Pod koniec września pojawiła się kolejna książka Wydawnictwa Nawias – Żganie w boku i krople dziewięciorakie. Pamiętacie mój zachwyt nad pierwszym wydanym pamiętnikiem medycznym – Wcierkami rtęciowymi i obcęgami? Jeśli nie, to wpadnijcie do poprzedniego tekstu i przeczytajcie chociaż wyróżnione cytaty! Sabina Skopińska wprawdzie nie jest tak zabawna jak Zofia Karaś, ale i tak Żganie w boku to doskonała lektura. Bardzo doceniam te książki przede wszystkim za to, że przybliżają czytelnikowi realia życia w Polsce. Zaczytuję się w książkach medycznych, uwielbiam przecież czytać o historii medycyny, ale do tej pory nie wpadły mi w ręce książki o historii medycyny w Polsce. Dopiero te medyczne pamiętniki trochę mnie wprowadzają w ten temat.
Pamiętnik Zofii Karaś był prześmieszny, Sabina Skopińka również żartuje, podchodzi z dystansem do swojego zawodu, opowiada anegdotki i różne ciekawe i dziwne sytuacje, choć jest tutaj więcej konkretnych informacji niż żartów. Czuć, że Skopińska była osobą ciut poważniejszą od Karaś. A może po prostu Karaś lepiej puentowała pewne rzeczy. I tak jak zwykle nie porównuję autorów ze sobą, tak tutaj nie mogę się oprzeć. Może sprawia to forma pamiętnika, może to, że obydwie są bardzo bezpośrednie i bardzo je w tym tekście widać. Sabina Skopińska w dwudziestoleciu miedzywojennym była lekarką w Poznaniu i okolicach, potem przeniosła się do Warszawy. W swoim pamiętniku opisuje wizyty wizyty u siebie w gabinecie (trafił się szantażysta, mnóstwo symulantów, wywyższające się panie), ale spora część jest poświęcona jej wyjazdom do okolicznych wiosek. I z jednej strony taki pamiętnik jest fantastycznym zapisem stanu ówczesnej medycyny – co jest w dużym stopniu przerażające, jak przeczytamy o tym, jak się ludzie wtedy leczyli, w co wierzyli, a czego się bali (choć z drugiej strony dzisiaj też mam antyszczepionkowców i ludzi, którzy wierzą w magiczną moc kryształów, a wydawałoby się, że naukę mamy całkiem nieźle rozwiniętą).
Dom, co prawda, stał nad samą rzeką, w “zaczarowanym” dla mnie miejscu, między mostem kolejowym a młynem. Z okien było widać na przeciwległym brzegu las dębowy i urocze gaje ciągnące się nad Wartą. Ale to wszystko należy do poezji. Proza była następująca. Brak kanalizacji i ubikacji w domu, brak elektryczności , a jedynie tylko oświetlenie gazowe. Wejście przez wiejskie podwórze, po którym spacerowały świnie i kury, brak telefonu, brak komunikacji z miastem…
Z drugiej strony to wspaniały obraz Polski w ogóle, nie tylko od strony medycznej. Skopińska mieszka w mieście i opisuje funkcjonowanie Poznania (potem Warszawy). Jeździ dużo po okolicznych wioskach i przedstawia nam ich obraz – biedę, zacofanie, brak edukacji, próby samobójcze, kazirodztwo. Całkiem dokładnie zapoznaje nas z działaniem (i nie działaniem) ówczesnej służby zdrowia – opisuje Kasy Chorych, przepaść pomiędzy teorią a praktyką, postrzeganie kobiety jako lekarza. Dowiemy się nawet, jaki był poziom komunikacji pomiędzy miastem a wioskami. Jednym słowem, taki pamiętnik to wszechstronne źródło informacji, nie tylko dla tych, których interesuje historia medycyny. Jak ludność przyjęła nową lekarkę? W jaki sposób lekarze zarabiali pieniądze? Jak wyglądała nocna praca lekarza na wsi? Skopińska opisuje pijaństwo i bezrobociej, porody, grypę z 1929 roku, sporo miejsca poświęca też gruźlicy, trafia się nawet sekretarka samego pana ministra.
Mam poczucie, że tekst Skopińskiej jest bardziej socjologiczny niż medyczny. Choć medycyny tu dużo, to jednak Skopińska jest uważną obserwatorką świata, w jakim żyje i procesów, które w nim zachodzą. Obserwuje ludzi i zjawiska i nie waha się ich komentować. Wyraża własne zdanie, krytykuje, kiedy wydaje się jej to słuszne, zastanawia się nad poprawkami i ulepszeniami. Bardzo cenię takie kobiety i cieszę się, że mogłam dowiedzieć się o istnieniu Sabiny Skopińskiej.
Te pamiętniki mają jeszcze jedną zaletę – są pisane fantastycznym językiem, który dzisiaj w pewnym momentach może być już całkiem niezrozumiały. To wspaniała językowa podróż w czasie. Miałam olbrzymią przyjemność czytać te zdania – niektóre brzmiały tak ładnie, że czytałam je na głos. Choć pewnie powieści w takim wydaniu bym nie przeczytała, to tutaj bardzo dobrze się sprawdził. Dzięki temu czytelnik przenosi się od razu w tamte czasy! Jeśli lubicie medyczne klimaty albo chcecie wiedzieć, jak wyglądało życie w międzywojennej Polsce (ale nie chcecie pochłaniać historycznych tomów) to przeczytajcie koniecznie!
♦