Przekraczając nasze ograniczenia, sięgając poza granice ludzkiego świata, poznaliśmy coś z jego prawdziwego piękna. W najgorszych chwilach udręki wydawało mi się, że odkryłem głębokie znaczenie istnienia, którego dotychczas nie byłem świadomy. Zrozumiałem, że lepiej być lojalnym niż silnym. Na ciele noszę znamiona naszej gehenny. Zostałem uratowany i zdobyłem wolność. Ta wolność, której nigdy nie stracę, dała mi pewność i spokój spełnionego człowieka. Dała mi rzadką radość kochania tego, czego niegdyś nie doceniałem. Rozpoczęło się dla mnie nowe, wspaniałe życie.
Tłumaczenie Rafał Unrug
Czytanie książek o wspinaczce wysokogórskiej to dla mnie wielka przygoda. Mam już wiele takich lektur za sobą, ale braków mam chyba jeszcze więcej. Zdaję sobie z tego sprawę, a jeszcze bardziej uświadomiła mi to rozmowa z Bartkiem Dobrochem, który jednym tchem wymieniał wspaniałe książki o górach. Nie te współczesne o wyprawach czy biografie wspinaczy, a te z początków wysokogórskich przygód. Kiedy wydawnictwo Marginesy wznowiło Annapurnę Maurice’a Herzoga, wiedziałam, że to idealny moment, by zacząć nadrabiać zaległości. Bo czy można uczciwie powiedzieć, że uwielbia się czytać o górach nie znając Annapurny Herzoga?
Wyjątkowość tej książki przede wszystkim wynika z tego, że opisuje pierwsze wejście na ośmiotysięcznik. Dzisiaj, kiedy do zdobycia został nam już tylko jeden (zimą, bo w innych porach roku zostały zdobyte już wszystkie i to wielokrotnie) możemy sobie jedynie wyobrażać, jaką sensacją było to wydarzenie. 3 czerwca 1950 roku Maurice Herzog i Louis Lachenal stanęli na szczycie Annapurny udowadniając całemu światu, że jest to możliwe i rozpoczynając czas wielkich marzeń i wielkich wypraw. Nie chcę za bardzo rozpisywać się o szczegółach samej wyprawy, bo jeśli jesteście tego ciekawi, powinniście przeczytać tę książkę. Zwłaszcza dzisiaj, lektura Herzoga jest fantastyczną podróżą w przeszłość, ale też wspaniałym punktem odniesienia do współczesnej wspinaczki. Znając Annapurnę możemy prześledzić drogę od początków zdobywania ośmiotysięczników do dzisiaj. Widzimy, co się zmieniło, możemy domyślać się dlaczego i jak. To bezcenne informacje, jeśli chcemy wspinaczkę postrzegać z pełną świadomością i całościowo, a nie jako pojedyncze wyprawy.

Louis Lachenal, Jacques Oudot, Gaston Rebuffat i Marcel Schatz (fot. Marcel Ichac)
Annapurna to szalenie odświeżająca lektura. Na chwilę zapominamy o kłótniach i przepychankach (choć i tych nie brakowało w 1950 roku i później, co tylko pokazuje uniwersalność pewnych zjawisk i zachowań), o wyścigu kto pierwszy, kto lepiej, o sponsorach, o rozmowach, że wspinaczka jest komercyjna, o tym, że każdy kto się wypowiada chce mieć rację, o bezpośrednich relacjach z obozów, o wspinaczach-gwiazdach. W 1950 wyglądało to zupełnie inaczej. I nie mówię tu nawet o sprzęcie, ubraniach, możliwościach wspinaczki. Nawet nie o ciszy, która w górach była, o oddaleniu i oderwaniu od rzeczywistości. Ale o pytaniu, które można zadać – jak to jest wspinać się na pierwszy ośmiotysięcznik, wiedząc, że jeśli się uda, będzie się pierwszym człowiekiem, który tego dokonał? Że nigdy nikogo tak wysoko nie było? I czy to w ogóle możliwe? Co więcej (i co mi osobiście chyba najbardziej zapadło w pamięć i serce) to wyprawa, podczas której nie tylko trzeba wejść na wierzchołek – trzeba w ogóle najpierw znaleźć drogę, którą dojdzie się do góry!! Wyobrażacie sobie dzisiaj coś takiego? Wśród tych wszystkich prognoz, map i GPSów? A oni, grupa mężczyzn, pojechali w góry bez niczego, jedynie z zamiarem zdobycia jakiegoś ośmiotysięcznika i z lokalnymi mapami, które były mocno nieprawdziwe. Oczywiście, na pewno byli przygotowani, więc jest to w jakiś sposób uproszczenie, ale chodzi mi o podkreślenie różnic. Czytałam z zapartym tchem, kiedy wpinacze podzielili się na dwie grupy, z których każda miała szukać szczęścia na innej drodze. Sprawdzali, którędy można dostać się na szczyt i do której góry łatwiej podejść. Sprawdzali to własnoręcznie, szli i kiedy już dalej pójść nie można było, wracali i zaczynali gdzie indziej. A grupy ze sobą komunikowały się za pomocą Szerpów, którzy poruszali się między jedną grupą a drugą. Nie było wtedy kłótni i oskarżeń o to, że ktoś nie odbiera radia 😉 Do tego dochodzi awanturniczość, czego się po tej książce nie spodziewałam. Amputacje palców w pędzącym pociągu (no ok, na przystankach, bo jednak podczas drogi za bardzo trzęsie)? Czemu nie! Fenomenalna lektura!
I jeszcze jedno, coś co mnie zupełnie rozbawiło i najbardziej pokazało różnice pomiędzy tym, co kiedyś, a tym, co dzisiaj. Wyobrażacie sobie alpinistę, który zabiera w góry papierosy i pozwala sobie na jednego podczas przejścia na wysokości 5000 metrów, kiedy jest głodny, zmęczony i przemoczony? Ja też nie. Nie to, żebym promowała palenie papierosów w górach, ale jest dla mnie w tej scenie coś epickiego. Ktoś, postawiony przed granicą własnych możliwości, może nawet już ją przekraczający, przypuszczalnie z głową pełną emocji i myśli, pozwala sobie na (być może) ostatnią przyjemność. To takie ludzkie i szczere.
Trzeba oczywiście pamiętać, że relacja Herzoga jest subiektywna, a później pojawiły się też zarzuty, że może nie do końca wszystko uczciwie przedstawił. Jak wspomniałam wcześniej, to tylko dowód na to, że pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. Abstrahując zupełnie od tego – Annapurna to wspaniała lektura. Mówi się o niej, że jest najsłynniejszą alpnistyczną książką. Była pierwszą relacją z wyprawy na ośmiotysięcznik, więc z jednej strony nic dziwnego. Ale z drugiej nie można odmówić Herzogowi umiejętności opowiadania (oddanej doskonale przez tłumacza Rafała Unruga). Opowieść Herzoga jest fascynująca – może dlatego, że opowiada o czymś robionym po raz pierwszy? Dlatego, że tamci wspinacze nie wiedzieli tego, co wiemy dzisiaj my? To obowiązkowa lektura dla każdego, kto lubi literaturę górską. I dla każdego, kto myśli, że ma na ten temat coś do powiedzenia.
♦
Szczerze mówiąc, to nie pamiętam czytania książki o górach innej niż “Dzika droga”, a to i tak nie o wspinaczce, a o przejściu przez szlak. Ale samo czytanie o tym, jak wielką przyjemność Ci sprawia lektura o takiej wyprawie jest sporą frajdą. I tak, to bardzo romantyczna wizja z tym papierosem 🙂
Swoją drogą fakt, że nikt nie zdobył jeszcze K2 zimą świadczy o tym, jak nieludzki będzie to wyczyn. W dobie doskonałego sprzętu i całej reszty natura i tak wygrywa.
[…] jeśli interesujecie się taką tematyką. Wspaniałe zestawienie – klasyka gatunku Annapurna Herzoga i nowa biografia Artura Hajzera autorstwa Bartka Dobrocha. Dwie bardzo dobre opowieści. Mimo […]