i geograficznej. To pozwala zagłębić się w ich życiorysy, poznać dokładnie okoliczności, w jakich żyły, pracowały, tworzyły.
Muszę też bardzo pochwalić Olgę Wiechnik. Wyobrażam sobie, że zebranie tylu życiorysów, informacji i ważnych wydarzeń w jednym tekście nie mogło być łatwe. Można to było zepsuć, mógł powstać z tego chaos, mogło czegoś zabraknąć. Tymczasem tu jest wszystko – i informacje historyczne, i tło społeczne, i mocno zarysowany główny bohater, który wysuwa się na pierwszy plan. Każdy z życiorysów pierwszych kobiet w sejmie mógłby posłużyć za scenariusz do filmu, serialu czy osobnej książki. Zrównoważenie tego wszystkiego z pewnością było trudne, ale autorce udało się to znakomicie.
Posełki to lektura bardzo zaskakująca. Czytelnik spodziewa się mimo wszystko politycznej historii, a dostaje niesamowicie inspirującą opowieść o kobietach, które mogły wszystko. Mogły nie dlatego, że miały łatwo, że ktoś im dał czy pozwolił. Właśnie nie! Miały trudno, tak trudno, że dzisiaj nie jesteśmy sobie w stanie tego wyobrazić, musiały walczyć o to, co dzisiaj wydaje się oczywiste. Mogły wszystko, bo same w to wierzyły i robiły wszystko, by tak właśnie było. Dla mnie to niesamowita lekcja, którą zamierzam zapamiętać na dłużej.
Ta książka wspaniale się wpisuje w modę na wartościowe książki o kobietach. Bardzo się cieszę, że powstała, bo gdyby nie ona, nie miałabym pojęcia o istnieniu tak niesamowitych kobiet. Warto ją przeczytać i dzielić się nowo nabytą wiedzą! To są wzory do naśladowania, bo nawet jeśli odrzucimy okoliczności historyczne i walkę o prawa głosu, zostaje nam całkiem sporo wartościowych rzeczy – odwaga podążania za własnym głosem, realizacja marzeń, zdecydowanie, życiowe ogarnięcie, stawianie czoła niepowodzeniom i nieszczęściom, radzenie sobie w trudnych sytuacjach i wiele, wiele innych.
Nawet nie spodziewałam się, że wyjdzie mi aż tak długi tekst. Ale ja po prostu uwielbiam historie o silnych kobietach!
♦