Kolejną książką, którą przeczytałam w ramach współpracy z Virtualo było Pudło Niny Olszewskiej. Książki o więzieniach i ogólnie o więziennictwie należą do książek z kategorii czytam, bo są o świecie, którego zupełnie nie znam i nie poznam w inny sposób. Co do tego ostatniego powinnam dodać, że mam nadzieję, że nie poznam, chociaż ostatnia lektura książki Będziesz siedzieć trochę zachwiała moją pewnością w tym zakresie. Więc mam nadzieję, że więzień nie poznam od środka nigdy – lektura jest jedyną drogą przez którą chcę poznawać ten świat. Trochę już tych książek przeczytałam – był na przykład Gad Pawła Kapusty był świetny, pokazujący świat więziennictwa od strony strażników. O klawiszach pisał też Drauzio Varella, brazylijski lekarz, który przepracował w więzieniach trzydzieści lat. Na blogu znajdziecie również rozmowę z nim, bardzo polecam! Teraz do tego grona dołącza książka Niny Olszewskiej.
Autorka zabiera nas do świata więzień. Poznajemy zakłady karne, niektóre tylko z nazwy, niektóre bliżej, bo w nich siedzieli rozmówcy autorki. Z rozmów dowiadujemy się, gdzie dobrze się siedzi, gdzie gorzej, gdzie dobrze karmią, a gdzie są dramatyczne warunki. Każdy rozdział rozpoczęty jest innym paragrafem, co jest świetnym zabiegiem, bo oprócz poznania konkretnych historii, zostanie w głowie też trochę prawa. Czytelnik pozna funkcjonowanie więzień, procedury, zasady, to, jak więźniowie spędzają czas, czy pracują, jak wyglądają widzenia i co się dzieje z człowiekiem, kiedy z więzienia już wyjdzie. Więzienia w tekście Olszewskiej nie są niczym wyjątkowym – to istniejący element naszej rzeczywistości. Być może większość ludzi nie styka się z nim, ale zawsze warto mieć wiedzę i świadomość – i ta książka tego uczy. Oprócz wnętrza, autorka pokazuje również, jak więzienia funkcjonują w relacji ze światem zewnętrznym, jak działa (a raczej nie działa) resocjalizacja i jak utrudnia się współpracę ludziom, którzy chcą pomóc. Po książce zostanie też w głowie realny obraz więzień, a nie ten sensacyjny, znany może z filmów czy gazet. Nina Olszewska zna ten świat – jest córką funkcjonariusza Służby Więziennej. Może dlatego od razu czuć, że książka jest prawdziwa. Paweł Moczydłowski napisał na okładce, że autorka koncentruje się na człowieku, a nie na przestępstwie – i myślę, że do doskonałe podsumowanie całej książki.
Bo najważniejsze w niej są rozmowy z osadzonymi i pokazanie ich życia za kratami. Autorka bardzo uważnie wybrała swoich rozmówców – siedzą za różne rzeczy, są w różnym wieku, reprezentują bardzo różne podejścia do życia i do samego więzienia. Opowiadają o sobie, swoim życiu przed, o pierwszych wrażeniach z pobytu w więzieniu, ale też o planach na przyszłość, po wyjściu. Uczą autorkę życia więziennego, a nas wszystkich tego, jakkolwiek tanio by to nie zabrzmiało, że więzień też człowiek. Nie jest to przecież takie oczywiste, zwłaszcza dla osób, które ze światem przestępczym i więziennym nie mają w ogóle do czynienia – więzienie znają z filmów i kojarzą je jako miejsce, gdzie trzyma się groźnych i złych przestępców. Ja jestem taką osobą – nigdy w więzieniu nie byłam (jako odwiedzająca), nie znam nikogo, kto pracuje w Służbie Więziennej, nie znam też nikogo, kto siedział albo siedzi. Mam w sobie pewnego rodzaju lęk przed więzieniem i więźniami – i myślę, że nie tylko ja. Dlatego trzeba czytać takie książki.
Pudło pozwoliło mi zdobyć realny obraz tego, jak ten świat wygląda – bez upiększeń i metafor, ale też bez dramatów i sensacji. Fakty i sytuacje w tej opowieści bronią się same. Ludzie też. Nie spodziewałam się też tylu emocji w tym tekście. Ale co ciekawe, na początku ich nie zauważyłam. Pomyślałam, że to taka ciekawostkowa książka – przeczytam, zerknę przez kraty, dowiem się, co tam więźniowie porabiają i już. I tak w pierwszym momencie było – ale potem pojawili się ojcowie i dzieci skazanych, odwiedziny żon i dziewczyn, wstyd i przerażenie, świadomość zamknięcia na wiele lat, nadzieja na wcześniejsze wyjście, praca i odkładanie pieniędzy. Więziennictwo w Polsce obserwujemy głównie oczami skazanych, ale nie tylko – wypowiadają się również strażnicy czy psycholodzy – a to wszystko ostatecznie składa się na bardzo spójny obraz.
Na sam koniec chciałabym podkreślić ogrom pracy, jaką wykonała autorka – i na etapie zbierania informacji i rozmów z więźniami, i później przy pisaniu. Mając już zebrany materiał, można było łatwo popaść w przesadę czy właśnie sensacyjność. Mam wrażenie, że autorka uniknęła wszystkich pułapek, jakie na nią czekały. Powstał tekst mądry, bardzo dojrzały, empatyczny, nie oceniający, a pokazujący. Zdecydowanie warto przeczytać!
♦
Wpis powstał we współpracy z