Migawki z frontu – miesięcznik Znak i książki o reporterach wojennych

Recenzja książki Honoraty Zapaśnik Wojna jest zawsze przegrana spowodowała, że znowu zaczęłam myśleć o tym temacie. Swojego czasu bardzo się nim interesowałam, potem trochę mi przeszło, ale zawsze gdzieś w tyle głowy miałam ten zawód. Zwłaszcza fotoreporterów wojennych, bo robienie zdjęć zawsze pociągało mnie bardziej niż pisanie. A najnowszy numer miesięcznika Znak jeszcze bardziej podkręcił powrót do tych zagadnień. Temat przewodni wrześniowego numeru to właśnie Migawki z frontu. Jeśli macie w sobie ciekawość tego, jak to jest być reporterem na wojnie, albo chcecie wykonywać ten zawód, myślę, że ten numer powinien Was zainteresować.

Kiedy myślimy o reporterach wojennych, najczęściej mamy przed oczami mężczyznę. Ale kobiety również wykonują ten zawód, dlatego najpierw chciałam zwrócić uwagę na książki napisane właśnie przez nie. Kruchy lód. Dziennikarze na wojnie to książka napisana przez jedną z bohaterek książki Wojna zawsze jest przegrana. Kruchy lód jest opowieścią polskiej reporterki, która przedstawia życie codzienne kobiety korespondenta wojennego bez upiększeń i kompromisów. Autorka opisuje swoje wyjazdy do Gruzji, Izraela, Indii, Bangkoku, Serbii oraz Afganistanu. Odsłania szczerą prawdę o tym, co dzieje się przed wyjazdem, w jego trakcie i po powrocie do domu. Pokazuje momenty czasami śmieszne, absurdalne, a także najciemniejsze strony tego zawodu: ciągły lęk przed śmiercią, uzależnienia, problemy w rodzinach, niemożność powrotu do szarej rzeczywistości i trudności, które musi znosić kobieta w świecie bez znieczulenia. Mocna, wzbudzająca emocje lektura. Lynsey Addario jest drugą korespondentką wojenną, o której książce chciałam wspomnieć. To właśnie robię to kronika 15 lat życia autorki nie tylko jako fotoreporterki, ale i kobiety. Addario opowiada o tym, jak nieustające poszukiwanie prawdy na dosłownie każdej wojnie XXI wieku ukształtowały jej życie. Jasno, pięknie, żarliwie dokumentuje skrajne niekiedy doświadczenia i złożone losy innych. To jej praca, lecz i coś więcej: to szczególne powołanie.

Kobietą, którą nie można pominąć jest Grażyna Jagielska. Jej Miłość z kamienia opowiada o temacie z innego punktu widzenia, ale jest on niezbędny do zrozumienia codzienności życia korespondenta i z korespondentem. Mocna, bardzo ważna książka. Chyba żadna inna nie ujęła w lepszy sposób, jak wygląda życie korespondenta wojennego. On był ciągle w drodze, w centrum krwawych wydarzeń. Spotykał się z wojskowymi dowódcami, mordercami i lokalnymi watażkami. Kolekcjonował pamiątki od nich, a po powrocie do kraju otrzymywał dziennikarskie nagrody. Ona – ciągle w domu; skulona pod kuchenką, we wnęce szafy, w łazience. Tu spotykała się z tymi samymi dowódcami, mordercami i lokalnymi watażkami. Kolekcjonowała w sobie lęki i wyobrażenia śmierci męża, a po jego powrocie – obrazy tortur i gwałtów. Jej mąż był najsłynniejszym polskim korespondentem wojennym, ale to u niej zdiagnozowano zespół stresu bojowego, z którego leczyła się w klinice. Grażyna i Wojciech Jagielscy – razem przeżyli 53 wojny. Najtrudniejsza okazała się ta ostatnia, rozegrana między nimi. Jej opis, sporządzony przez Grażynę Jagielską, to jedna z najbardziej sugestywnych i poruszających w polskiej literaturze relacji z pogrążania się w chorobie psychicznej i stopniowego z niej wychodzenia.

Za to w miesięczniku Znak przeczytacie rozmowę z Wojciechem Jagielskim. Ja z jego stylem pisania ciągle nie umiem się zaprzyjaźnić, ale wywiady połykam w całości. W kontekście poznawania pracy korespondenta, takie rozmowy lubię nawet bardziej niż książki. Bo w książkach reporterzy najczęściej się ukrywają, opisują konkretną sytuację w danych kraju i to jest najważniejsze. W rozmowach i wywiadach mogą natomiast skupić się bardziej na swojej pracy, na sobie i na tym, co oni przeżyli. A to jest bardzo ciekawe.

Lektura miesięcznika uświadomiła mi jedną rzecz – tak, może jestem w stanie wymienić kilka najsłynniejszych nazwisk reporterów wojennych, ale do zgłębienia tematu naprawdę mi daleko. Nie miałam pojęcia o tym, że Winston Churchill był korespondentem wojennym, o Hemingway’u coś tam słyszałam, ale bez szczegółów, a takich osób jak Martha Gellhorn czy Wasilij Grossman w ogóle nie znałam. Nie znałam też Patricka Chauvela, którego Reporter wojenny jest podobno bardzo dobrą książką. Podobno, bo jeszcze nie miałam okazji jej przeczytać. Chauvel to słynny francuski fotoreporter, który od trzydziestu kilku lat z ogromnym poświęceniem dokumentuje światowe konflikty. Z właściwą sobie ironią opisuje liczne wyprawy – od debiutu w 1967 roku w Izraelu, po wojnę czeczeńską w 1994 roku. Odwiedził m.in. Wietnam, Kambodżę, Irlandię, Liban, Angolę, Mozambik, Erytreę i Jugosławię. Wielokrotnie zaglądał śmierci w oczy, stał przed plutonem egzekucyjnym, był kilka razy ranny, omal nie utonął u wybrzeży Haiti, porwano go. Był świadkiem ludzkiej nędzy i ludzkiej wielkości, a także przejawów niewiarygodnego okrucieństwa.

Do książek, które na pewno trzeba znać w tym temacie należą 13 wojen i jedna. Prawdziwa historia reportera wojennego. To jedna z lepszych książek, jakie czytałam na ten temat. Trudno sobie wyobrazić, ile niewygodnej prawdy o wojennych oprawcach Krzysztof Miller ujawnił światu. Był świadkiem najważniejszych konfliktów zbrojnych XX wieku. Jeździł do Afganistanu, Czeczenii, Gruzji, Kongo, uczestniczył w wielu rewolucjach, m.in. w Rumunii i Czechosłowacji. Zawsze z aparatem w ręku, czasami obiektywem celując w tych, którzy karabinem celowali w niego. W każdej chwili mógł zginąć, gdyż pocisk bywa niestety szybszy od spustu migawki. Wstrząsająca opowieść, która ujawnia, ile kosztuje news zdobyty dla gazety i jak wysoką cenę trzeba zapłacić za życie na krawędzi śmierci. Miller spisał swoje wyznania w męski, dosadny sposób. Nie można przejść obok jego słów obojętnie. Przekonajmy się, kim trzeba się stać, by wytrzymać piekło wojny.

Z kolei jedną z pierwszych, jakie czytałam było Bractwo Bang Bang. Większość z nas słysząc strzały próbowałaby uciekać. Dziennikarz wojenny reaguje inaczej – szuka kłopotów, a kiedy je znajdzie, stara się do nich zbliżyć i zrobić zdjęcie. Żądza najlepszych ujęć i pozorne lekceważenie ryzyka przysporzyła sławy grupie reporterów: Gregowi Marinovichowi, João Silvie, Kenowi Oosterbroekowi oraz Kevinowi Carterowi, znanej jako Bractwo Bang Bang. Oosterbroek już nie żyje. Został zabity na kilka dni przed pierwszymi powszechnymi wyborami w historii RPA. Carter, który zdobył Pulitzera za kultowe zdjęcie z Sudanu (z małą afrykańską dziewczynką i sępem w tle), popełnił samobójstwo wkrótce po wspomnianych wyborach. Dwaj pozostali, Greg Marinovich oraz João Silva napisali tę książkę, która stała się inspiracją do nakręcenia filmu o takim samym tytule.

Książka, w której spotkamy po raz kolejny najlepszych korespondentów wojennych ma może nieco krzykliwy tytuł, ale jest naprawdę porządna. Książka przedstawia kulisy pracy polskich korespondentów wojennych ‒ Marii Wiernikowskiej, Jacka Czarneckiego, fotoreportera Krzysztofa Millera, Wojciecha Jagielskiego, Wiktora Batera, Miłady Jędrysik, Radosława Kietlińskiego, Waldemara Milewicza, kamerzysty TVN Artura Łukaszewicza, Piotra Góreckiego, Wojciecha Rogacina. Wszyscy oni relacjonowali najważniejsze wojny przełomu XX i XXI wieku. Po czym poznać tych ludzi? Kiedy wszyscy uciekają, bo właśnie rozpoczął się atak, oni biegną dokładnie w przeciwnym kierunku. Choć widzowie i czytelnicy podziwiają ich fachowość, oni sami nierzadko płacą za swą pasję wysoką cenę – chorobą własną lub bliskich, utratą i rozpadem więzi rodzinnych, a czasami życiem. A jednak podejmują ryzyko, bo bycie dziennikarzem, fotoreporterem czy operatorem kamery to nie jest dla nich zwykły zawód, to sposób na życie.

Napisałam na wstępie, że bardziej niż pisanie o wojnie, fascynuje mnie robienie zdjęć na niej. Nie wiem dlaczego, ale zdjęcia uderzają z o wiele większą mocą niż słowa w tym przypadku. W Znaku Jakub Kuza opowiada nam o sześciu zdjęciach zwracając uwagę na to, co najważniejsze – często znamy zdjęcia, albo przynajmniej je kojarzymy, ale nie znamy ich dokładnej historii. Warto się nad nimi pochylić, żeby zgłębić temat, dowiedzieć się, w jakich okolicznościach zostały zrobione i zrozumieć więcej.

A jeśli rozmawiamy o zdjęciach, muszę podać dwie książki. Album Fotografie, które nie zmieniły świata to książka, do której wracam raz na jakiś czas. To więcej niż album i opus magnum zmarłego tragicznie przed rokiem fotoreportera, klasyka fotografii wojennej. To również zaskakująca opowieść o życiu z kamerą, ocieraniu się o śmierć, a także gorzkie rozliczenie z etosem fotografa dokumentującego najbardziej dramatyczne wydarzenia najnowszej historii świata. Ale przede wszystkim to zbiór niesamowitych zdjęć i równie niesamowitych opowieści o kulisach ich powstawania opowiedziane przez Autora.

Z historii fotografii wojennej Henryka Latosia to dobre, historyczne opracowanie. Autor pisze o samym wynalazku fotografii, a historię tej wojennej zaczyna od 1839 roku. Dowiemy się, co uznaje się za początek fotografii reporterskiej, poznamy jej kolejne dzieje i najważniejsze zdjęcia. A sama książka aż prosi się o wznowienie!

 

 

Na koniec zachowałam książkę, o której już pisałam. Zastanawiałam się czy pasuje, bo w końcu to nie jest książka o reporterze wojennym, a reportaż o wojnie. Ale postanowiłam ją tu umieścić, bo autor odkrywa się w tekście mocno i można ją czytać jako opowieść o reporterze. Depesze to książka trudna, wstrząsająca, gęsta od ciężkiego klimatu, słusznie określana jako arcydzieło reportażu wojennego. Pisząc o wojnie, nakreślił też ciekawy obraz korespondentów, w tym samego siebie.

 

W miesięczniku Znak oprócz wyżej wymienionych tematów, znajdziecie jeszcze bardzo ciekawy artykuł Honoraty Zapaśnik o historii reportażu wojennego. Ale poza tematem miesiąca są też inne rzeczy – jeżeli podobała wam się Bułgaria Magdaleny Genow, zainteresuje was jej artykuł o współczesnej sytuacji w Bułgarii, przeczytacie o wojnie na Ukrainie, z okazji roku Herlinga-Grudzińskiego jest tekst o nim, felieton Filipa Springera, fragment książki Wojna nadejdzie jutro, fantastyczny artykuł o ciszy… Polecam śledzić tematy miesiąca i jeśli któryś was zainteresuje, zaopatrzyć się w miesięcznik. To mnóstwo ciekawych informacji, okazji do poszerzenia swojej wiedzy i motywacji do dalszego, samodzielnego poszukiwania.

Wpis powstał we współpracy z