To właśnie nauka płynąca z historii: w dłuższej perspektywie wiara w trwałość tego, co jest tu i teraz, może być myląca.
Kilka razy pisałam Wam, że uwielbiam czytać o rzeczach, których w życiu nie robię, których nie znam i raczej nigdy nie poznam. Wykorzystuję książki do poszerzania swoich horyzontów, a moje zainteresowania są ciekawe, delikatnie mówiąc. I tak czytam sobie o wspinaczach, nie odczuwając potrzeby pójścia w góry; o mordercach, nie planując żadnego zabójstwa we własnym wykonaniu; o historii medycyny i lekarzach, nie myśląc zupełnie o zmianie kariery. Tak samo jest z książkami o historii kuchni. Książki kucharskie w większości przypadków mnie nudzą, a z tematu gotowania najbardziej lubię jedzenie. Ale książki o historii jedzenia to już zupełnie coś innego! Dwa lata temu pisałam o książce W kuchni jak na wojnie, tam możecie przeczytać o moim zachwycie nad spojrzeniem na historię przez kuchnię i jedzenie.
Rzecz nową dobremu smakowi w modę wprowadzić jest to rzeczą trudniejszą, niż najcudowniejsze w stroju wprowadzać mody.
Kalendarz polityczny, 1775
Kapłony i szczeżuje przyciągnęły mnie okładką i tytułem (boski, prawda? a teraz przyznać się, kto wie, co to są kapłony i szczeżuje?), ale wcale nie zamierzałam jej czytać. Wzięłam tylko do ręki w celu przejrzenia – ale jak zaczęłam, nie mogłam odłożyć, dopóki nie skończę. Nawet nie wiem, od czego to zależy. Może dlatego mnie tak wciągnęła od razu, że to rozmowa Jarosława Dumanowskiego z Magdaleną Kasprzyk-Chevriaux? Sam fakt, że to dialog być może wywołał we mnie uczucie słuchania ciekawej rozmowy, a nawet brania w niej udziału, a nie czytania książki. Jeśli do tego dojdą ciekawi rozmówcy, którzy mają naprawdę świetne rzeczy do przekazania, wiele ciekawych anegdot i ogrom wiedzy – nie pozostaje nic innego tylko skorzystać.
Spojrzenie na historię przez pryzmat kuchni wydaje się być dziwne, ale tylko na początku. Bardzo szybko okazuje się, że przez i dzięki jedzeniu można poznać ludzi, ich zwyczaje, całe epoki, wielkie wydarzenia historyczne, ale też zwykłą codzienność tych najbiedniejszych. Nasza kulinarna historia, nasze jedzeniowe zwyczaje, produkty, które znaliśmy, jedliśmy i gotowaliśmy ukształtowały naszą dzisiejszą rzeczywistość. Nie jest to jednak tak proste, jakby się mogło wydawać.
Autorzy udzielają nam fantastycznej lekcji historii. Przeszłość przeplatają z teraźniejszością, pokazują jak kiedyś wpłynęło lub mogło wpłynąć (bo brak źródeł) na dzisiaj. Zobaczymy, jakie kuchnia ma znaczenie, porównamy co jedzono kiedyś, a co dzisiaj – a potem zatęsknimy do kulinarnego kiedyś. Odkryjemy, jak kiedyś poszczono i zrozumiemy, że dzisiaj jemy za dużo. Nie miałam pojęcia, jak bardzo coś tak prozaicznego, jak jedzenie, było uzależnione od wiary. Dowiecie się też, dlaczego naprawdę powinniśmy ograniczyć mięso i jakie ku temu są historyczne przesłanki. Jakie są smaki, czy istnieją kuchnie narodowe i że współczesny człowiek naprawdę nic nowego nie wymyślił, jeśli chodzi o zdrowe odżywianie. Ostatni rozdział zabierze nas w świat kulinarnej rekonstrukcji – coś, o czym ja nie wiedziałam zupełnie nic przed lekturą. Jeśli jesteście ciekawi, co Bona przywiozła ze sobą i czym była włoszczyzna, co to są tytułowe kapłony i szczeżuje, co z tym jedzeniem mięsa, chcielibyście poznać kulinarne mity i anegdoty, odkryć, które dzisiejsze przekonania są prawdziwe, a które nie – czytajcie!
Mam silne przekonanie, że to książka nie tylko dla kulinarnych geeków. A może właśnie najmniej dla nich. Chciałabym, żeby sięgnęli po nią zwykli czytelnicy i odkryli, jak bardzo historia może być fajna, jak historia jedzenia może być ciekawa i jak dużo można się z niej nauczyć. Książka jest określana jako jedna z najważniejszych książek o tematyce kulinarnej, jakie zostały wydane w Polsce w XXI wieku. Z pewnością to bardzo cieszy autorów. Ja się pod tym podpisuję, choć zupełnie nie zdaję sobie sprawy z tej wartości – nie jestem obecna w kulinarnym świecie, więc trudno mi podkreślać, jak ważna książka w nim jest. Ale z perspektywy kogoś, kto lubi dowiadywać się nowych rzeczy i lubi czytać ciekawe historie – jestem zachwycona i gorąco polecam! A to, myślę, że komplement równie istotny, jak pochwały ze środowiska.
A na koniec jeszcze słowo uznania dla wydawnictwa Czarne za sposób wydania. Przepiękna okładka (wykorzystano fragment akwaforty Dwie małpy jedzące ostrygi Quirina Boela, 1635–1690, na podstawie obrazu Davida Teniersa Młodszego, ze zbiorów Rijksmuseum), a za projekt graficzny okładki i stron tytułowych odpowiada Mroux. Znajdziemy w niej też zdjęcia, ilustracje, strony z książek kucharskich. Naprawdę warto wziąć ją do rąk!
♦
nie wiedziałam co oznacza tytuł, ale mi skojarzył się z czarami, zabobonami coś na ludowo trochę 🙂 okładka fakt interesująca zresztą jak recenzja. asia
[…] znaczenia. Nadrobiłam wiadomości o zapomnianej kuchni polskiej i dowiedziałam się, co to są Kapłony i Szczeżuje. Było też wiele podróży. Poznałam Nieznane życie lodowców, Zaginiony kontynent, […]
[…] warto zwrócić uwagę. Pisałam już kiedyś o książce, która skupia się na historii jedzenia (Kapłony i szczeżuje) czy o książce opowiadającej o wpływie jedzenia na historię (W kuchni jak na wojnie). Obydwie […]