Przywykliśmy myśleć, że krajobrazy wywierają na nas największy wpływ, kiedy się w nich albo na nich znajdujemy, kiedy dają nam możliwość poznawania ich bezpośrednio zmysłami dotyku i wzroku. Ale istnieją przecież również krajobrazy, które nosimy w sobie in absentia, miejsca żyjące w naszej pamięci na długo po tym, jak usunęły się z naszej rzeczywistości. Miejsca te – do których powracamy najczęściej wtedy, gdy znajdujemy się od nich jak najdalej – należą do najważniejszych krajobrazów, jakimi dysponujemy.
tłumaczenie Jacek Konieczny
Czytanie tej książki jest niebezpieczne! Pierwszą myślą, jaka się pojawiła u mnie było dawno się nigdzie nie włóczyłam. Opowieść Macfarlane’a uruchamia w czytelniku potrzebę poruszania się, rzucenia wszystkiego i pojechania gdzieś czy choćby pójścia na spacer. Zazwyczaj książki powodują, że nie chce się nam ruszać z fotela – z tą jest odwrotnie. Idealnie byłoby jej wysłuchać podczas wędrówki. Macfarlane to brytyjski pisarz i podróżnik, którego polskim czytelnikom postanowiło przedstawić Wydawnictwo Poznańskie. I o ile Szlakami jestem zachwycona, to mam wrażenie, że to jego Góry staną się bardzo ważną książką dla mnie.
Szlaki to książka, którą trudno ująć w słowa. To bardzo erudycyjna opowieść, dotykająca wielu aspektów. Z jednej strony to osobista historia autora, który opisuje swoje wędrówki, własne przygody. Wspomina ważne dla niego osoby (między innymi dziadków), a siłą napędzającą tę opowieść jest Edward Thomas, angielski poeta i prozaik. Z drugiej to tekst pełen wspaniałych informacji, które połykałam z wielką fascynacją. Sama ilość rodzajów dróg przyprawia o zawrót głowy i skłania do przemyśleń. Droga nagle przestaje być jedynie przejściem z jednego punktu do drugiego, a najważniejsze staje się to, co pomiędzy. Drogi śmierci, drogi duchów, drogi wybudowane kosztem życia budowniczych, drogi pielgrzymek, wąskie dróżki, szerokie trakty, drogi stworzone przez człowieka i te naturalne, szlaki morskie, o których często się zapomina.
Droga staje się punktem wyjścia do poznawania świata. Bo to, co nas wszystkich łączy, to właśnie chodzenie. Autor powie nam, czym jest chodzenie dla Anglików, czym dla Apaczy Cibecue, a czym dla Tybetańczyków. Poznamy legendy, opowieści i mitologie (np. historia Niebieskich Ludzi z cieśniny Minch). Poznamy wiele miejsc – większość opowieści Macfarlane’a dotyczy rejonu Anglii i Szkocji, ale powędrujemy również dalej, między innymi do Madrytu czy Izraela. Przejdziemy najsłynniejszymi, najpiękniejszymi, najciekawszymi szlakami (np. Icknield Way, Broomway) i poznamy fascynujące osoby. W pewnym momencie autor pisze o człowieku, który nazywa się Finlay Macleod. Dlaczego o nim pisze, to przekonacie się sami, ale ja chciałabym Wam przytoczyć, jak Macfarlane go przedstawia – przyrodnik, powieściopisarz, radiowiec, znawca legend, okazjonalnie zaklinacz selkie i przywoływacz fok. Jaki to jest cudny opis! Chciałoby się powiedzieć Tak trzeba żyć!
Mała dygresja. Duża część opowieści Macfarlane’a dzieje się na Hebrydach Zewnętrznych. Dzięki przeczytanym wcześniej książkom Petera Maya czułam się, jakbym wróciła w dobrze znane miejsce. Wyspa Lewis, ludzie tam mieszkający, torfowiska, polowania na ptaki Guga – o wszystkim można przeczytać w książkach Maya. Choć to kryminały, to autor bardzo wiernie oddał szkocką rzeczywistość.
Od pierwszych stron czuć rytm Szlaków. Uwielbiam taką narrację i takie pokazywanie świata. Macfarlane pisze o ciekawych rzeczach w sposób piękny, czasami wręcz baśniowy, z wielkim wyczuciem i uważnością. Brawa również dla tłumacza, Jacka Koniecznego, dzięki któremu tej książki się nie czyta, przez nią płynie. Autor wyruszył dawnymi szlakami, żeby sprawdzić, czego można się z nich nauczyć. Okazuje się, że całkiem wiele – i o tym Macfarlane nam opowiada. Pisze też, że więcej dowiedział się o żywych niż o umarłych. Trudno oddzielić wędrówkę od innych aspektów życia człowieka, więc nic dziwnego, że przeszłość i teraźniejszość mieszały się w tej opowieści. Jak mogłabym podsumować Szlaki? Jako idealne i oszałamiające połączenie geografii, historii, filozofii i literatury. Zawsze największe wrażenie robili na mnie autorzy, których erudycja jest tak wielka, że prawie niewidoczna. Wszystkie fakty wydają się być oczywiste, powiązania między nimi banalne, książki znane wszystkim, a znajomość najdziwniejszych rzeczy i umiejętność połączenia ich z innymi sprawami całkiem zwyczajna. Tymczasem wcale przecież tak nie jest. Do tego Macfarlane sam jest zakochany w literaturze wędrowniczej i dzieli się z nami wieloma tytułami, w które będziemy chcieli się zaopatrzyć po skończonej lekturze…
Tak jak pisałam na początku – lektura tej książki jest niebezpieczna. To zdecydowany faworyt na liście książek – ośmiornic. Nie ma takiej możliwości, by skończyć ją czytać i nie chcieć więcej – wędrówek, podróży, książek, wiedzy. Jedna z najpiękniejszych książek tego roku.
♦
Zdecydowanie mój must have! I jak czytałam Twój opis, to od razu miałam nieprzepartą ochotę wybiec z biura, złapać plecak, obuć się w trampki i iść. Zwyczajnie iść 🙂
Piękny opis Diano 🙂 Ściskam!
Po tym opisie wiem, że muszę mieć
tę książkę na swojej półce! Jak byłam mała często chodziłam z babcią na spacery
po mieście, po parku lub na ogródki działkowe. Uwielbiałam te małe-wielkie wyprawy.
Babcia była dyplomowaną zielarką i zawsze opowiadała mi o mijanych roślinach. Odkąd
sama mieszkam na wsi wyznaczyłam już sobie wiele ścieżek. Mam wyjątkowe
szczęście bo moja okolica jest pełna cudownych pożytecznych krzewów i drzew. Moją
ulubioną porą na spacery jest późne lato i jesień. Zbieram wtedy dziki bez i
głóg na soki. Owoce dzikiej róży na nalewki. Rajskie jabłuszka na konfiturę,
która tak pięknie wygląda w słoiczku, że aż żal ją jeść. Zawsze z
niecierpliwością czekam na śliwę tarninę, o której już chyba wszyscy zapomnieli…
Ale to to najbardziej kocham w moich wędrówkach to, że mimo iż dobrze znam
swoje ścieżki to często coś mnie zaskakuje. Ostatnio na skraju małego lasku i znalazłam
polankę, na której połaciami rośnie topinambur. Czułam, że to dar natury ze specjalną
dedykacją dla mnie.
Po tym opisie wiem, że muszę mieć tę książkę na swojej półce! Jak byłam mała często chodziłam z babcią na spacery po mieście, po parku lub na ogródki działkowe. Uwielbiałam te małe-wielkie wyprawy. Babcia była dyplomowaną zielarką i zawsze opowiadała mi o mijanych roślinach. Odkąd
sama mieszkam na wsi wyznaczyłam już sobie wiele ścieżek. Mam wyjątkowe szczęście bo moja okolica jest pełna cudownych pożytecznych krzewów i drzew. Moją ulubioną porą na spacery jest późne lato i jesień. Zbieram wtedy dziki bez i głóg na soki. Owoce dzikiej róży i czeremchy na nalewki. Rajskie jabłuszka na konfiturę, która tak pięknie wygląda w słoiczku, że aż żal ją jeść. Zawsze z niecierpliwością czekam na śliwę tarninę, o której już chyba wszyscy zapomnieli…
Ale to to najbardziej kocham w moich wędrówkach to, że mimo iż dobrze znam swoje ścieżki to często coś mnie zaskakuje. Ostatnio na skraju małego lasku i znalazłam polankę, na której połaciami rośnie topinambur. Czułam, że to dar natury ze specjalnądedykacją dla mnie.
[…] listopada są te trzy książki. O Szlakach Macfarlane’a pisałam Wam wcześniej, tam możecie przeczytać, jak bardzo mnie ta książka […]
[…] jak pisałam o Szlakach? Robert Macfarlane to zdecydowanie odkrycie dla mnie – nie dość, że pisze o ciekawych […]
[…] w listopadzie, pokażę je razem. Mowa oczywiście o książkach Roberta Macfarlane’a – Szlaki i Góry. Obydwie wspaniałe, pięknie napisane, zabierające czytelnika w daleką podróż – […]
[…] chodzeniu pisałam już kilka razy – przeczytajcie teksty o doskonałych Szlakach Roberta Macfarlane’a czy Filozofii chodzenia Frederica Grosa. Kilka innych książek mam […]
[…] czytałam pierwszą książkę Roberta Macfarlane’a Szlaki. Opowieści o wędrówkach miałam przeczucie, że to coś dla mnie, ale nie miałam pojęcia, że to będzie taka miłość. […]