Marzenia są wieczne, pochodzą z Czasu Snu, zgodnie z nimi toczą się dzieje wszechświata. Moje Marzenie jest moim prawem
Murdrooroo
Ta wyjątkowa książka gości w wyjątkowym momencie na blogu – to setny wpis, setna opowieść o książce, która mnie zachwyciła i którą chciałam się z Wami podzielić. Nie mogę uwierzyć, że już napisałam 100 postów. Wydaje mi się, że dopiero co zaczęłam prowadzić blog 🙂 Cieszę się ogromnie, że to zrobiłam i nareszcie dzielę się z Wami tymi wszystkimi wspaniałymi książkami. Więc 100 wpis musiał być wyjątkowy, nie mogła to być żadna inna książka, tylko nowe wydanie Marka Tomalika Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia.
Marek Tomalik to prawdziwy człowiek renesansu, ale przede wszystkim pasjonat i znawca Australii. Zakochany w niej na zabój, jak sam mówi, w poprzednim wcieleniu na pewno był Aborygenem. Jeździ do Australii od 1989 roku, organizuje wyprawy, a mapa Australii z przemierzonymi przez niego drogami robi wrażenie! Zajrzyjcie na stronę Marka Tomalika, znajdziecie tam naprawdę wiele informacji – o książkach, o wyprawach, o Australii. Może ktoś z Was ma ochotę na wyprawę razem z nim?
Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia to kolejna książka Marka Tomalika, w której daje wyraz swojej miłości do Australii. I jak zwykle robi to doskonale. To perfekcyjne połączenie wspomnień z wypraw i wiedzy o Australii. To taka książka, którą ktoś zainteresowany wyjazdem lub po prostu Australią, musi przeczytać. Bo znajdzie tam wszystko. Marek Tomalik hojnie dzieli się z czytelnikiem swoimi przygodami. A trzeba pamiętać, że Tomalik w Australii nie jest turystą, który podąża wytyczonymi szlakami i pije szampana pod Uluru. Jest podróżnikiem i odkrywcą, to on wytycza szlaki, a jeśli już podąża czyimś śladem, to jest to ktoś taki, jak Paweł Edmund Strzelecki. Dzięki jego opowieściom możemy poznać miejsca i ludzi, których sami być może byśmy nie spotkali czy odkryli. Możemy zajrzeć do outbacku, przyjrzeć się Aborygenom, obserwować zwykłe, codziennie, australijskie życie. Historie Tomalika mają pełną rozpiętość – od pokonywania najtrudniejszego szlaku Canning Stock Route, przez spotkania z rodakami, po relacje z pubów i stacji benzynowych. Wszystkie te historie łączą się ze sobą i przedstawiają obraz prawdziwej Australii. Obraz, który można poznać dopiero po wielu latach poznawania danego kraju i jego mieszkańców, i to tylko wtedy, gdy ma się w sobie ogromne pokłady ciekawości, cierpliwości i otwartości.
Same te historie wystarczyłyby, żeby stworzyć świetną książkę. Ale Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia ma jeszcze wiele innych zalet. Przede wszystkim Marek Tomalik przemyca w niej informacje o historii Australii. Znajdziemy tam również obszerne fragmenty o faunie i florze kontynentu, o fantastycznych miejscach, które warto odwiedzić, a których czasami nie znajdziemy w przewodnikach. Bardzo ucieszyłam się, gdy dotarłam do rozdziału o mentalności Australijczyków. Czasami sobie myślę, że mnie tam tak ciągnie właśnie przez to no worries i go as you flow. Znajdziemy słowniczek wyrażeń slangowych, listę rzeczy niezbędnych do przetrwania w buszu czy przykazania buszmena. Poznamy historię Strzeleckiego, mity Aborygenów, dowiemy się, dlaczego Melbourne jest najbardziej przyjaznym miastem na świecie i jak zrobić rosół z warana.
Do tego wszystkie opowieści są ilustrowane przepięknymi zdjęciami, od których czasami nie można się oderwać. Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia to książka do czytania, do oglądania i kontemplowania. Bo Marek Tomalik, nie dość że podróżuje i przeżywa przygody, nie dość, że je pięknie uwiecznia na zdjęciach, to jeszcze umie pisać. Jego relacje są żywe, pełne emocji, pasji i ciekawości świata i ludzi. A i sam autor łączy w sobie ciekawe i skrajne postaci – z jednej strony twardziela, któremu australijski outback nie straszny, z drugiej strony poety, który zachwyca się australijskimi przestrzeniami. A poezji tej książce nie można odmówić. Tomalik pięknie maluje słowem obrazy miejsc, zachodów i wschodów słońca, noclegów w buszu pod gołym niebem. Chce się tam być razem z nim, doświadczać tego, co on, być chociaż świadkiem tego magicznego przyciągania między nim a Lady Australią.
Mogłabym napisać, że książka Marka Tomalika to mini kompendium wiedzy o Australii. Bo trochę tak jest. To wspaniały początek, jeśli ktoś interesuje się Australią, podróżami, odkrywaniem i poznawaniem innych kultur. Ale ja widzę w tej książce przede wszystkim kompendium miłości do Australii. Taką najlepszą z możliwych – Marek Tomalik zachowuje równowagę – kocha ją, ale wie, że nie jest idealna. Nie stawia jej na piedestale, nie idealizuje jej.
Pisząc o Australii czuję presję. Presję tego, że cały kontynent, jego historia i pierwsi ludzie go zamieszkujący są owiani legendą. Aborygeni we współczesnym świecie są postrzegani jako naturalna część krajobrazu Australii, jako przedstawiciele nietypowej i oryginalnej kultury opartej na mitach i snach. Aborygen to synonim słów tajemniczość, magia, duchowość. Badania prowadzone przez ostatnie stulecia przedstawiły naukowo każdy aspekt Australii – od odkrycia kontynentu, jego formowanie się poprzez epoki geologiczne przez czas pojawienia się pierwszych śladów człowieka i spisu niezwykłych gatunków flory i fauny, aż do antropologicznych rozważań nad najdrobniejszymi elementami życia codziennego australijskich Aborygenów. Cały kontynent został rozebrany na części pierwsze, przeanalizowany przez zastępy naukowców i opisany w wielu tomach. A mimo to w dalszym ciągu nad Australią unosi się coś nieuchwytnego, jakaś tajemnica. Tajemnica związana z pierwszymi mieszkańcami tego kontynentu, którzy mimo procesu akulturacji, zachowują odrębność i pierwiastek czegoś nadprzyrodzonego. Tak jakby wiedzieli o czymś, o czym my nie mamy pojęcia. Jakby pamiętali to, co my zapomnieliśmy już dawno temu. Jakby widzieli więcej, sięgali dalej, rozumieli głębiej. W dalszym ciągu możemy powtórzyć za Markiem Twainem: Australijska historia nie przypomina historii, ale najpiękniejsze kłamstwo…Jest pełna niespodzianek i przygód, sprzeczności i rzeczy niewiarygodnych, ale to wszystko prawda, wszystko rzeczywiście się zdarzyło.
Napisać książkę o tym kraju skrajności nie jest łatwo. A napisać tak, żeby oddać ducha Australii, żeby zaznaczyć to, co jest najważniejsze, żeby spleść ze sobą przeszłość i teraźniejszość, jest jeszcze trudniej. Markowi Tomalikowi się udało i będzie udawać, bo taka jest siła miłości, prawda?
♦
◊ Dwie książki, o których wspomina Marek Tomalik, które muszę zakupić na moją australijską półkę i przeczytać to Australijski dramat Alana Mooreheada o pierwszej próbie przejścia przez cały kontynent z południa na północ i Ostatni koczownicy W.J. Peasley’a o ekspedycji w głąb Pustyni Gibsona, której celem było odszukanie Warriego i Yatungki.
[…] blog o książkach, które lubi bardziej niż ludzi – recenzję książki „Australia, gdzie kwiaty rodzą się z ognia” pisze Diana Chmiel >>> […]
A to ciekawa synchroniczność – mi WordPress podpowiada, że dzisiejszy wpis będzie mym 50.
Też można świętować 🙂
O Australii czytałam jedynie powieści, nigdy konkretnej podróżniczej, reportażowej, ani nawet turystycznej. Teraz wiem, po kogo sięgnąć, jak najdzie mnie na Australię 🙂
Najlepszego z okazji setki 😉
Dziękuję! 🙂 :* Jak najdzie na Australię, to tylko po Tomalika! 🙂
[…] podróżnicze. „Lady Australia” nie jest dla mnie książką o Australii, tylko o emocjach. „Australia, gdzie kwiaty rodzą się z ognia” – owszem, jest o Australii ale w ujęciu popularnonaukowo-reportażowym i trochę przygodowym. […]
[…] 08.01.2016 Na blogu „Bardziej lubię książki niż ludzi” ukazała się recenzja drugiego wydania … […]
[…] znacie moje uczucia do tego kontynentu. Do tej pory mogliście przeczytać recenzję nowego wydania Australii. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia oraz rozmowę z Markiem Tomalikiem, którą w dalszym ciągu serdecznie polecam. Najnowsza […]
[…] i wyjechać. Tomalik organizuje również wyprawy do Australii. Na blogu znajdziecie tekst o Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia (wybaczcie dwie okładki powyżej, ale obydwie są zjawiskowe) oraz wywiad z Markiem […]