Pisałam ostatnio o książce Co nas (nie) zabije Jennifer Wright. To książka otwierająca serię popularnonaukową Wydawnictwa Poznańskiego. Zrobiłam też o niej film na Youtube, do obejrzenia którego bardzo zachęcam. Im dłużej myślę o tej książce, tym bardziej mi się ona podoba, a im więcej czytałam o pozostałych książkach autorki, tym bardziej chcę je przeczytać. Spontanicznie napisałam do autorki, a na odpowiedź czekałam kilkanaście minut. Za każdym razem zachwycają mnie dwie rzeczy – że żyję w takich czasach, że mogę napisać do autora książki, która mi się podobała, i że są tacy autorzy, którzy poświęcają swój czas i bardzo chętnie odpowiadają na pytania blogerki z Polski. Nawet mnie to wzrusza w jakimś stopniu, bo widzę w tym szczerą radość ze swojej pracy i chęć podzielenia się książką z jak największą rzeszą ludzi. Poniżej znajdziecie naszą rozmowę, która odbyła się w tempie ekspresowym, a po której zapragniecie czytać książki Jennifer Wright, jak i ja zapragnęłam!
W Polsce wyszła właśnie Twoje książka o epidemiach. Wiesz, że tytuł Get well soon został u nas przetłumaczony jako Co nas (nie) zabije? Co myślisz o takiej wersji?
Kocham ją! To był nawet jeden z tytułów, które zaproponowałam po angielsku, ale mój redaktor uznał, że Get well soon jest bardziej powszechnym, amerykańskim zwrotem. Fajnie jest patrzeć, jak tytuły zmieniają się w zależności od kraju. Moja pierwsza książka o rozstaniach i zerwaniach w związkach, It Ended Badly, w Niemczech na przykład ma tytuł Kill your Darlings – i to, szczerze mówiąc, jest chyba nawet lepszy tytuł.
Co nas (nie) zabije jest Twoją pierwszą książką opublikowaną w Polsce, ale jesteś autorką już czterech. Jak zaczęłaś pisać?
Dorastając, uwielbiałam czytać, a nauczyciele często mówili mi, że jestem bardzo dobrą pisarką (co było ulgą dla moich rodziców, ponieważ jestem bardzo zła z matematyki). Myślę, że to właśnie nauczyciele oraz to, że zdobywałam wiele nagród za swoje teksty, gdy byłam młoda, sprawiło, że chciałam coraz więcej pisać, by w końcu stać się przynajmniej całkiem dobrą pisarką. Często zastanawiam się, czy gdyby moi nauczyciele powiedzieli mi, że jestem bardzo dobra w sztuce, czy w muzyce, to zostałabym artystką lub muzykiem. Nigdy się już tego nie dowiemy. Potem, kiedy poszłam na studia, pisałam dla malutkich lokalnych czasopism – robiłam takie rzeczy jak badanie lokalnych dentystów pod kątem „najlepszych dentystów w mieście!”. To nie było dobre pisanie. Ale dzięki temu miałam bardzo bogatą teczkę swoich tekstów, które mogłam pokazać redaktorom po przeprowadzce do Nowego Jorku. Zostałam zatrudniona do prowadzenia strony internetowej, a następnie redagowania działu w gazecie, a potem w końcu odnalazł mnie agent i zaczęłam pisać książki.
Zdecydowanie uważam, że piszę książki bardziej historyczne. Interesuję się nauką o chorobach, ale nigdy nie dowiem się o niej tyle, co lekarze i pielęgniarki. Bardziej interesuje mnie reakcja zwykłych ludzi. Ponieważ choroby zawsze będą z nami – tak jak obecnie jest wirus Coronavirus – miałam nadzieję, że niektóre z reakcji ludzi mogą dostarczyć wskazówek, w jaki sposób ludzie powinni reagować w przypadku chorób w naszych czasach. Nie panikowanie, nie pozwalanie rządowi kłamać na temat chorób, łagodne traktowanie osób chorych to rzeczy, o których ludziom ciągle trzeba przypominać.
Oczywiście kocham je wszystkie, ale moją ulubioną jest właśnie Co nas (nie) zabije. Nie mów tego innym książkom!
Chciałabym, żeby historia była zabawą. Ludzie w przeszłości nie wiedzieli, że żyją w przeszłości. Przebijali się przez życie tak jak my wszyscy – czasem heroicznie, a czasem głupio. To w porządku, żeby śmiać się z niektórych ich działań. Mam nadzieję, że ludzie będą o nich plotkować z takim samym entuzjazmem, z jakim plotkują o celebrytach. Jako dziecko zawsze myślałam o historii jako o bardzo poważnym, świętym interesie. Dopiero później, kiedy zaczęłam czytać więcej tekstów z różnych okresów historycznych, zdałam sobie sprawę, że wielu ludzi było PRZEZABAWNYCH. I małostkowych! I dziwnych, według ich rówieśników! Wspaniale było zdać sobie sprawę, że choć wiele się zmieniło, sposób, w jaki ludzie się ze sobą komunikują i rozmawiają o sobie, pozostaje taki sam.
Czasami! Z Co nas (nie) zabije było ciężko, ponieważ chciałam się upewnić, że poważnie potraktowałam cierpienie ofiar. Jest kilka części książki, takich jak epidemia AIDS, nad którymi dużo płakałam. Jednocześnie w każdym okresie historii występują czarne charaktery, z których można się trochę pośmiać. I myślę, że gdyby ta książka nie była choć trochę zabawna, byłoby zbyt trudno czytać o tych bardzo smutnych chorobach.
Czytam bardzo dużo biografii ludzi z różnych okresów historycznych i bardzo lubię czytać, w miarę możliwości oczywiście, własne relacje ludzi z ich czasów. Biblioteka jest wspaniałym miejscem do zdobywania informacji – spędzam tam długie godziny i przeglądam książki na temat, który mnie interesuje. Studiowałam również łacinę i starożytną grekę, co jest czasami trochę pomocne, kiedy przeglądam materiały ze starożytnego Rzymu. Choć, jak można się spodziewać, nie jest to NAJBARDZIEJ pomocna rzecz, jaką można studiować.
Generalnie staram się pisać o tym, o co się martwię w danym momencie. Moja pierwsza książka była o rozpadach związków i zerwaniach – miałam 20 lat, ja i moi przyjaciele przeżywaliśmy wiele rozstań. Co nas (nie) zabije dotyczy chorób, a wpadłam na temat podczas wybuchu eboli. Następna książka może dotyczyć rodzicielstwa, ponieważ wraz z mężem próbujemy mieć dzieci.
Nie mówię tak, ale duże być może. Teraz jestem bardzo zainteresowana macierzyństwem i tym, co to znaczy być dobrą mamą. Bardzo chciałabym napisać książkę o najgorszych matkach w historii, nawet tylko po to, by uspokoić innych ludzi, którzy zostają po raz pierwszy rodzicami, że przynajmniej nie będą najgorsi!
Pomysł na tę książkę pojawił się podczas wybuchu eboli w 2014 roku. W tym czasie jeden człowiek, Thomas Eric Duncan, wprowadził chorobę do Stanów Zjednoczonych. Ludzie NIENAWIDZILI go za to. Zaczęłam czytać o nim więcej i odkryłam, że zachorował, ponieważ ciężarna córka jego gospodarza miała Ebolę, a on zaniósł ją do szpitala. Kiedy nie było tam łóżek, zaniósł ją z powrotem, by mogła umrzeć z rodziną. Pomyślałam, że to było miłe i heroiczne, i denerwowało mnie, że Amerykanie wydawali się go tak bardzo nienawidzić. Zmusiło mnie to do napisania o tym, kto zachowuje się dobrze podczas wybuchów chorób, a kto źle. Ponieważ choroby mogą tak wiele zabrać, nie muszą jeszcze odbierać naszej dobroci ani ludzkości. Są to cechy, które bardzo trudno jest utrzymać, gdy ludzie się boją, i jestem pod wielkim wrażeniem tych, którzy je zachowują.
Jestem wielką fanką ojca Damiena. Był człowiekiem bez niezwykłych talentów i umiejętności, ale był jedynym, który chciał iść i zostać z trędowatymi i traktować ich jak ludzi, a nie plagę społeczną. Swoją dobrocią i sympatią poprawił ich życie i poszerzył światową świadomość trądu. Jest uważany za świętego, ale myślę, że współczucie jest czymś, do czego każdy z nas może aspirować – nawet jeśli nie możemy aspirować do bycia tak błyskotliwym jak inni bohaterowie w książce, na przykład taki John Snow.
Trudne pytanie! Na przykład rozdział dotyczący lobotomii nie powinien być w książce. To nie jest naturalnie występująca choroba. Ale jestem zafascynowana lobotomią i błagałam mojego redaktora, by pozwolił mi zamieścić ten rozdział. Kiedy dowiedziałam się, że Walter Jackson Freeman jeździł furgonetką o nazwie lobotomobile wykonując lobotomie, byłam zszokowana. Nie mogłam się powstrzymać od czytania o nim, więc ostatecznie redaktor zgodził się, że mogę ją umieścić w książce.
Najpierw napisałam kilka tekstów o chorobach, które mnie interesowały i przesłałam je do wydawnictwa, w którym wydałam swoją pierwszą książkę. Spodobały im się na tyle, że podpisali kontrakt na następną książkę i wypłacili mi zaliczkę, żebym mogła spędzić następny rok pracując nad nią. Ale zanim wysyłam tekst redaktorom, najpierw czytają go moja mama i mój mąż. Głównie dlatego, że potrzebuję kogoś, kto powie mi, że jest ciekawe i dobrze napisane, ale także dlatego, że pomaga mi na tym etapie wyjaśnić wszystko, czego czytelnicy mogliby nie zrozumieć.
Czy było coś, co Cię kompletnie zaskoczyło? Albo coś nowego, o czym się dowiedziałaś?
Najbardziej zaskakującym rozdziałem dla mnie był ten o tanecznej pladze. Poza czymś takim jak ból brzucha, nigdy nie znałam fizycznych skutków, jakie może wywoływać lęk lub rozpacz. Czytanie o kobietach, które spontanicznie oślepły po stracie dzieci na Polach śmierci, lub o ludziach, którzy spontanicznie zaczęli tańczyć po okresie głodu i strasznych stratach, było niezwykle zaskakujące.
Czy mogłabyś polecić jakąś książkę dla kogoś, kto chciałby zgłębić temat po przeczytaniu Twojej książki?
Oh, tak dużo, ale niech będą te dwie. Kocham The Ghost Map Stevena Johnsona – to wspaniała relacja o epidemii cholery w Londynie i o pracy Johna Snowa, by ją pokonać. The Great Influenza Johna Barry’ego, o grypie z 1918 roku jest również wspaniała.
Próbowałam myśleć o lekcjach, jakie wypływały z każdej choroby. Polio może nauczyć ludzi, aby wspólne działania na poziomie krajowym mogą pokonać chorobę, plaga tańca może pokazać ludziom wartość dbania o dobre samopoczucie innych, cholera może pokazać, jak ważne jest skrupulatne prowadzenie dokumentacji. Były pewne choroby, które rozważałam, by je włączyć, ale ostatecznie postanowiłam tego nie robić. Lekcje płynące z na przykład dżumy Justyniana czy angielskich potów wydawały mi się powtarzalne i podobne do tych, któe przynosiły pozostałe choroby z książki.
Szczerze mówiąc, czuję, że każda niezapomniana ciekawostka, jaką mogłam znaleźć na temat chorób, znalazła się w tej książce.
Tak! Moja następna książka, Slay, o kobiecych zabójczyniach we wszystkich epokach (a wśród nich było tyle trucicielek!) wychodzi w przyszłym roku!

Zwykle budzę się dość późno, około 10:30. Przez lata próbowałam wstawać wcześniej, ale w końcu się poddałam. Zwykle rano wychodzę na siłownię, potem wracam, jem lunch i oglądam telewizję, a potem, około 13:00, zaczynam pisać. Na ogół pracuję do 18:30 lub 19:00, wtedy robię obiad dla siebie i mojego męża. Staram się codziennie pisać co najmniej 500 słów. Chciałabym, aby istniał jakiś przepis na dobre pisanie, ale jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że dobrze jest robić to codziennie. Nawet jeśli napiszesz tylko 100 słów (około trzech zdań) dziennie, w ciągu 2 lat będziesz mieć książkę. W niektóre dni te 500 słów przychodzi naprawdę szybko i łatwo, wtedy mogę odpocząć i poczytać książkę do końca dnia. W niektóre dni wracam do pracy po obiedzie, choć zwykle spędzam czas z mężem i oglądamy film lub gramy w scrabble. Czasami około 23 wstaję z łóżka i robię dodatkowe badania lub coś jeszcze napiszę. Do łóżka kładę się około 2. Jedną z rzeczy w byciu singlem, za którymi tęsknię, jest swoboda pisania przez całą noc i chodzenie spać, gdy słońce już wstanie. To jedyny czas, kiedy możesz być całkowicie pewien, że nikt nie będzie chciał do ciebie zadzwonić ani w żaden inny sposób ci przeszkodzić.
Czytam mnóstwo biografii i dokumentów historycznych do pracy, więc w wolnym czasie lubię czytać fikcję. Interesuje mnie wszystko z kobiecymi bohaterkami. Naprawdę lubię też dystopie, takie jak Opowieść podręcznej lub Stacja Jedenaście – może dlatego, że zawsze myślę o najgorszych możliwych scenariuszach.
Wszystko! Zarabiam na życie siedząc w domu i ucząc się rzeczy. To cud! Ogromnym przywilejem jest też zapoznanie ludzi z częściami historii, które mnie rozbawiły i oczarowały. Może możemy się z nich czegoś nauczyć i sprawić, by teraźniejszość była lepsza. Boże, mam nadzieję, że możemy.
Świetnie napisana książka. Kontakt z Czytelnikiem doskonały. Tło historyczne i współczesna argumentacja. Polecam. Jakże aktualna w dzisiejszych pandemicznych czasach. A jednak…epidemie były, są i będą.