Ostatnio na blogu pojawił się tekst o biografii Arkadego Fiedlera. Nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności i zadałam autorowi kilka pytań. Ponieważ całkiem niedawno mogliście przeczytać wywiad z Piotrem Bojarskim Na regale u Marty Mrowiec postarałam się, aby ta poniższa rozmowa była uzupełnieniem tej pierwszej. Więc serdecznie zapraszam do przeczytania obydwu 🙂
Zacznijmy od samego początku – jak Pan został pisarzem?
Zwyczajnie, gdzieś pomiędzy kolejnymi tekstami prasowymi, bo długie lata byłem dziennikarzem. A może już wcześniej, gdy popełniłem kilka powieści do zeszytów jako nastolatek?
Czy od razu pisał Pan kryminały czy próbował Pan z innymi gatunkami?
Pierwszy kryminał o nieco niefortunnym tytule Tajemnica woźnego napisałem jeszcze w podstawówce. Ale na poważnie: zacząłem od kryminałów, bo to bardzo nośny gatunek. Niby na początku to prosta historia o zabójcy i szukającym go śledczym, a ileż możliwości poprowadzenia akcji i wzbogacenia jej o rzeczy nieoczywiste! Najbardziej lubię klimaty retro i dzięki pracy nad moimi powieściami nieźle się dokształciłem.
Kto jest Pana mistrzem w pisaniu?
Nie ma jednego. W kryminale lubię szczególnie tych, którzy łączą historię z sensacją. Na przykład Phillipe’a Kerra czy Arnaldura Indridassona. Bawi mnie Borys Akunin. Mógłbym wymienić wielu innych.
Pracuje Pan na etacie, a po godzinach pisze. Jak się łączy pracę zawodową z pisaniem książki?
Jeśli masz klarowny podział: do 16:00 praca, hobby po 20:00 to jakoś to idzie 😉 Chociaż czasami bywa trudno z prostej przyczyny: wieczorem dopada zmęczenie.
Ciężko w Polsce być pełnoetatowym pisarzem?
Wspaniale! Ale jeśli to pytanie o to, czy można się z tego utrzymać, odpowiem: można. Choć jeszcze nie należę do tej wąskiej kategorii szczęśliwców.
Mówił Pan o tym, że do tej pory nikt nie napisał całościowej biografii Fiedlera. Skąd u Pana pojawił się ten pomysł?
Zostałem zainspirowany przez Monikę Długą, szefową redakcji Wydawnictwa Poznańskiego. Długo się wahałem, czy dam radę – niemal stuletnie życie Fiedlera z jego mnogością wyjazdów przerażało mnie. Ale – jak widać – oswoiłem ten strach i zaryzykowałem.
Czytał Pan w młodości książki Arkadego?
Dywizjon 303, Dziękuję ci kapitanie… Te podróżnicze jakoś mnie nie wciągały.
A jak u Pana jest z podróżowaniem? Czy Pan lubi, czy wybrałby się Pan na taką daleką, egzotyczną wyprawę?
Lubię podróżować. Bardzo dobrze czuję się np. na południu Europy: we Włoszech, Chorwacji, Grecji. Na egzotyczną wyprawę zwyczajnie mnie nie stać. Na razie przygotowuję się do służbowego wyjazdu do Rosji.
Brzmi bardzo ciekawie! Może Pan coś o tym powiedzieć?
Do Rosji chcemy jechać na początku kwietnia ekipą Poznańskiego Archiwum Historii Mówionej, w którym pracuję. Kręcimy film o pamięci ofiar zbrodni katyńskiej w Poznaniu, stąd wybieramy się do Katynia i Smoleńska, by nakręcić ujęcia z Marszu Pamięci do lasku katyńskiego z udziałem polskich i rosyjskich uczniów. Dla mnie to niebywała okazja zobaczyć to szczególne miejsce – a także nowe doświadczenie zawodowe, po części również dziennikarskie. Oby się udało!
Trzymam kciuki! Nie korciło Pana w ogóle, by ruszyć śladami Fiedlera? Czy w ogóle była taka możliwość?
Nie korciło. Z góry wiem, że nie doświadczę tam takich emocji i wrażeń, jakie były udziałem pisarza. A już na pewno nie potrafiłbym ich tak opisać, jak on.
Był Pan w Muzeum Fiedlera w Puszczykowie? Jeśli tak, to czy mógłby Pan opowiedzieć o tym miejscu?
Spędziłem tam kilkanaście dni, ślęcząc nad osobistymi dokumentami i listami Arkadego Fiedlera. Korzystałem z miłej gościnności synów pisarza. W willi Fiedlera panuje ciekawa atmosfera, którą dopełniają snujące się, egzotyczne zapachy. Muzeum powstało już niemal pół wieku temu i z pewnością przydałby mu się lifting. Wiem, że synowie pisarza mocno o tym myślą.
Co Panu dał Fiedler, czego Pan się od niego nauczył?
Na pewno utwierdził mnie w przekonaniu, że w życiu trzeba twardo iść do przodu. Choćby czasem zacinał ci w oczy deszcz. Bez samozaparcia i pracowitości nie ma sukcesów. Banalne, ale prawdziwe.
A czy coś Pana zaskoczyło w życiu Fiedlera?
Wiele spraw. Na przykład historia jego trzeciego, nieślubnego syna. Albo sposób, w jaki próbował odnaleźć się w komunistycznej Polsce w sytuacji, kiedy cofnięto mu zgodę na zagraniczne podróże w początku lat 50. ubiegłego wieku. Aby nadal być wydawanym, pisarz zdecydował się przerabiać swoje powieści w duchu socrealistycznym. Ale recenzenci z Polski Ludowej zwykle nie byli zadowoleni z efektów.
Jest Pan autorem kryminałów – jakie ma Pan wrażenia po napisaniu biografii?
Że to ciekawe doświadczenie warsztatowe. Jako dziennikarz napisałem wcześniej trzy książki non fiction, ale biografia to szczególny typ reportażu – im dłużej się nią zajmowałem, tym bardziej mi się to podobało. To trochę tak, jak z rekonstruowaniem z drobnych kawałków czyjegoś życia.
Polubił Pan swojego bohatera? Co Pan o nim myśli, jak o człowieku? Mógłby się Pan z nim zaprzyjaźnić?
Chyba jednak polubiłem, choć chwilami wydawał mi się denerwujący i oburzający – np. w zachowaniach względem kobiet. No i bywał porywczy, łatwo wybuchał gniewem – w tym by mi szybko podpadł. Ale i on, i ja jesteśmy zodiakalnymi Strzelcami, więc może jednak znaleźlibyśmy wspólny język?
Da się napisać książkę o bohaterze, którego się nie lubi?
Oczywiście. To daje nawet dodatkową mobilizację – przynajmniej tak to sobie wyobrażam. Ale mu dołożę, ale mu dołożę!… (śmiech)
A jak jest z utrzymaniem obiektywizmu w biografii? Trudno to osiągnąć?
Bardzo trudno. Fiedlera np. oceniamy często z innej, dzisiejszej perspektywy. Coś, co dziś wydaje nam się nie do zaakceptowania – np. instrumentalne traktowanie egzotycznych kobiet przez bogatych, białych mężczyzn – przed wojną nie było odbierane aż tak kontrowersyjnie. Co nie zmienia oczywiście faktu, że to nie było fair.
No właśnie, Fiedler był dość kontrowersyjną postacią – czy jakiś fragment biografii sprawił Panu problem?
Relacje osobiste pisarza. Mnogość kontaktów z kobietami, często w zaskakujących dla biografa konfiguracjach. Z czymś takim zetknąłem się po raz pierwszy.
I jak Pan sobie z tym poradził?
Starałem się unikać ocen, natomiast możliwie szeroko rekonstruować zdarzenia i fakty. Uważam, że nic nie mówi więcej o człowieku, niż jego zachowania, sposób odnoszenia się do innych, relacje utrzymywane przez niego z ludźmi. Myślę, że w książce zgromadziłem sporo takiego materiału obserwacyjnego Fiedlera. Po prosto poddaję go pod osąd czytelników. Jeśli już komentuję, czy oceniam, staram się to robić bez trzaskania drzwiami.
Czy rodzina Fiedlera angażowała się w powstawanie książki?
Synowie życzliwie udostępnili mi sześć brulionów z dokumentami i publikacjami prasowymi o pisarzu. A żona Marka Fiedlera, kustosza muzeum w Puszczykowie, częstowała mnie zwykle bardzo dobrą, egzotyczną herbatą. Za tę otwartość i zaufanie jestem im szczególnie wdzięczny.
Czy czuł Pan na sobie presję napisania pozytywnie o Fiedlerze?
Nie. Raczej starałem się nie przegiąć w przeciwną stronę, odkrywając mniej chlubne wątki w życiu Fiedlera np. w PRL.
Książka dopiero niedawno wyszła, ale czy ma Pan już jakieś informacje zwrotne od czytelników?
Pierwsze sygnały są bardzo miłe i dodają mi otuchy. Zakładam, że te dobre oceny to nie jest element psychoterapii autora…
Co Pan najbardziej lubi w byciu pisarzem?
Kreowanie światów. A potem obsadzanie ich fajnymi bohaterami. Żeby czytający mieli frajdę.