Czego dowiedziałam się w tym miesiącu:
1. W styczniu w Danii jest bardzo, ale to bardzo zimno
2. Pieniądze szczęścia nie dają, ale można za nie kupić samochód, świeczniki oraz przepyszne słodkie bułki.
3. Sowy są GŁOŚNE.
4. Imigracja nie jest dla mięczaków.
Skandynawskiej tematyki możecie mieć już trochę dosyć. Hygge atakuje nas z każdej strony, gdzie się nie odwrócimy starają się nas zmieścić w skandynawskie ramki, a Duńczyków, podobno najszczęśliwszych na świecie, stawiać nam za wzór. I choć możemy się irytować natężeniem tych starań i czasami zbyt ślepym zapatrzeniem w to, że na pewno ktoś ma lepiej od nas, to nie są to sprawy tak całkiem wyssane z palca.
Duńczycy naprawdę są najszczęśliwszym narodem świata, zostało to zbadane wzdłuż i wszerz. Pisałam o tym przy okazji książek o hygge, a zwłaszcza tej napisanej przez dyrektora Instytutu Badań Nad Szczęściem Hygge. Klucz do szczęścia. Z czegoś to musi wynikać i skądś się brać. I choć często książki o tym zbyt blisko ocierają się o banalne poradniki jak żyć, Życie po duńsku jest zupełnie inne.
Brytyjska dziennikarka Helen Russel przeprowadza się do Danii na rok. Mąż (zwany Ludzikiem Lego) dostał pracę (oczywiście w firmie Lego) i obydwoje stwierdzili, że może warto spróbować czegoś innego, niż życia w Londynie. Zgoda żony może na początku nie była całkiem dobrowolna, ale z czasem to właśnie ona podeszła z wielkim entuzjazmem do poznawania swojego nowego otoczenia. Jak rasowa dziennikarka, Helen Russell postanawia odkryć źródło szczęścia Duńczyków, a robi to z urokiem, wdzięcznością i wielkim poczuciem humoru.
Owszem, na końcu każdego rozdziału jest podsumowanie, czego autorka się dowiedziała, a na końcu książki jest 10 rad szczęśliwego życia według Duńczyków, ale na tym podobieństwo do poradników się kończy. Helen Russell rzetelnie opisała swoje 12 miesięcy, ze wszystkimi wzlotami i upadkami, z sytuacjami śmiesznymi i tymi poważnymi, z wpadkami i kryzysami. Każdy to myśli o wyjeździe do Danii powinien tę książkę przeczytać. Znajdziemy w niej mnóstwo historyjek, ale również praktycznej wiedzy – jacy Duńczycy są, co wypada, a co nie, jak się zachować w wielu sytuacjach, jakie są procedury zamieszkania w Danii, ile można zjeść słodkich bułek i po ci im hotele dla opon 😉 Dodatkową wartością jest możliwość zajrzenia do firmy Lego i zobaczenia, jak wygląda praca w niej. A wygląda tak, że masz ochotę rzucić wszystko i jechać pracować w Danii dla Lego 😀
Helen Russel wie jak pisać – czyta się to lekko i z przyjemnością. Podoba mi się rzetelne podejście autorki do tematu i takie zwyczajnie ludzkie. Trochę z Duńczyków się śmieje, wypomina im różne rzeczy, by za chwilę przyznawać im rację i śmiać się z siebie. Zestawia swoje życie w Londynie z tym w Danii i dopiero wtedy widzi, jak bardzo się różnią. Po odpowiedzi na swoje pytania zgłasza się do przeróżnych osób – specjalistów, znajomych, sąsiadów, zwykłych Duńczyków. Dlatego ta książka jest taka ciekawa – tworzą ją po części osoby, które w Danii mieszkają i ją znają. Jeśli chcecie wiedzieć, jak wygląda życie i zwykły codzienny duński dzień, to lektura dla Was.
Na koniec oczywiście coś do książki. Posłuchajcie, co autorka mówi o swoim duńskim roku 🙂
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Ciekawe, ile prawdy jest w tym, że o hygge najmniej wiedzą w samej Danii. A tak bardziej serio – ja bym bardzo chętnie przeczytał z angielskim humorem napisaną relację zderzenia z polską rzeczywistością.
A ja teraz jestem na etapie czytania książek o Islandii (ah ci Duńczycy tak długo okupowali Islandię).
Do tej pory nie interesowała mnie ta duńska filozofia. W ogóle nie interesowało mnie życie Duńczyków. (Choć chciałam mieć te książki ze względu na piękne okładki!)
Ale zaciekawiłaś mnie tym hotelem dla opon! 🙂
Ta książka jest zupełnie inna i warto ją przeczytać choćby z tego względu, że wiele się można dowiedzieć – nie o hygge, ale o samej Danii i Duńczykach 🙂
[…] wartościowa. Bardzo się cieszę, że została wydana. Teraz tylko czekam na książkę w stylu Życie po duńsku, najlepiej napisaną przez jakiegoś obcokrajowca […]